W ubiegłym tygodniu rząd przyjął wstępnie projekt budżetu na rok 2018. Zakłada on m.in. wzrost PKB o 3,8% i deficyt budżetu na poziomie 2,7% PKB.
Do budżetu państwa powinniśmy podchodzić podobnie jak do budżetów rodzinnych. Kilkanaście lat temu moi sąsiedzi postanowili w finansach rodzinnych wzorować się na polityce kolejnych polskich rządów, które od 20 lat wydają średnio rocznie o 10 procent więcej niż wynoszą przychody budżetu. On prowadził z sukcesem firmę, ona miała stabilną i dobrze płatną pracę, a dwoje dzieci chodziło do szkoły. Zaciągane kredyty przeznaczyli na rozsądne cele: wyposażenie firmy, rozbudowę domu, większy samochód, dodatkowe zajęcia dla dzieci, atrakcyjne wakacje. Kilka lat temu pogorszyła się jednak koniunktura w branży, w której sąsiad działał, a wkrótce potem jego żona straciła pracę i choć szybko znalazła następną, to jednak znacznie gorzej płatną. Nie byli w stanie spłacać kredytów. Ich standard życia wyraźnie się obniżył. Ostatnio wystawili dom na sprzedaż.
Jeżeli w okresie wyjątkowo dobrej koniunktury, z którą obecnie mamy do czynienia, rząd wydaje o 10 procent więcej niż wynoszą przychody, to co się stanie w czasie pogorszenia koniunktury, kiedy wydatki na bezrobotnych będą rosły a wpływy podatkowe będą malały? Wyhamujemy inwestycje publiczne wysyłając setki tysięcy pracowników na bruk i prowadząc do bankructwa wielu firm? Obetniemy wydatki na opiekę zdrowotną, edukację, świadczenia socjalne? Przyspieszymy zadłużanie państwa wpadając w spiralę podobnie jak Grecy?
W czasie dobrej koniunktury powinniśmy gromadzić oszczędności na czarną godzinę, czyli wypracować nadwyżkę przychodów nad wydatkami. Jeżeli tego nie robimy, to zwiększamy ryzyko kryzysu przy najbliższym spowolnieniu gospodarki. Już to przerabialiśmy, a mimo to niczego się nie nauczyliśmy. Dlatego deficyt finansów publicznych w czasie dobrej koniunktury, nawet mniejszy od założonego, nie jest powodem do dumy, lecz wyrazem krótkowzroczności i braku poczucia odpowiedzialności.
Szkoda, że politycy, którzy zazwyczaj dbają o zrównoważenie budżetów własnych rodzin, nie podchodzą podobnie do budżetu państwa.
Rządy Niemiec i Czech utrzymują w pełni zrównoważone finanse publiczne, uznając, że deficyt jest dopuszczalny jedynie w sytuacji silnego spowolnienia gospodarki, a w czasie dobrej koniunktury należy gromadzić oszczędności na złą godzinę. Polski rząd mimo wyjątkowo dobrej koniunktury wydaje znacznie więcej niż wpływa do kasy państwa. Kto postępuje słusznie?
Komentarz Jeremiego Mordasewicza, doradcy zarządu Konfederacji Lewiatan