Chodzi oczywiście o rynek pracy w odniesieniu do pracodawców. To oni dalej będą musieli borykać się z problemem braku pracowników. Ponadto będą musieli pracować nad standardami współpracy z pokoleniem Z. Co więcej będą musieli przyspieszyć także proces robotyzacji i automatyzacji – mówi w wywiadzie dla portalu BiznesTuba.pl Krzysztof Inglot, Prezes Zarządu Personnel Service – największej tego typu firmy w Polsce.

Podsumujmy na początek 2019 rok na rynku pracy. Jaki to był rok?

Ciekawy. Bezrobocie spadło do rekordowo niskich poziomów, co skutkowało pogłębiającym się deficytem kadrowym, zwłaszcza, że liczba nowo utworzonych miejsc pracy utrzymywała się na wysokim poziomie. Zakładam, że 2019 rok zakończymy z liczbą ok. 700 tys. nowych etatów, co jest poziomem zbliżonym do tego z 2018 roku.

Deficyt na lokalnym rynku pracy na szczęście mogliśmy łatać dzięki Ukraińcom. Z naszego najnowszego „Barometru Imigracji Zarobkowej” wynika, że aż 3 na 4 pracowników z Ukrainy to kadra niższego szczebla. To w głównej mierze efekt uproszczonej procedury zatrudniania i zbyt krótkich pozwoleń na pracę. Pracodawcom nie opłaca się ściągać i wdrażać pracownika wyższego szczebla, który zaraz wyjedzie z Polski.

Przyjeżdżają na krótko i przede wszystkim oszczędzają?

Krzysztof Inglot, Prezes Zarządu Personnel Service

W 2019 roku nic się nie zmieniło w zakresie oświadczeń dla zatrudnionych zza wschodniej granicy. Dominowały oświadczenia na pół roku. Większość kadry ze Wschodu przyjeżdżała do Polski na 3 do 6 miesięcy. W tym czasie oszczędzali jak najwięcej pieniędzy, które później transferowali do swojej ojczyzny. Nie jest to oczywiście optymalny model z punktu widzenia potrzeb polskiego rynku pracy i gospodarki. Dopóki jednak nie powstanie odpowiednia polityka migracyjna, nic się nie zmieni. A zmiany są potrzebne, bo nadal tworzy się sporo miejsc pracy, które trzeba będzie kimś obsadzić.

W 2019 roku liczba nowych miejsc pracy zaczęła jednak spadać. Z czego to wyniknęło?

Malejąca liczba nowych miejsc pracy pod koniec roku może wynikać z kilku czynników. Po pierwsze, pracodawcy wiedząc, że nie ma kim obsadzać stanowisk, po prostu ich nie tworzą. Po drugie, niepokojące sygnały z Europy Zachodniej, w tym Niemiec, o spowolnieniu gospodarczym, wpływają na decyzje firm. Słabsza koniunktura w Europie na pewno odbije się na naszym rynku, choć zakładam, że w 2020 roku liczba nowych miejsc pracy nadal będzie rosnąć. Po trzecie, pracodawcy zaczynają się obawiać o dostępność kadry ze Wschodu.

Czyli pracodawcom może być trudniej?

W naszym badaniu „Barometr Imigracji Zarobkowej” aż połowa firm przyznała, że teraz jest trudniej o pracownika z Ukrainy niż w ubiegłym roku. To aż o 32 pp. więcej niż w poprzedniej edycji badania. Jeżeli nie zrobimy nic, aby zatrzymać Ukraińców w Polsce, możemy mieć problemy. Co prawda, nasze obawy dotyczące ich odpływu na szczęście nie sprawdziły się w takiej skali jaką zapowiadaliśmy w 2019 roku. Można jednak zakładać, że bez odpowiednich zachęt, motywacja do wyboru Polski wśród tych, którzy decyzję o emigracji dopiero podejmują, będzie słabsza. Te osoby będą wolały pojechać do Czech i Węgier, gdzie oświadczenia są wydawane na dwa lata. Konkurencją są też Niemcy, gdzie od marca specjaliści spoza UE będą mogli podjąć pracę.

No właśnie przejdźmy teraz do 2020 roku. Co nas czeka?  

Należy się spodziewać, że 2020 rok będzie trudny pod względem podaży pracowników. Brak strategii migracyjnej dla Polski, który idzie w parze z otworzeniem się niemieckiego rynku pracy na specjalistów z Ukrainy, spowoduje, że ich liczba nad Wisłą może spaść. Skutki tych braków złagodzi wyhamowanie liczby nowych miejsc pracy oraz lekkie spowolnienie koniunktury gospodarczej w Unii Europejskiej. Nadal jednak w 2020 roku można oczekiwać 0,5 mln nowych miejsc pracy (o 200 tys. mniej niż w tym roku). Lekarstwem na braki kadrowe będzie automatyzacja i robotyzacja procesów, z którą przedsiębiorcy będą musieli przyspieszyć, żeby załatać luki kadrowe. W tym momencie nadal niewiele firm dojrzało do poziomu industry 4.0., ale w 2020 rok ten trend będzie musiał przyspieszyć. Pracodawcy będą też musieli nauczyć się współpracować z najmłodszym pokoleniem na rynku pracy, które wprowadzi nowe standardy.

No właśnie, czego można się spodziewać po Pokoleniu Z na rynku pracy?

W tym momencie Pokolenie Z to dla pracodawców wyzwanie. Ich nawyki, metody komunikacji i styl pracy różnią się od tych, do których firmy są przyzwyczajone. Pracodawcy będą musieli nadążyć za nowymi definicjami dla wartości takich jak czas, pieniądz i lojalność wobec miejsca pracy. Na pewno na znaczeniu zyska szybka komunikacja, w oparciu o nowoczesne technologie oraz elementy miękkiego HR. Jeżeli zaś chodzi o młodych ludzi i industry 4.0., obecny poziom szkolnictwa średniego i wyższego jest nadal zbyt oderwany od potrzeb nowoczesnego rynku pracy. Powinniśmy dążyć do większej innowacyjności i lepszej współpracy biznesu z młodymi, zdolnymi ludźmi.

A jak na rynek pracy wpłynie podniesienie pensji minimalnej w 2020 roku?

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że ok. 14% osób zatrudnionych na umowę o pracę otrzymuje pensję minimalną. To właśnie te osoby skorzystają najbardziej na podniesieniu minimalnego wynagrodzenia i to z punktu widzenia ich dobrobytu jest świetna informacja. Warto jednak zauważyć, że w 2019 roku spora część pracowników zarabiała więcej niż wynosiła pensja minimalna. Dla nich jej podniesienie nie będzie miało dużego znaczenia. Może to za to pozytywnie wpłynąć na przyciąganie pracowników z Ukrainy. Nasi wschodni sąsiedzi i tak więcej zarobią w Niemczech, ale każde podniesienie poziomu bazowego to dobry sygnał o koniunkturze.