Syndrom genewski: częsta przypadłość kredytobiorców.
Dziś opiszę bardzo dziwny – ale dość często powtarzający się – przypadek, kiedy osoby zadłużonej po uszy nie mogę uratować, bowiem … dłużnik ten odmawia przyjęcia pomocy. W tym miejscu przypomnę fragment odcinka nr 2. Oto jaką wówczas złożyłem deklarację:
„….do arcytrudnego tematu pod hasłem „psychika dłużnika” będę na pewno w Poradniku powracał. Bowiem z moich doświadczeń w pracy z klientami wynika jasno, że największy problem w uwolnieniu się od długów tkwi… w głowie dłużnika. Jeśli się poddasz, wpadniesz w apatię, potem – w depresję, czekając na to, co los przyniesie – zamienisz się w zombie. A przy ogromnym stresie związanym z przekredytowaniem, o taki stan bardzo łatwo.”
Psychika dłużnika, a psyche alkoholika
Otóż, aby moje Poradnikowe recepty jak uwolnić się od długów, okazały się skuteczne, musi być na to przyzwolenie dłużnika – poparte stosownym działaniem. Podobnie jest z leczeniem osoby uzależnionej od alkoholu: lekarz daje odpowiednie zalecenia i medykamenty, a alkoholik czasem … robi swoje. Pomimo faktu, że w pełni przekaz lekarza jest dlań zrozumiały.
Mając kontakt m.in. z dziesiątkami frankowiczów, którym stosunkowo łatwo można było pomóc w ich problemach (pisałem o tym w poprzednich odcinkach Poradnika), często okazywało się, że – pomimo oczywistych argumentów – nie umieli oni zmienić sposobu myślenia i swoich dotychczasowych działań. Czyli dalej spłacali oni kolejne raty kredytu, zwykle nadludzkim wysiłkiem; także w sytuacji, kiedy w pełni zdawali sobie sprawę, że takie postępowanie zaprowadzi ich w bliskiej przyszłości do samozagłady. Doszedłem do konkluzji, że
takie działanie bardzo przypomina … syndrom sztokholmski
Dwa zdania wyjaśnienia (z Wikipedii) jak objawia się syndrom sztokholmski:
„Syndrom sztokholmski – to stan psychiczny, który pojawia się u ofiar porwania lub u zakładników, wyrażający się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami je przetrzymującymi.”
„Syndrom ten jest skutkiem psychologicznych reakcji na silny stres oraz rezultatem podejmowanych przez porwanych prób zwrócenia się do prześladowców i wywołania u nich współczucia.”
W tym właśnie miejscu wchodzimy w wyjaśnienie zagadkowego tytułu tej części Poradnika.
Co to takiego ten „syndrom genewski”?
Kredytobiorca „porażony” ciężkim stresem, związanym z niemożnością spłaty zobowiązania, zaczyna się tegoż kredytu coraz bardziej przywiązywać. Nie przyjmuje jasnych komunikatów, że koncentracja na wywiązywaniu się ze spłaty kolejnych rat (na co dłużnikowi nie starcza środków) jest odroczonym społecznym samobójstwem. Osoba taka zamiast z wrogiem walczyć, broni się rękami i nogami przez wypowiedzeniem umowy. Także w sytuacji, kiedy kładzie na szali swoje zdrowie, dobro rodziny i najbliższych.
Ameryki nie odkryłem, ale…
Nie spotkałem nigdy wcześniej rozpoznania takiej formy uzależnienia dłużnika od kredytu, dlatego też mogę uznać się za jej odkrywcę. Skoro tak, mam prawo do nazwania opisanego stanu psyche.
Pewnie zapytasz czytelniku, dlaczego wybrałem taką właśnie nazwę, w oczywisty sposób nawiązującą do syndromu sztokholmskiego.
To proste. Otóż z moich obserwacji wynika wprost, że ta dolegliwość najczęściej dopada frankowiczów, musi być tu odniesienie do wybranego miasta w Szwajcarii: bo w tym właśnie kraju ktoś wymyślił tę straszną walutę. Zresztą – obowiązuje ona tam do dziś! (biedni ci Szwajcarzy – przyp. aut.). Mając do wyboru – alternatywnie – m.in. Zurych, Bazyleę, Berno, zdecydowałem się jednak na Genewę. Sam zobacz jak dostojnie to brzmi: „syndrom genewski”.
Syndrom genewski nie jest następstwem porwania. Ale posiadanie kredytu frankowego bardzo często powoduje podobne odczucie pełnego zniewolenia – wbrew własnej woli. Ma to miejsce wtedy, kiedy kwota kredytu przeliczona na złotówki znacząco przekracza wartość nieruchomości, a dłużnika nie stać na spłatę rat. Wtedy stajesz się jakby zakładnikiem kredytu w CHF: nie masz bowiem żadnej szansy, aby się z tych więzów wyzwolić w sposób zgodny z oczekiwaniami banku i z treścią zawartej umowy. Często z tej pułapki można się wyzwolić – znają Państwo różne metody działania choćby z lektury Poradnika – jednakowoż osoba cierpiąca na tę przypadłość, nie dopuszcza możliwości, aby się z matni uwolnić.
Narzucające się rozwiązanie – zaprzestanie spłaty, aby nie pogrążać się bardziej – jest z niewiadomych przyczyn często odrzucane przez ofiarę toksycznego produktu.
Pułapka: tym razem nie szklana, tylko frankowa
Kredytobiorca, który wpadł w sidła tej strasznej przypadłości, nie jest w stanie samodzielnie podjąć decyzji o ratowaniu własnej osoby z frankowego potrzasku. Zwykle, jak już do mnie trafia, stracił rodzinę (rozpadła się), kontakt ze znajomymi prawie mu się urwał, żyje od raty do raty. Zwykle na kolejną coś dopożycza od rodziny.
Czy można z tej „choroby” wyjść? Z mojego doświadczenia wynika, że nie jest to łatwe zadanie. Jakie argumenty mogą trafić do tak uzależnionej osoby? Tym tematem zajmę się szerzej w następnym odcinku Poradnika.
Dziś omówię tylko jeden, ale bardzo zasadniczy argument. Dłużnik w żadnym przypadku nie powinien się obwiniać. Na uzasadnienie słuszności tego argumentu, podam pewien bardzo wymowny przykład.
Przekręt na duża skalę, czy zwyczajna ludzka pomyłka?
Poprzedni odcinek Poradnika zakończyłem krótkim wspomnieniem niedawnej, potężnej wpadki kredytobiorcy. Ówczesny zarządca spółki, która broniła się przed upadłością, stwierdził, że uratować ją może zastrzyk finansowy w kwocie 500 mln zł. Spółka zatem złożyła stosowne dokumenty do banku i w sierpniu ubiegłego roku kredyt taki został udzielony. Pech chciał, że spółki tej i tak nie dało się ocalić. W listopadzie 2015 roku ogłoszona została jej upadłość.
Co się zatem wydarzyło w okresie tych trzech miesięcy, czego zarząd bankruta nie mógł przewidzieć? Działania wojenne zniszczyły fabrykę, gdzie prowadzona była produkcja? Załamanie się – nagle – koniunktury? Katastrofa budowlana? Nic z tych rzeczy się nie miało miejsca. Nie było tu też nieprzewidzianych strat związanych z ryzykiem kursowym, bowiem kredyt został udzielony w krajowej walucie.
Czyja culpa?
Pewnie Czytelniku, łapiesz się za głowę, zarzucając kredytobiorcy działanie niezgodne z prawem, czyli wyłudzenie. Oczywiście trudno w tej sytuacji uwolnić z winy kredytodawcę – kredyt w takiej wysokości musi być przecież oglądany po stokroć z każdej strony, zanim bank wyrazi zgodę na wypłatę 500 mln zł. W tym wypadku nie ma mowy o przekręcie. Z całą pewnością była to zwykła ludzka pomyłka!
Dlatego nikt nie poniósł żadnych konsekwencji. Ani osoby zarządzające upadłą spółką, ani zarząd kredytodawcy.
Myślisz, że sobie to wymyśliłem? To poczytaj sobie publikację z portalu gazetaprawna.pl z dnia 23 listopada 2015 roku, pt. „Szałamacha: Zbadamy, czy działania KNF były adekwatne do sytuacji SK Banku”
A więc – wszystko jasne!
Chodzi o głośny przypadek upadłości wołomińskiego SK Banku. Oto kilka wybranych cytatów wymienionej publikacji:
„Według resortu finansów SK Bank od lat podlegał nadzorowi KNF, która posiadała wszelkie uprawnienia do weryfikacji dokumentów dostarczonych przez bank zgodnie z obowiązującymi przepisami. W sierpniu 2015 r. bank uzyskał wsparcie finansowe w postaci kredytu w wysokości 500 mln zł, udzielonego przez Narodowy Bank Polski, który został częściowo poręczony przez Ministra Finansów.” (…)
„Zdaniem Komisji Nadzoru Finansowego resort finansów miał pełną wiedzę o działaniach Komisji w sprawie SK Banku.” (…)
„KNF zawiesiła z dniem 21 listopada 2015 r. działalność Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa z siedzibą w Wołominie (posługującego się nazwą handlową „SK Bank”) decyzją z 20 listopada.”
Andrzej Jakubiak, Marek Belka, Mateusz Szczurek
Wymieniona powyżej Wielka Trójka to osoby, które wspólnie, na skutek nietrafionej decyzji biznesowej, doprowadziły do tak dużej straty. Poniósł ją Skarb Państwa. Wnioskującym o kredyt był bowiem sam Andrzej Jakubiak – Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, a wniosek o kredyt został zaakceptowany zarówno przez Marka Belkę – ówczesnego Prezesa NBP, oraz przez Ministra Finansów – Mateusza Szczurka.
Żadna z tych osób nie poniosła żadnych konsekwencji. Wcale mnie to nie dziwi, bo każdy może się przecież pomylić. Mając powyższe na względzie
Szanowny Dłużniku udzielam ci rozgrzeszenia jeśli także twoje decyzje finansowe przy zaciąganiu zobowiązań okazały się nietrafione.