Skończyła się epoka niepodzielnych rządów koalicji PO-PSL. Czy to były dobre czasy dla polskiej gospodarki? Bardzo delikatnie mówiąc: niekoniecznie…
Od „zielonej wyspy” do „czerwonej latarni” Europy
Przypomnijmy, że rok 2007, kiedy PO wygrało wybory był to rzeczywiście okres wielkiej prosperity dla naszego kraju. Byliśmy pod względem gospodarki europejską „zieloną wyspą” – jak często powtarzał Premier Tusk. W tak dobrej sytuacji wyjściowej nie jest łatwo wszystko zepsuć z dnia na dzień – wszak Polska to całkiem spory kraj, którego wiele segmentów ekonomii jest niezależnych (na szczęście…) od działań polityków. Zbyt często: bardzo nieudolnych.
Efekty popełniania błędów – często kardynalnych i zwykle niewymuszonych – mają wpływ na ekonomię zwykle opóźniony i nie tak widoczny wprost, jak miało by to miejsce w przypadku np. firmy o niewielkim potencjale. Mój komentarz na temat negatywnego wpływu rządzącej koalicji na życie Polaków sprowadza się do merytorycznej oceny w zakresie stanowienia prawa przez ustępujący rząd, które to działania miałem okazję dość często komentować.
Oto pokrótce przekrój porażek parlamentarzystów zakresie tworzenia ustaw w dziedzinach, którymi się zajmuję.
„Rodzina na Swoim” i jego następca – „Mieszkanie dla Młodych”.
Obydwa programy to podręcznikowe przykłady bezsensownego rozdawnictwa publicznych środków. Główne motto, pod którym działał RnS, a obecnie MdM to: „Zabierz biednym (podatki płacą wszyscy), daj bogatym”. Czyli taki „Odwrócony Janosik”. Co prawda pierwszy z programów powstał jeszcze za czasów „panowania” PiS-u, ale ustawa ta w wersji z 2006 roku była niemal martwa – więc neutralna dla budżetu. Dopiero wielokrotne podrasowanie przez PO warunków wypłaty rządowego bonusu dla adresatów ustawy, pozwoliło na „rozruszanie” programu, dzięki czemu z budżetu wypłynie łącznie ok. 7 mld złotych. Nie biorę tu pod uwagę kosztów administracyjnych związanych z obsługą RnS – ale są także pewnie setki milionów złotych. W kwestii programu „Mieszkanie dla Młodych” – jak można traktować poważnie ustawę, która już nazwie niesie dyskryminację? Co oznacza, że dopłaty do mieszkań kupowanych przez młodych Polaków w ramach MdM są niezgodne z Konstytucją RP. Czy przeszłaby proces legislacji ustawa „Mieszkanie dla Białych”? Co prawda twórcy programu MdM powoływali się na ważny społecznie cel – poprawienie wskaźnika demografii. Ale skoro taki cel im przyświecał to ustawa powinna działać pod hasłem „Mieszkanie dla Heteroseksualnych”…
Ustawa o kredycie konsumenckim z maja 2011 roku – legalizacja lichwy w Polsce.
Od stycznia 2012 roku – kiedy to ustawa weszła w życie – jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać firmy pożyczkowe, które oferowały swoje produkty z kosztami na poziomie kilku tysięcy RRSO (rzeczywista roczna stopa oprocentowania). Typowy produkt bankowy to koszt „nieco” mniejszy: od kilku do 20-30 RRSO, oczywiście najkorzystniejsze pod względem kosztów są kredyt hipoteczne (zwykle na poziomie poniżej 10 RRSO). Wejście w życie tej ustawy anulowało ograniczenia odnośnie kosztów pożyczek, zawarte w tzw. „ustawie antylichwiarskiej” z 7 lipca 2005 roku. Gdyby utrzymać ten akt prawny w mocy obecna działalność firm pożyczkowych zostałaby klasyfikowana jako pospolite przestępstwo. Oto zapis z ustawy antylichwiarskiej, który „wyleciał” z ustawy o kredycie konsumenckim z 2011 r.:
Art. 3 ust. 3). Łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów związanych z zawarciem umowy o kredyt konsumencki (…) nie może przekroczyć 5 proc. kwoty udzielonego kredytu konsumenckiego.
Ustawa „deweloperska”, która weszła w życie w 2012 roku: z wielkiej chmury mały deszcz.
Ustawa miała świetnie chronić wierzycieli, w przypadku upadku dewelopera (są nimi: banki, kupujący mieszkania, wykonawcy i podwykonawcy dewelopera). Ale nie chroni – pokazała to praktyka. W zamian za to skutecznie podraża koszty inwestycji, na tym z kolei zarobią banki. Zapłacą – klienci kupujący mieszkania.
Ustawa o odwróconym kredycie hipotecznym – weszła w życie w grudniu ub. roku.
Ustawa jest i będzie martwa – tym razem ustawodawca tak mocno zabezpieczył interesy beneficjentów (emerytów), że ten produkt jest kompletnie nieatrakcyjny dla banków. Do tej pory żadna z instytucji finansowych nie tknęła palcem odwróconej hipoteki. I tak zostanie, chyba, że znacząco ulegnie zmianie treść ustawy. Sejm jakby zapomniał tutaj o uregulowaniu prawnym w zakresie tzw. dożywotniej renty hipotecznej – w efekcie nasi emeryci mogą wpadać w sidła nieuczciwych firm, którym przekażą na własność swoją nieruchomość, za obietnicę otrzymywania kilkuset złotych miesięcznie. Czyli: zamieni dziadek mieszkanko na obiadek…
Prawo restrukturyzacyjne – ustawa z maja 2015 roku.
Ustawa ta wejdzie w życie od stycznia przyszłego roku. Wielkie oczekiwania przedsiębiorców i wielka porażka. Intencje były bardzo dobre – wedle statystyk obecnie ledwie 1 proc. upadłości firm kończy się zawarciem układu i kontynuacją działalności. Pozostałe przypadki to upadłość likwidacyjna, czyli syndyk sprzedaje co się da sprzedać z majątku przedsiębiorcy, a pracownicy rozchodzą się do domów. Oczywiście bez pracy. Najbardziej absurdalny pomysł ustawodawcy to przekazanie odpowiedzialności za ratujące się przed bankructwem firmy w ręce obecnych syndyków – od stycznia 2016 roku dostaną oni (z automatu) licencję doradcy restrukturyzacyjnego, a ci właśnie mają prowadzić proces restrukturyzacji. „To tak jak grabarza dopuścić do operacji na otwartym sercu” – cytuję Pana Jana Lecha Hińcza, jednego z najwybitniejszych polskich syndyków. Tej ustawy jest mi naprawdę szkoda: błędem było tworzenie tego aktu prawnego w oderwaniu od realiów gospodarki. Z daleka widać i czuć, że w pracach nad ustawą nie brał żaden ekspert z dziedziny bankowości, specjalizujący się w restrukturyzacji zobowiązań podmiotów gospodarczych.
Kolejne projekty ustaw w zakresie rozwiązania problemów frankowiczów
Było trochę tego w tym roku… Swoje pomysły w tej tak ważnej dla Polaków kwestii przedstawiał niemal każdy poseł, im ważniejsza była to osoba – tym poważniej „zasiadano” do obrad nad daną koncepcją. Często swoje pomysły przedstawiały osoby kompletnie nie związane z branżą kredytów hipotecznych, czyli takie, które ledwie odróżniają bank od bankomatu. Jak można poważnie traktować w ten sposób stworzone pseudo-rozwiązania?
Każdy z tych pomysłów – zwykle absurdalnych – który choć troszeńkę naruszał interesy banków i tak był zawsze torpedowany przez Prezesa ZBP Krzysztofa Pietraszkiewicza, jako „zagrożenie dla systemu finansowego w Polsce”.
Na niedawnym spotkaniu, w którym miałem okazje uczestniczyć Profesor Witold Modzelewski wypowiedział swoje zdanie na ten temat:
„Problem frankowiczów to test dla funkcjonowania Państwa”.
W pełni zgadzam się z tą opinią: wszak problem ten dotyczy blisko 4 proc. populacji naszego kraju, a po drugiej stronie sporu mamy kilka chciwych, zagranicznych banków (oraz „nasz” PKO BP).
Trudno w tym miejscu nie zgodzić się więc ze słowami „klasyka”:
„Państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”
Mając powyższe na względzie, trudno uwierzyć w sondaże przedstawiane w mediach, według których ponoć 80 proc. Polaków uważa się za zadowolonych z poziomu życia. Inne dane, które trafiły do mediów tuż przed wyborami z radością obwieściły, że bezrobocie w Polsce spadło poniżej 10 procent.
Czym więc tłumaczyć tak optymistyczne dane? Czemu jest tak dobrze, skoro jest tak źle?
Odpowiadając na te pytania, zacytuję innego klasyka, który w ten sposób doradzał jednemu z prezydentów USA:
„Jeśli nie umiesz zmienić gospodarki, to zmień statystyki”.
autor: Krzysztof Oppenheim, Nieruchomości BOŻA KRÓWKA