Kilkanaście dni temu Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaalarmowała przedsiębiorców zapowiedzią wprowadzenia płacy minimalnej na poziomie 60 procent przeciętnego wynagrodzenia. Oznaczałoby to, że trzeci rok z rzędu wynagrodzenie minimalne wzrastałoby o przeszło 20 procent i osiągało poziom znacznie wyższy niż określa to dyrektywa unijna, a nawet niż wynoszą oczekiwania związków zawodowych. Zapowiedź minister Dziemianowicz-Bąk została szybko zdementowana przez premiera Tuska. Po jego dementi można było liczyć, że rząd zaproponuje wzrost płacy minimalnej w roku 2025 na poziomie przewidywanej inflacji (czyli o 4,1 procenta).
Niestety, ostateczna propozycja rządu, przewidująca wzrost o 7,6 procenta, okazała się znacznie hojniejsza – przy czym jest to hojność na cudzy koszt, bo konsekwencje decyzji rządowych muszą ponosić przedsiębiorcy. Tymczasem radykalny wzrost poziomu minimalnego wynagrodzenia w ostatnich latach był trudny do udźwignięcia zwłaszcza dla sektora MŚP, tym bardziej że w oczywisty sposób skutkował też kaskadowym wzrostem reszty wynagrodzeń. Dla mikro i małych firm czwartkowa decyzja Rady Ministrów to kolejna zła zapowiedź. Oznacza ona także, że płaca minimalna będzie na poziomie ok. 53% przewidywanego średniego wynagrodzenia. To jeden z najwyższych wskaźników Europie.
Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że wyraźnie szybsze tempo wzrostu minimalnej płacy w stosunku do wzrostu produktywności ma szereg negatywnych skutków dla gospodarki. Najbardziej oczywistym jest likwidacja tysięcy firm lub ucieczka w szarą strefę. Zbyt wysoki w stosunku do średniego wynagrodzenia poziom pensji minimalnej skutkuje, zwłaszcza w uboższych regionach kraju, redukcjami zatrudnienia. W ten sposób ci, którzy mieliby być beneficjentami podwyżek, w ostatecznym rozrachunku stają się często ich ofiarami. Innym z negatywnych skutków ubocznych jest migracja pracowników z małych miejscowości do dużych miast, gdyż to właśnie w mniejszych ośrodkach najszybciej znikają miejsca pracy.
Kolejna z negatywnych konsekwencji to spłaszczenie płac – zarobki osób pracujących na mniej odpowiedzialnych stanowiskach zbliżają się do zarobków tych, którzy ponoszą większą odpowiedzialność. W ten sposób podcina się motywację do pracy i podnoszenia kwalifikacji. Można tu przytoczyć dane przekazane przez ZUS. Od roku 2015 przeciętne wynagrodzenie pracownika Zakładu wzrosło o 88 procent, podczas gdy w tym samym okresie pensja minimalna wzrosła o przeszło 100 procent.
Porównując poziom wynagrodzenia przeciętnego do najniższego, trzeba w dodatku pamiętać, że ten pierwszy obliczany jest na podstawie pensji pracowników sektora przedsiębiorstw. Gdyby wziąć pod uwagę wynagrodzenia w mikro i małych firmach czy też w sferze budżetowej, to dane na temat realnego poziomu zarobków Polaków byłyby zdecydowanie niższe.
Jak pisałem niedawno, w kampanii wyborczej ugrupowania tworzące dzisiejszy obóz rządowy złożyły przedsiębiorcom wiele dobrze brzmiących obietnic. Gorzej z ich realizacją. Albo ma ona charakter ułomny (tak się dzieje w przypadku tzw. wakacji zusowskich), albo odkładana jest w nieokreśloną przyszłość (zmiany składki zdrowotnej czy przejęcie przez ZUS wypłaty zasiłku chorobowego od pierwszego dnia zwolnienia pracownika). Wzrost poziomu pensji minimalnej o prawie dwukrotność przewidywanego wzrostu inflacji wpisuje się w ten niekorzystny dla przedsiębiorców trend. To droga donikąd. Stracą w ten sposób nie tylko pracodawcy, ale ostatecznie także pracownicy jako konsumenci, bo wzrost kosztów pracy musi być przerzucony na wzrost cen.
Adam Abramowicz – Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców