Rozmowa z Ewą Plutą, Dyrektorką Generalną ARIADNY.
Gdy powstawała ARIADNA, Henryk Sienkiewicz pisał właśnie „Krzyzaków”. W murach fabryki przy ul. Niciarnianej, które pamiętają czasy „Ziemi obiecanej”, nici produkuje się bez przerwy od 1897 r. Czuje Pani ciężar blisko 120-letniej historii?
Produkcja nici przy ulicy Niciarnianej trwa nieprzerwanie od 1897 roku. Niemym świadkiem historii są czerwone mury naszego zakładu i maszyny zgromadzone w zakładowej izbie pamięci. Pielęgnujemy pamięć o tradycji tego miejsca, zapraszamy nie tylko uczniów szkół odzieżowych, ale i mieszkańców oraz turystów, by jak najwięcej osób miało kontakt z „żywą” legendą łódzkiego włókiennictwa. Jednocześnie wypełniliśmy historyczne wnętrza najnowocześniejszymi maszynami, niemal w pełni automatyzując produkcję. To niezwykłe, synergiczne współistnienie tradycji i nowoczesności zadziwia mnie niezmiennie od ponad 20 lat.
Trafiła Pani do Ariadny w 1994 roku, gdy polskie firmy, zwłaszcza włókiennicze, stały nad przepaścią.
Otworzyły się granice, tani import ruszył pełną parą, a my mieliśmy w spadku po minionej epoce stare maszyny i markę o ambiwalentnej wartości. Z jednej strony ARIADNA była dla Polek niemal synonimem nici, ale niekoniecznie najwyższej jakości. I chyba, jak w znanym powiedzeniu, udało nam się, bo nikt nie zdążył powiedzieć, że to niemożliwe.
Mieliśmy ogromne szczęście do ludzi. Pracowaliśmy, zwłaszcza na początku, nie licząc czasu i wysiłku, za to licząc każdą złotówkę. Jako jedyna firma w Polsce wykorzystaliśmy pożyczkę restrukturyzacyjną z Agencji Rozwoju Przemysłu nie na zwolnienia grupowe pracowników, ale na inwestycje. Od 1994 roku nieprzerwanie odnotowujemy zysk. Zespół doświadczonych menedżerów-wizjonerów w tym samym czasie zdobywał wiedzę o gospodarce rynkowej i dokonywał zmian organizacyjnych w firmie.
Zniknęła zakładowa przychodnia i przedszkole, a pojawiły się nowoczesne maszyny?
W czasach największego zatrudnienia w Ariadnie pracowało 1200 osób, na początku przemian ustrojowych ok. 600. Dziś zespół liczy niespełna 260 osób, choć produkujemy dwa razy więcej niż dwie dekady temu. Outsourcing większości działów niezwiązanych z naszą podstawową działalnością był tylko jednym z elementów naszego planu spod znaku „być albo nie być”. Kluczowa była decyzja, że podporządkowujemy wszystko – od inwestycji w najlepszy możliwy park maszynowy po nowoczesny marketing – silnej marce i doskonałej jakości produktów. Postawiliśmy na modne, poszukiwane kolory, krótkie serie, szybką realizację zamówień, doskonałe wyczucie potrzeb klientów. Branża włókiennicza wymaga wyjątkowej elastyczności i gotowości do szybkiego reagowania na nowe trendy, dlatego priorytetem, tak przed laty, jak i dziś, jest ciągłe podnoszenie kwalifikacji załogi i wdrażanie nowych produktów.
I udało się – jako jedynej niegdyś państwowej firmie niciarskiej w Polsce.
Rzeczywiście, nie tylko zdołaliśmy – jako jedyna firma z branży – przetrwać zmianę ustroju, ale dynamicznie się rozwijamy, stale poszerzając krąg oddanych klientów z kraju i zagranicy. Zawdzięczamy to talentom, doświadczeniu i zaangażowaniu kolejnych już pokoleń pracowników. Tworzymy świetnie uszyty organizm, w którym dobrze czują się i pracownicy z kilkudziesięcioletnim stażem, jak i młodzi ludzie, którym tworzymy otwarte, różnorodne środowisko, zachęcające do nieszablonowego myślenia i szukania ciągle to nowych dróg rozwoju. Wielu dzisiejszych menedżerów to nasi firmowi „wychowankowie” – znakomicie działający mechanizm awansów wewnętrznych, świadomość, że mamy komu przekazać pałeczkę w sztafecie pokoleń jest dla mnie bardzo ważna.
Co nowego można wymyślić w temacie nici?
Zmienia się nie tylko kolorystyka – jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie słyszał o niciach dżinsowych, melanżowych czy odblaskowych – ale także właściwości nici. Już od dawna produkujemy na potrzeby specjalistycznych odbiorców, np. służb mundurowych, nici wodoodporne, ognioodporne czy niewidoczne w podczerwieni. Kilkanaście lat temu poszerzyliśmy działalność o wyroby pasmanteryjne – taśmy do mebli, odzieży, firanek, obuwia – oraz wyroby pikowane i usługi pikowania.
Przewidzieli Państwo modę na pikowane kurtki?
Staramy się nie tylko nadążać za trendami, ale i je tworzyć. Przykładowo, wspieramy na wiele sposobów odradzającą się modę na robótki ręczne. Od 2010 roku organizujemy zloty i warsztaty dla miłośników haftu, np. pod hasłem: „Zakręcone w krzyżyk”. Dbamy, by pasmanterie „żyły”, stanowiły miejsce sprzyjające integracji rękodzielników. W 2014 roku stworzyliśmy program Ariadna Butik, w ramach którego wyposażamy najlepsze pasmanterie w atrakcyjne materiały ekspozycyjne i marketingowe. Co dwa lata organizujemy w łódzkim Muzeum Włókiennictwa wystawę „Z nici Ariadny”. Otrzymujemy od rękodzielników z całej Polski niewiarygodnie piękne prace, nie tylko haftowane obrazy czy obrusy, ale i np. sukienki.
Jesteśmy silnie związani z regionem. Dlatego tak cieszy nas, że włókiennictwo, także dzięki naszemu wstawiennictwu, zostało dwa lata temu wpisane do „Strategii Rozwoju Województwa Łódzkiego 2020”. Na pewno Łódź nie wróci do czasów dawnej świetności – w 1921 roku w samej Łodzi funkcjonowało blisko 700 fabryk włókienniczych – ale warto wspierać tysiące drobnych przedsiębiorców, którym udało się odnaleźć w nowych realiach rynkowych.
Jaką rolę w rozwoju ARIADNY odegrał PKO Bank Polski?
Jako ekonomistka z wykształcenia, zawsze należałam do tej szkoły, która uważała, że banki stanowią niezbędne ogniwo w rozwoju każdego przedsiębiorstwa. Kapitałochłonne inwestycje wymagają zewnętrznego finansowania. Jesteśmy gospodarni, dlatego nie zawsze wykorzystujemy w pełni udostępniane w ramach kredytów środki – ale taki „bufor bezpieczeństwa” jest dla nas bardzo ważny. Bardzo dobrze nam się współpracuje z Bankiem, doceniamy, że PKO Bank Polski był z nami na dobre i na złe, także wtedy, gdy inne banki unikały jak ognia finansowania branży włókienniczej.