Sprzedaż obligacji rośnie – Polacy wydają na nie miliardy. Wrzesień był kolejnym miesiącem wysokiej sprzedaży obligacji skarbowych. Tym razem na konto Ministra Finansów popłynęły ponad 2 miliardy złotych. Kolejne miesiące powinny być co najmniej równie dobre, bo dziś nawet najgorsze papiery skarbowe dają więcej niż bankowe lokaty. Wciąż niestety to i tak za mało, aby pokonać inflację, konsumującą siłę nabywczą oszczędności.
Ponad 2,2 mld złotych – za taką kwotę Polacy kupili we wrześniu detaliczne obligacje skarbowe. To o 19% więcej niż w sierpniu. Przez trzy kwartały br. Minister Finansów sprzedał już papiery warte ponad 21 mld złotych. To więcej niż w całym – dotychczas rekordowym – 2019 rok. Wtedy łupem rodaków padły obligacje warte 17,3 mld złotych.
Sprzedaż obligacji – październik miesiącem oszczędzania?
Dane za październik są póki co bardzo obiecujące. Liczba składanych przez Polaków zleceń zakupu obligacji detalicznych była przez pierwsze dwa tygodnie października o prawie 18% wyższa niż w analogicznym okresie września. Jest więc szansa, że październikowy wynik znowu pozytywnie zaskoczy.
Na obligacjach zarobek wyższy niż w banku
W sumie trudno się dziwić skoro przeciętne oprocentowanie, nawet najkrótszych papierów skarbowych, jest kilka razy wyższe niż to, co banki oferują na statystycznej lokacie. Z danych banku centralnego wynika bowiem, że przeciętna roczna lokata otwierana w sierpniu była oprocentowana na zaledwie 0,14% w skali roku. W praktyce oznacza to obietnicę wypłacenia symbolicznych 11,34 złotych odsetek po opodatkowaniu. W zamian za powierzenie bankowi na rok kwoty 10 tysięcy złotych. I choć z cyklicznego monitoringu HRE najlepszych lokat i rachunków bankowych wynika, że można wciąż znaleźć takie depozyty, które kuszą 2-3% odsetek w skali roku, to niestety są to produkty wybitnie limitowane. Na krótki okres, dla nowych klientów, dla ich nowych środków i to najczęściej tylko do kwoty 10-30 tysięcy).
Na tym tle 0,5% oferowane w ramach obligacji trzymiesięcznych czy 1% na „dwulatkach”, to dla wielu osób po prostu lepsza oferta. Do tego w arsenale Ministra Finansów są jeszcze obligacje indeksowane inflacją. Innymi słowy takie, w przypadku których tylko w pierwszym roku wiemy z góry ile zarobimy, a w kolejnych latach oprocentowanie jest wyznaczane poprzez dodanie marży zysku do najświeższego odczytu inflacji podawanego przez GUS. I tak na przykład „czterolatki” w pierwszym roku pozwolą zarobić 1,3%, a potem 0,75 pkt. proc. ponad inflację. Najwyżej oprocentowanym typem obligacji dostępnych dla wszystkich Polaków są obligacje dziesięcioletnie. W pierwszym roku kuszą oprocentowaniem na poziomie 1,7%, a potem ma to być o 1 pkt. proc. więcej niż inflacja.
Większość obligacji nie chroni przed inflacją
Sprzedaż obligacji rośnie. A co z tej oferty wybierali Polacy we wrześniu? Przede wszystkim papiery trzymiesięczne, na które przypada prawie połowa sprzedaży (47,4%). Kolejne 33,6% kapitału skusiły obligacje czteroletnie, a 12,4% osób wybrało papiery dwuletnie.
To niestety oznacza, że większość nabywców obligacji nie zachowa siły nabywczej swojego kapitału. Chodzi o to, że naliczone odsetki nie pozwolą pokonać spodziewanej inflacji. Dotyczy to przede wszystkim obligacji 3-miesięcznych, 2-letnich i 3-letnich. Szansę na pokonanie inflacji dają papiery czteroletnie. O ile oczywiście sprawdzą się aktualne prognozy odnośnie ścieżki inflacji, a po okresie prognozy zapanuje w Polsce inflacja na poziomie 2,5% (cel inflacyjny RPP). Jeśli bowiem wzrost cen będzie wyższy, to i zyski z obligacji długoterminowych mogą zostać przekute w realne straty.
Chodzi o to, że co prawda oprocentowanie tych papierów rośnie wraz ze wzrostem inflacji, ale w pewnym momencie nasza dodatkowa marża zysku (np. 1 pkt. proc. w przypadku obligacji dziesięcioletnich) zostanie zjedzona przez opodatkowanie. Trzeba bowiem pamiętać, że Minister Finansów od zysków z obligacji skarbowych też zażąda podatku. Aby zobrazować ten mechanizm musimy posiłkować się przykładem.
Załóżmy, że mamy obligacje dziesięcioletnią, w przypadku której właśnie mija pierwszy okres odsetkowy. W drugim wiemy, że oprocentowanie będzie wyższe o 1 pkt. proc. od inflacji. Jeśli ta wyniesie 2%, to nasze oprocentowanie w drugim roku wyniesie 3%. Nawet po odjęciu podatku jest to ponad 2,4%, a więc więcej niż inflacja w poprzednim roku. Jeśli jednak inflacja wyniesie 5%, to nasze oprocentowanie będzie wysokie (6%). Natomiast po skorygowaniu go o podatek zostanie nam 4,86%, czyli mniej niż inflacja z ostatnich 12 miesięcy. To właśnie opodatkowanie powoduje, że mechanizm indeksacji oprocentowania obligacji ma swoje ograniczenia i nie jest rozwiązaniem idealnym.
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments