Od wielu już lat na rynku krąży powiedzenie, że jak Stany Zjednoczone złapią katar, to cały świat zaczyna chorować na grypę. Jest to obrazowe opisanie zależności globalnego systemu finansowego od waluty rezerwowej świata, jaką pozostaje dolar, oraz samego ogromnego rozmiaru amerykańskiej gospodarki, której udział w światowym PKB wciąż komfortowo przekracza 20%.

Aktualnie jednak oczy świata z coraz większą uwagą skierowane są na drugą gospodarczą potęgę, czyli Chiny, gdzie obserwujemy postępujące spowolnienie gospodarcze oraz ucieczkę kapitału. Z uwagi na niepewne chińskie statystyki skala spowolnienia tempa wzrostu pozostaje pewną zagadką, ale po zachowaniu cen surowców widać, że mamy do czynienia z dość poważnymi zmianami. W przypadku ucieczki kapitału również mówimy już o wielkościach znacznych, skoro wczoraj bank centralny musiał po raz szesnasty z rzędu wpompować w banki nowe środki. Tym razem w kwocie aż 19 mld USD, co było najwyższym wynikiem od początku 2014 roku.

Można więc zadać sobie dość racjonalne pytanie, co się stanie gdy Chiny będą kichać. Czy świat złapie chociaż lekkie przeziębienie? Jeszcze dekadę temu, czyli tuż przed kryzysem, takie pytanie byłoby bezzasadne. Wówczas bowiem chińskie PKB było porównywalne do francuskiego i stanowiło ledwo 17% amerykańskiej gospodarki. Teraz jednak jest już inaczej i w minionym roku w cenach stałych gospodarka państwa środka stanowiła już 60% PKB USA oraz prawie 14% globalnego PKB. To mniej więcej tyle samo ile trzy najpotężniejsze kraje europejskie razem wzięte: Niemcy, Wielka Brytania, Francja oraz jeszcze Turcja. W tym kontekście bagatelizowanie wydarzeń za wielkim murem może okazać się kosztowym błędem. Zresztą tym wszystkim, którzy słabość lokalnego rynku upatrują jedynie w wirze przedwyborczych politycznych zagrywek dedykowałbym układ indeksu MSCI Emerging Markets, który osiągnął najniższe wskazania od 2011 roku.

Biorąc to pod uwagę najniższe zamknięcie krajowego indeksu WIG20 od lipca 2012 roku nabiera również innego, już międzynarodowego znaczenia. Tym samym krajowy rynek pozostaje pomiędzy młotem, czyli lokalną polityką, a kowadłem, w znaczeniu słabości całego spektrum rynków wschodzących. Polityka jest potencjalnym obciążeniem w przypadku kosztów dużych spółek, a sytuacja międzynarodowa ogranicza ich przychody. Spółki surowcowe cierpią z uwagi na niskie ceny sprzedawanych towarów, a te potęgują procesy dezinflacyjne, które są bolączką banków z uwagi na wracający niczym bumerang temat obniżek stóp.

Lukasz_Bautor: Łukasz Bugaj, CFA, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA