W ostatnim czasie uwaga inwestorów na arenie globalnej nieco przesunęła się z koncentracji na europejskim ilościowym luzowaniu w kierunku przyszłych działań amerykańskiej Rezerwy Federalnej. To znana i dobrze rozpowszechniona tendencja, w której ważniejsze są przyszłe wydarzenia i próba ich wyceny niż uwaga na tym co się już wydarzyło.
W tym kontekście ważna była ostatnia seria doniesień z USA, która wskazywała na możliwość opóźnienia rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp, a gdy ten się już rozpocznie, to będzie wolniejszy niż wcześniej szacowali sami członkowie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku. Dość dobrze w ten nurt wpisały się piątkowe słabsze dane z amerykańskiego rynku pracy. Z kolei środowy protokół z ostatniego posiedzenia FOMC można były odczytywać w nieco jastrzębi sposób, gdyż wiele członków monetarnego gremium – choć prawdopodobnie nie większość – wyrażało chęć podniesienia stóp już w czerwcu. Szybko pojawiły się jednak komentarze, że po piątkowych danych ten jastrzębi ton warto przyjąć z rezerwą. Ponadto jeszcze w samym protokole niektórzy przedstawiciele Fed zwracali uwagę, że z uwagi na silnego dolara i tanią ropę podwyżki stóp będą raczej później w tym roku. Wszystko to choć niekoniecznie osłabia dolara, to jednak sprawiło, że kapitał śmielszym okiem spojrzał na rynki wschodzące, szczególnie te azjatyckie, gdzie wciąż rozgrywana jest możliwość dalszego luzowania polityki monetarnej, nie tylko w Chinach, ale być może również w Japonii. Głównie dzięki zwyżkom akcji w azjatyckim regionie indeks MSCI Emerging Markets znalazł się na najwyższym poziomie od września minionego roku i wraca do wyżej położonej części trendu bocznego, w którym tkwi od 2011 roku.
Tego typu informacje w sposób naturalny wspierać powinny kondycję rodzimego parkietu, który wciąż zaliczany jest do grona parkietów wschodzących. Na naszą korzyść działać powinny również niezłe informacje z realnej gospodarki, które przekładają się na pojawiające się rewizje w górę prognoz tegorocznego wzrostu gospodarczego. Warto przypomnieć sobie również ostatnie publikacje wskaźników PMI, gdzie Polska wyróżniała się pozytywnie, podobnie zresztą jak cały region Europy Środkowej korzystający na ożywieniu koniunktury w Europie Zachodniej. W trend ten wpisują się umacniające się waluty krajów naszego regionu, a wraz z nimi również giełdowe indeksy. Niestety nasz rynek wciąż pozostaje w tyle za węgierskim BUX-em, który zdołał już z impetem opuścić bloki startowe i od początku roku zyskał 25%. Krajowy WIG ze stopą zwrotu na poziomie 7% wciąż na tym tle prezentuje się blado i raczej ciężko jest liczyć na rychłą pozytywną zmianę. Tym niemniej popyt w swoim spokojnym stylu na rynku działa i indeks WIG konsekwentnie zdobywa nowe tegoroczne maksima. Niestety dla wszystkich atutów krajowych akcji znaleźć można przeciwwagę w niekorzystnych wiadomościach, które cały czas wstrzymują poważny kapitał przed większymi zakupami polskich akcji. Poprawa wyników publikowanych przez duże spółki spodziewana jest tylko w wybranych przypadkach, a sektor bankowy, który tradycyjnie korzystać powinien na ożywieniu gospodarczym, aktualnie obciążony jest kwestiami dość skutecznie wstrzymującymi zapędy byków. Nasz rynek, mimo że racjonalnie wyceniany pośród coraz bardziej oderwanych od fundamentów wycen w otoczeniu, pozostaje w blokach startowych. Nie brak głosów, że i na nas przyjdzie kolei i można się z tym zgodzić. Problem w tym, że ostatnie lata pokazały, iż GPW jako całość często budzi się jako ostatnia i zdecydowanie korzystniej jest skupiać się na konkretnych spółkach niż biernie czekać na żwawsze podniesienie się całego rynku. Na szczęście koniunktura pozostaje dobra i tożsama z hossą, wciąż wybiórczą i spokojną, ale jednak hossą.
autor: Łukasz Bugaj, CFA, Analityk, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA