Krynica Vitamin – od produkcji napojów do produkcji płynów do dezynfekcji. Publikujemy wywiad z Rafałem Załubką, członkiem zarządu i dyrektorem komercyjnym Krynicy Vitamin SA.
Po kilku miesiącach przygotowań Krynica Vitamin wznawia produkcję płynów do dezynfekcji. Skąd ta decyzja?
Do wznowienia produkcji długo się przygotowywaliśmy. Analizowaliśmy, czy lepiej sprawdzi się płyn, czy żel, zastanawialiśmy się nad składem, jak rozszerzyć asortyment. Zaczęliśmy też budować dział handlowy skupiony na tym segmencie. Produkty będą m.in. dystrybuowane pod marką własną spółki – HYGEA med.
Nowością będą bezalkoholowe do dezynfekcji.
Tak. w ciągu pół roku rynek się nasycił, nie chcieliśmy być kolejnym producentem dostarczającym to samo. Dlatego wprowadzamy produkty bezalkoholowe, powstałe w oparciu o nadtlenek wodoru w stężeniu 4,9%. Są one przyjazne dla dzieci, ale też dla osób często dezynfekujących dłonie. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż produkty bezalkoholowe nie muszą być przechowywane w specjalnie wyznaczonych miejscach dla produktów łatwopalnych i niebezpiecznych.
Prowadzimy też prace nad koncepcją rozwoju części chemiczno-kosmetycznej. Prace trwają, ale jest za wcześnie, by o nich mówić. Produkcja środków chemicznych ma zapewnić nam dywersyfikację źródeł przychodów. Wydaje się, że przyzwyczajenia dotyczące dezynfekcji dłoni zostaną z nami na dłużej, higiena rąk weszła nam w krew.
Jak to się stało, że Krynica Vitamin zaczęła produkować płyny do dezynfekcji?
Podczas pierwszej fali epidemii ucierpiało wiele branż, w tym handlowa i gastronomiczna, a w konsekwencji także my jako producent napojów. Niektórzy z naszych największych odbiorców znacznie ograniczyli zamówienia na napoje. Czasem z dnia na dzień dowiadywaliśmy się, że wstrzymują odbiory, bo niesprzedany towar zalega im w magazynach. Zastanawialiśmy się pod koniec marca, jak w takiej sytuacji uratować firmę i uniknąć masowych zwolnień, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy, jak długo potrwa lockdown.
Musieliśmy zadziałać w sposób niestandardowy. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia w produkcji chemicznej, więc dużo ryzykowaliśmy. Skorzystaliśmy z wprowadzonej wyjątkowo przyspieszonej procedury rejestracyjnej środków biobójczych. Sprzedawaliśmy je w kwietniu i w maju i do końca nie mieliśmy pewności, czy w ten sposób uratujemy spółkę. Najpierw musieliśmy nauczyć się kupować spirytus i inne składniki wcześniej niepotrzebne w naszej działalności. Później trzeba było znaleźć rynki zbytu, bo zaczęliśmy od produkcji do magazynu. W Polsce nie było zainteresowania ani ze strony podmiotów komercyjnych, ani państwowych instytucji. A gdy w końcu znaleźliśmy partnera w Niemczech, rząd zakazał wywozu produktów używanych w walce z pandemią. Obawialiśmy się, że zostaniemy z pełnym magazynem i zamiast pomóc firmie jeszcze jej zaszkodzimy, tym bardziej, że zaczęły się zapowiedzi reklamacji.
Mieliście moce produkcyjne?
Mieliśmy wolną rezerwową linię produkcyjną do wytwarzania półlitrowych butelek PET, którą mogliśmy uruchomić – tak, by produkcja chemiczna nie wpływała na wytwarzanie napojów. Nie mieliśmy żadnego biznesplanu, ani długofalowych przemyśleń. Postanowiliśmy zaryzykować i sprawdzić, co się wydarzy.
I to był strzał w dziesiątkę.
Łącznie w okresie do września br. włącznie sprzedaliśmy płynów do dezynfekcji na kwotę 94,6 mln złotych. Rezerwy z tytułu reklamacji stanowiły 14,2 mln zł. Sprzedaż netto wyniosła 80,4 mln zł. Te wyniki finansowe przełożyły się na wzrost wartości akcji, co również nas cieszy. Rynek pozytywnie zareagował na wyniki spółek, które włączyły się w walkę z pandemią. Jednak dobre wyniki w tym roku wynikają również z kontraktu na dostawy napojów do USA i rozwoju na rynku niemieckim, ale też dzięki dużemu zapotrzebowaniu naszego największego kontrahenta na polskim rynku na napoje typu tonic.
Jednak produkcja płynów została wstrzymana. Dlaczego?
Po pierwszej fazie pandemii rynek nasycił się dezynfektantami, nie było zapotrzebowania na dalszą produkcję, a my, mając zapasy płynów, latem zawiesiliśmy produkcję.
Spółka miała też problem z reklamacją płynów z rynku niemieckiego. W czym tkwił problem?
Reklamacja ze strony naszego niemieckiego partnera dotyczyła nieoznakowania produktów trójkątem ostrzegawczym. Działaliśmy pod presją czasu i chcieliśmy jak najszybciej dostarczyć na rynek produkt, który był niezbędny w warunkach pandemii. Pod koniec lata niemieckie urzędy uznały m.in., że forma butelki zbyt przypomina napój, co stwarza zagrożenie zdrowia. Nasz klient został więc z towarem w magazynie. Sprawa reklamacji jest w toku, gdy wypracujemy kompromis, niezwłocznie o nim poinformujemy.
Liczycie na równie dobry zarobek jak wiosną?
Dziś działamy w innej rzeczywistości rynkowej, więc powtórzenie wyników z wiosny będzie wręcz niemożliwe. Konkurencja jest większa, a marże dużo niższe. Obserwujemy rynek i widzimy, że potrzebne są płyny i żele w mniejszych objętościach – np. 50 ml. Uczestniczymy w przetargach ogłaszanych przez administrację publiczną i inne podmioty zobowiązane do zapewnienia bezpieczeństwa sanitarnego w czasie pandemii. Mamy moce produkcyjne na poziomie 15 tysięcy litrów miesięcznie, ale też jesteśmy elastyczni. Wielkość produkcji dostosujemy do zapotrzebowania rynku.
Na co zostanie przeznaczony zysk? Czy dywidenda będzie wypłacona?
Co roku wypłacamy dywidendę, ale jej wysokość jest zależna od sytuacji spółki. W I półroczu osiągnęliśmy wysokie przychody i zyski, a skala naszego podstawowego biznesu wzrosła, więc postanowiliśmy wypłacić zaliczkę na dywidendę.
Również inwestujemy. W ciągu pięciu lat wydaliśmy na inwestycje prawie 90 mln zł. Zakład jest już dobrze wyposażony, a w przygotowaniu mamy kolejne projekty m.in. w zakresie optymalizacji kosztów i ochrony środowiska. Wypłata tak znaczącej dywidendy nie ograniczy rozwoju spółki.