Uchwalenie w zdecydowanie „rewolucyjnej” formule ustawy o szczególnych zasadach restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych może oznaczać, że rodzima gospodarka właśnie zapoczątkowała trudny okres zmagania się z kryzysem hipotecznych kredytów wysokiego ryzyka.  

Zakładając wejście przedmiotowych przepisów w życie, precyzyjne określenie konsekwencji ich oddziaływania na gospodarkę już na obecnym etapie byłoby dość trudne. Nie da się jednak wykluczyć, że już wkrótce ten swoisty „polski subprime” stanie się w większym lub mniejszym stopniu odczuwalny przez zdecydowaną większość rodaków zamieszkałych w kraju.

 Z jednej skrajności w drugą  

Zaproponowany przez gremia rządowe pierwotny projekt ustawy o przewalutowaniu kredytów mieszkaniowych, który zakładał równy podział po połowie pomiędzy banki a frankowiczów finansowego „defektu” materializacji ryzyka kursowego, został niemal w „pokerowym” stylu przelicytowany przez posłów PiS, SLD i PSL. W efekcie banki byłyby zobligowane do umorzenia aż 90 proc. zadłużeniowego garbu frankowiczów, wynikającego z osłabienia złotego.

Pierwotna wersja ustawy nie dysponowała zbyt wielkim, by nie powiedzieć jakimkolwiek potencjałem naprawczym rynku mieszkaniowych kredytów denominowanych. Główne dlatego, że dotyczyła najwyżej kilkunastu procent zadłużonych we franku, a poza tym pozostawiała aż połowę nawisu zadłużenia na rachunkach frankowiczów, co absolutnie mija się z ich oczekiwaniami, o poczuciu „dziejowej sprawiedliwości” nie wspominając. Zwłaszcza po niedawnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich kandydata, który nie tylko obiecywał, ale wręcz przyrzekał przewalutowanie denominowanych hipotek na polskie złote po kursie z dnia podpisania umowy.

Przegłosowana ustawa z punktu widzenia zadłużonych wygląda w tym świetle nieporównywalnie korzystniej. Nie tylko redukuje straty kredytobiorców wynikające z różnic kursowych w stopniu bliskim maksymalnemu, ale także istotnie podnosi wolumen beneficjentów nowych przepisów.

Szacuje się, że jedna piąta posiadaczy kredytów hipotecznych denominowanych w helweckiej walucie wypadnie z gry o nierzadko pokaźną redukcję złotowego salda zadłużenia. Pozostali prawdopodobnie bez zbędnej zwłoki ustawią się w kolejce do przewalutowania, które dla istotnej części frankowiczów będzie równoznaczne z uwolnieniem od coraz mocniej uwierającej od dłuższego czasu „pętli zadłużenia”.

Niestety, uchwalenie ustawy nie musi być końcem popadania krajowego systemu ustawodawczego z jednej skrajności w drugą w kwestii konstruowania tratwy ratunkowej dla frankowiczów. Już bowiem jest zapowiedź zatrzymania uchwalonej ustawy w senacie i przywrócenia wersji pierwotnej. Tego typu rozwiązanie, gdyby faktycznie stało się faktem, mocno nadwyrężyłoby powagę rodzimego parlamentu. Nie należy też zapominać o podpisie prezydenta, który za sprawą kampanii wyborczej jest niejako zobligowany do zajęcia jednoznacznego stanowiska w kwestii pomocy dla tracących grunt pod nogami frankowców.

 Ryzyko efektu domina

Przyjmując najprostszy z możliwych wariantów interpretacji kategorii „winy i kary”, obciążenie banków niemal w całości odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy wydaje się w istotnym stopniu uzasadnione. Jeżeli bowiem ktoś oferuje własnym klientom „trefny towar”, a takim okazały się niestety być mieszkaniowe kredyty denominowane, a następnie zarabia na nim krocie narażając nabywców na straty, to musi niestety liczyć się z bolesnymi konsekwencjami tego rodzaju dystrybucji. Tego typu, poniekąd słuszną interpretację tematu ustawy o przewalutowaniu kredytów denominowanych, przyjęła większość parlamentarzystów, najpierw proponując poprawki do projektu PO, a następnie całość przegłosowując.

Sęk w tym, że przegłosowane rozwiązanie problemu zadłużonych w obcych walutach mocno nadwyręży fundamenty rodzimego systemu bankowego, uruchamiając kolejne kostki domina krajowego środowiska gospodarczego.

Przyjęcie omawianej ustawy wywołało natychmiastową reakcję rynku kapitałowego w postaci lawiny wyprzedaży spółek bankowych na warszawskiej giełdzie. Na sesji w dniu 6 sierpnia, bezpośrednio następującej po sejmowym głosowaniu, indeks WIG-Banki stracił prawie 6 proc. Była to reakcja na wstępną wycenę bankowych strat, szacowanych na sumę 19 mld zł., którą ostatnio KNF zweryfikowała w górę do 22 mld. W konsekwencji kilka liczących się banków, posiadających najgrubsze portfele kredytów mieszkaniowych denominowanych głównie we franku szwajcarskim, będzie zmuszonych do dokonania odpisów w wysokości od kilkunastu do nawet 30-tu procent kapitałów własnych. Co najmniej jeden z przedmiotowych banków w celu utrzymania się na powierzchni będzie musiał przeprowadzić proces dokapitalizowania w formie nowej emisji akcji. Dużo bardziej powszechnym zjawiskiem będzie z dużym prawdopodobieństwem istotne ograniczenie akcji kredytowej całego krajowego sektora bankowego, a także drastyczny wzrost cennika wszelkich bankowych usług.

Kolejnym bolesnym uderzeniem w rodzimych bankowców jest decyzja o obniżeniu przez EuroRating oceny ratingowej dziesięciu krajowych banków, co gorsza we wszystkich przypadkach z perspektywą negatywną. Główną przyczyną obniżenia oceny wiarygodności kredytowej banków jest, jak nietrudno się domyślić, uchwalona przez Sejm ustawa o szczególnych zasadach restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych.

Oznaczać to może z jednej strony ograniczanie zaangażowania zachodnich inwestorów w akcje banków notowanych na GPW (o innych spółkach nie wspominając), z drugiej kolejną falę odpływu bankowych depozytów kierunku „bezpiecznych przystani”, tradycyjnie w największym stopniu na pierwotny rynek mieszkaniowy. Wszystko to nie najlepiej wróży nie tylko średnioterminowym perspektywom operacyjnym krajowych tuzów branży bankowej, ale także szeroko pojętej koniunkturze na warszawskim parkiecie. Trudno też oczekiwać pozytywnego przełożenia tego typu sytuacji na główne parametry krajowej gospodarki z PKB na czele.

Jakby tego było mało, dochodzi jeszcze, sygnalizowana ostatnio przez ekspertów prawa międzynarodowego, perspektywa bajońskiego odszkodowania dla akcjonariuszy poszkodowanych banków. Do jego wypłaty ma zobowiązywać polski rząd międzynarodowe prawo o ochronie prywatnych inwestycji.

Brak „złotego środka”

Coraz więcej czynników zdaje się więc przemawiać za tym, że wstępna faza kryzysu kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka stała się w Polsce faktem. Niestety, w tym przypadku bardzo trudno o „złoty środek”, który w sposób neutralny choćby dla bankowych bilansów usunąłby wszelkie zagrożenia i ryzyka od lat generowane przez rynek hipotek denominowanych w obcych walutach. Organy administracji państwowej, odpowiedzialne za bezpieczeństwo i stabilność krajowego sektora bankowo – finansowego, stanęły przed nie lada wyzwaniem. Wkrótce zobaczymy jak sobie z nim poradzą.

Autor: Jarosław Jędrzyński, analityk portalu RynekPierwotny.pl