Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele jest bardzo niefortunnym rozwiązaniem, nie spełnia założonego celu, a konsekwencje jej wprowadzenia dotkną przede wszystkim samych konsumentów.
Pierwotnym ratio legis ustawy było zapewnienie pracownikom handlu prawa do co najmniej dwóch wolnych niedziel w miesiącu, ale stosowne zapisy mogły znaleźć się w Kodeksie Pracy. Takie rozwiązanie wychodziłoby naprzeciw intencjom ustawodawcy, a jednocześnie godziło interes pracowników, pracodawców i klientów.
– Obawiam się, że wprowadzenie zakazu handlu w niedziele może negatywnie wpłynąć na polską gospodarkę, jej konkurencyjność, a także na przychody do budżetu państwa. Analizy ekspertów pokazują, że wprowadzenie zakazu handlu we wszystkie niedziele przyczyni się do spadku obrotów sieci handlowych o niemal 10 mld zł, a Skarb Państwa może w ten sposób stracić nawet 1,8 mld zł. Liczby te nie pokazują jednak indywidualnych problemów, które mogą dotknąć właścicieli sklepów przygranicznych, a także małych, rodzinnych sklepów w centrach handlowych, dla których obroty weekendowe stanowią o dochodowości prowadzonego biznesu – mówi Renata Juszkiewicz, prezes POHiD
Znamienny jest przykład Węgier, w których zakaz handlu w niedziele został wprowadzony wiosną 2015 r. i po około roku wycofano się z niego pod wpływem niezadowolenia społecznego. Intencją ustawodawcy węgierskiego było wsparcie rodzimych, niewielkich sklepików, które miały stać się beneficjentami wprowadzonych regulacji. Nie były one jednak dostatecznie konkurencyjne i w konsekwencji zmiany doprowadziły do sytuacji odwrotnej niż zakładana przez ustawodawcę: małe sklepy zaczęły na niespotykaną skalę bankrutować.
Ustawa w obecnym kształcie, z długą listą aż 32 wyłączeń, nie jest rozwiązaniem zapewniającym stabilność rynku i równy dostęp do obrotu gospodarczego. Niejasne zapisy dotyczące placówek wyłączonych spod ustawy mogą prowadzić do trudności w interpretacji prawa, a w konsekwencji do zamieszania, które odczują przede wszystkim konsumenci.
Ustawa nie uwzględnia zatem potencjalnych skutków gospodarczych, a przede wszystkim społecznych. Nie bierze bowiem pod uwagę wszystkich grup pracowników handlu, choćby studentów czy matek samotnie wychowujących dzieci, którzy często zatrudniają się w weekendy, aby pogodzić obowiązki z możliwością zarabiania.
Z pewnością najbardziej godzić będzie w samych klientów, którzy będą musieli mierzyć się z dużymi niedogodnościami. Jak pokazują badania, Polacy to jeden z najbardziej zapracowanych narodów UE. Wielu z nas nie ma czasu na zrobienie dużych zakupów w ciągu tygodnia, nie mówiąc już o zakupie mebli, obuwia, odzieży. Takie decyzje zazwyczaj zostawialiśmy na weekend, bo wówczas mogliśmy spokojnie się nad nimi zastanowić, spędzić więcej czasu w centrum handlowym, a często również skorzystać z jego oferty gastronomiczno-kulturalnej – dodaje Juszkiewicz.
Paradoks ustawy polega na tym, że odbierając klientom możliwość decydowania o tym, jak i kiedy zrobią zakupy, wcale nie chroni się interesów pracowników handlu, bo nowe przepisy obejmą jedynie 10 proc. placówek spośród 360 tys. działających w Polsce.