Kinoteka HR człowieka „Jak zostać królem” czyli „nie chhh….cę, ale mmm…uszę”. Rozmowa Piotra Sierocińskiego, właściciela firmy ceHR, z Leszkiem Mellibrudą, psychologiem społecznym i biznesu, o inspiracjach dla HR-owców, jakie płyną z twórczości filmowej.
P.S.: Jest chłodny poranek 31 października 1925 r. Stadion Wembley wypełnia po brzegi publiczność – są to dumni pod-dani króla Jerzego V, syna królowej Wiktorii i księcia Alberta. Jest to ostatni dzień trwającej 2 lata Wystawy Imperium Brytyjskiego – imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce, jak wówczas mawiano. Imperium o powierzchni 35,8 mln km2, na terenie którego żyje 478 mln ludzi – ¼ ogółu mieszkańców Ziemi. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie było takiej potęgi na świecie. Król Jerzy V poleca wygłosić mowę końcową drugiemu według urodzenia synowi – wówczas 30-letniemu księciu Yorku – Albertowi.
L.M.: I to była kompletna, jak byśmy dziś powiedzieli, PR-owa klapa.
P.S.: Klapa to zbyt delikatnie powiedziane – to była kompromitacja. Drugi w kolejce do tronu imperatora świata Albert nie mógł z siebie wydobyć głosu. Z trudnością wydukał klika słów, czym wzbudził konsternację wśród zgromadzonej publiczności. Co za dysonans. Z jednej strony duma Brytyjczyków z osiągnięć Albionu pokazanych na wystawie. Z drugiej wstyd z powodu ułomności księcia Yorku. Panie Leszku, czy można zostać przywódcą, nie mając umiejętności oratorskich i talentu do tego, co dziś nazywamy mową motywacyjną?
Czy sposób mówienia buduje charyzmatycznego lidera?
L.M.: Można, chociaż dla niektórych osób może to być trudne. Szczególnie jeśli brakom w płomienności wypowiedzi nie towarzyszą osobowościowe i profesjonalne zdolności wpływania na ludzi. Potoczne myślenie o przywództwie często posługuje się stereotypem, którego częścią jest kojarzenie lidera z nieodłączną charyzmą. A ta cecha głównie w świadomości wielu wyraża się dużymi zdolnościami komunikacji zwłaszcza w sytuacjach społecznych – porywającą mową wobec licznej grupy słuchaczy. Ale mogą być sytuacje, gdy przywódca ma słabe zdolności oratorskie, ale za to duże umiejętności manipulacyjne i wykorzystywania „bocznych” ścieżek wpływania na innych (wynoszenie w statusie organizacyjnym, dodawanie władzy, prestiżu, budowanie indywidualnych ścieżek dostępu do „wodza” itp.). Wówczas mamy do czynienia z autorytarnym, tzw. szarym przywództwem.
P.S.: Takie przywództwo nie zawsze się chyba podoba, ale większość mu się podporządkowuje. Podąża za takim liderem z pełnym przekonaniem o jego wielkości.
L.M.: Jak to wynika z badań Jasmine Vergauwe (i wsp.z Ghent University), opublikowanych w styczniu 2018 r. w „Journal of Personality and Social Psychology” – chociaż istnieją pewne cechy przywódcy, które są postrzegane jako czyniące go charyzmatycznym, to charyzma może być całkowicie w umyśle osoby postrzegającej, a nie jakąś nie-odłączną właściwością osoby nazywanej charyzmatycznym przywódcą. To odkrycie jest ważne, ponieważ poprzednie badania nigdy jasno nie odpowiadały na pytanie, czy charyzma jest cechą jednostki, czy też jest to związane ze sposobem, w jaki jednostka jest postrzegana przez innych.
P.S.: Z tego wynika, że sposób mówienia buduje charyzmę lidera.
L.M.: Styl mówienia, rozmawiania czy przemawiania często odbierany jest przez słuchaczy nawykowo jako przejaw czy sygnał statusu społecznego (prestiżu, bogactwa, władzy). Ludzie odruchowo bardziej koncentrują się na tym, jak ktoś mówi, niż co powiedział (patrz ramka). Dobrze znają tę regułę specjaliści od marketingu politycznego czy komunikacyjnego PR. Czasami doradzając drobne zająknięcia, zacięcia lub „językowe prymitywizmy” w wypowiedziach, aby w podświadomości ludzi zrównywać się w statusie społecznym z wybraną, „docelową” grupą odbiorców. Dla Alberta był to również wymóg obowiązkowy, w końcu to książę Yorku mówił do narodu.
Zaburzenia w komunikacji
P.S.: Colin Firth grający Alberta (albo Bertiego, jak go nazywali najbliżsi) dostał za tę rolę Oscara. Świetnie odegrał postać zahukanego przez ojca, nieśmiałego młodego człowieka, który w niemocy wypowiedzenia swoich myśli od czasu do czasu wpadał w taką furię, że się zacinał całkowicie. W filmie widzimy też arcybiskupa Cantenbury – Cosmę Langa, grane-go przez Dereka Jacobiego, niezapomnianego odtwórcę roli cesarza jąkały w serialu „Ja Klaudiusz”. Każdy z nas ma lub miał w życiu kogoś znajomego, kto się jąka. Wszyscy znamy postać redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, który jest chyba najbardziej znanym dziś w Polsce jąkałą. To wszystko były lub są nietuzinkowe postacie. Skąd się bierze jąkanie? Czy to jest przypadłość fizyczna czy psychiczna?
L.M.: Jąkanie jest zaburzeniem komunikacji, które ogólnie charakteryzuje się mimowolnymi zakłóceniami w płynności mowy. Te zaburzenia mogą przybierać różne formy, takie jak powtarzanie części słów, zgłosek lub spółgłosek oraz
chwile, kiedy dźwięk lub okres ciszy jest przedłużany. Osoby jąkające się często doświadczają negatywnych reakcji emocjonalnych, poznawczych lub behawioralnych, które mogą dodatkowo wpływać na ich zdolność do komunikowania się. Powody jąkania przypisywano wielu przyczynom: problemom emocjonalnym, neurologicznym, nieodpowiednim reakcjom opiekunów i członków rodziny. Ponadto wadliwej nauce języka czy problemom z motoryką mowy. Wiele z tych teorii okazało się obiecujących w wyjaśnieniu niektórych cech jąkania, ale żadna pojedyncza teoria nie opisała kompleksowo wewnętrznych i zewnętrznych doświadczeń osób jąkających się. Obecne teorie sugerują, że jąkanie powstaje w wyniku połączenia kilku wpływów – genetycznych i środowiskowych. Niektóre obecnie badane elementy obejmują zdolności motoryczne, umiejętności językowe i cechy systemu nerwowego (temperament). Ale czynnik genetyczny (biologiczny) odgrywa również ważną rolę – generalnie jąka się ok. 1 proc. ogólnej populacji ludzi. Podczas gdy w grupie osób, gdzie w rodzinie była osoba jąkająca się, to odsetek wystąpienia tego zaburzenia zwiększa się do 10 proc.
P.S.: Trzeba przyznać, że Albert był zawsze tym drugim.Nikt na niego nie stawiał, dlatego nie przejmowano się jego jąkaniem. Pozwolono mu ożenić się z Elżbietą Boyes-Lyon, owszem arystokratką, ale niemającą nic wspólnego z jakimkolwiek z tronów europejskich. A w latach 30. XX wie-ku w sposób dobitny świadczyło to o pewności dworu, że Bertie nie odegra żadnej znaczącej roli w historii monarchii brytyjskiej. Nawet jego ukochana żona przyjęła oświadczyny Alberta dopiero za trzecim razem. Wtedy gdy zrozumiała, że dzięki przypadłości męża bycie królową raczej będzie jej oszczędzone. Mimo to ciążyły na Albercie jako na członku rodziny królewskiej liczne obowiązki reprezentacyjne. Dlatego on sam usilnie dążył do poprawy swoich umiejętności oratorskich. Im bardziej się starał, tym gorzej mu to szło. Czy to stan ówczesnej medycyny był tego przyczyną, czy to był raczej problem w jego psychice?
Obciążające stresory
L.M.: To jest ciekawe pytanie – jak to się dzieje, że u jednych osób obciążenie tzw. trudnego dzieciństwa czy trudnej młodości działa uodparniająco w dorosłości na stres. U innych wręcz przeciwnie – osłabiająco, jakby takie osoby na co dzień funkcjonowały ze stale lub z szybko wyczerpującym się akumulatorem antystresowym.
W przypadku księcia Alberta mamy całą kolekcję czynników obciążających z przeszłości, które mogły być źródłem spowolnienia sukcesów w terapii. Jego „zimne” wychowanie przez rodziców (ojciec nadmiernie wymagający), szpotawość eliminowana metalowymi szynami czy leworęczność leczona jako choroba i przymuszanie do pisania prawą ręką, dysleksja, która czyniła z niego miernego kadeta w szkole marynarki w Dartmouth, w której przebywał od 14. roku życia, czy nerwica żołądka, która zmusiła go do porzucenia tejże marynarki mimo sporych sukcesów dowódczych np. w wojnie o Jutlandię podczas I wojny światowej. To wszystko czynniki, które mogły osłabić skuteczność terapii mimo bardzo silnej motywacji ze strony księcia. Ale te wszystkie stresory mogły działać obciążająco nie tylko przez fakt, że wystąpiły, ale również z uwagi, że nie zostały w żaden sposób zneutralizowane ich skutki, tak w świadomości, jak i podświadomości Alberta.
Zapraszamy do przeczytania całej rozmowy TUTAJ