Rozmowa z Anną Gornostaj, dyrektorem artystycznym Teatru Capitol, o zarządzaniu zespołem indywidualistów
oraz największych wyzwaniach w prowadzeniu teatru

Teatr Capitol niedawno obchodził swoje 15-lecie. Jak to się stało, że Pani i Pani mąż Stanisław Mączyński podjęli decyzję o założeniu własnego teatru?

Nasze życie zawsze oscylowało wokół teatru. Obydwoje przez 25 lat byliśmy pracownikami państwowego Teatru Ateneum w Warszawie w jego najlepszym okresie, i to była dla nas niezwykła lekcja i okazja do przyglądania się, jak funkcjonuje dobry teatr. A dobry teatr polega na sprawnym zarządzaniu, mądrym dyrektorze i znakomitym zespole aktorskim. Po śmierci dyrektora Janusza Warmińskiego nastąpiły roszady personalne. Zmieniało się też otoczenie społeczne,jakim funkcjonowaliśmy. Dokonywała się transformacja w kulturze. Zmieniała się publiczność i struktura teatralna. I doszliśmy do wniosku, że nie wystarcza nam praca w teatrze państwowym, tym bardziej że naszych mentorów – Janusza Warmińskiego i Gustawa Holoubka, wśród nas już nie było. Postanowiliśmy, że zaczniemy działać na własny rachunek.

Co ciekawe, właśnie z Teatru Ateneum wywodzą się tacy dyrektorzy innych prywatnych teatrów w Warszawie, jak Krystyna Janda, Janusz Józefowicz, Emilian Kamiński i Michał Żebrowski…

Tak, my wszyscy wyrośliśmy z Ateneum, tutaj poznaliśmy tajniki sceny i jej prowadzenia. A wracając do naszej drogi, najpierw w warszawskim Forcie Sokolnickiego założyliśmy z mężem mały teatr offowy. Jego powodzenie przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania, bo wbrew temu, co się mówiło i czasami nadal się słyszy, ludzie zawsze lubili teatr. Faktem jest, że na pewnym etapie transformacji ustrojowej publiczność teatralna została nieco zlekceważona. I dopiero teatry prywatne pozwoliły wrócić szerokiej widowni do teatru, w którym repertuar był bliższy jej oczekiwaniom. Przecież teatr jest dla widza, a nie dla samego siebie. Sukces naszej sceny offowej potwierdził nam tę zasadę i pozwolił uwierzyć, że jesteśmy w stanie udźwignąć takie przedsięwzięcie, jakim jest prowadzenie dużego teatru. I tak to się zaczęło, choć nikt z nas nie wyobrażał sobie, jak to się potoczy.

W jaki sposób wtedy tworzyli Państwo zespół aktorski, techniczny i administracyjny, a jak to wygląda teraz, gdy Teatr Capitol gra na trzech scenach i dodatkowo w jego strukturze działa klub muzyczny?

Jestem o tym przekonana, że teatru zawodowego i w dużym wymiarze nie można stworzyć z niczego. Po ponad 25-latach pracy mieliśmy wiedzę o strukturze teatru i jego zarządzaniu, ale też coś, co jest bezcenne, co dzieje się między ludźmi: przyjaźnie teatralne. I kiedy już zaczęliśmy prowadzić własny teatr, to angażowaliśmy naszych przyjaciół. Wzorowaliśmy się też na znanej nam strukturze teatru państwowego, również w odniesieniu do tworzenia zespołu administracyjnego i technicznego. Mój mąż – z zawodu inżynier oraz reżyser – zawsze interesował się techniką w teatrze, miał za sobą budowę małej sceny przy Teatrze Ateneum. Strukturę techniczną znał więc od podszewki, a jako reżyser łączył tę wiedzę z aspektami artystycznymi, co było dla nas ogromnie ważne. Znaliśmy mechanizmy działania teatru, znaliśmy odpowiednich ludzi, mieliśmy kolegów i przyjaciół, których mogliśmy zaprosić do współpracy – bez tego nie powstałby Teatr Capitol. Z pewnością wszystkich nas połączyła pasja. Bo gdy coś się robi z pasją, to jest bardzo duża szansa, że to się uda. Tworzyliśmy nasz teatr nie dla pieniędzy, nie dla poklasku, ale z pasji. (…)

Pełna treść wywiadu z Anną Gornostaj dostępna jest w najnowszym wydaniu magazynu Personel i Zarządzanie: https://sklep.infor.pl/dziennik-gazeta-prawna-wydanie-cyfrowe-personel-i-zarzadzanie-3-2024.html.