Czy warto ubiegać się o upadłość konsumencką? To pytanie zadaje sobie obecnie mnóstwo przekredytowanych Polaków, w tym spora grupa frankowiczów. Trudno się temu dziwić, skoro po styczniowym skoku kursu franka, mieszkanie jest czasem warte nie więcej niż 50 proc. zadłużenia. W takiej sytuacji, spłacając kredyt bankowy jakby kupujemy nasze mieszkanie od banku za cenę dwukrotnie wyższą od jego wartości rynkowej i jeszcze płacimy odsetki. Mając na względzie ekonomię takiego działania: to kuriozalna sytuacja.
Oczywiście, nie zawsze to będzie łatwa decyzja: dla naszych rodaków własne mieszkanie to zazwyczaj „home”, a nie „house”. Wkładamy najczęściej we własne M, nie tylko pieniądze, ale także – serce. Decyzja o ogłoszeniu upadłości, która wiąże się z utratą mieszkania, najczęściej będzie okupiona cierpieniem domowników. Jednak przy niemożności spłaty rat kredytu – jest to po prostu wybór mniejszego zła. Lepiej mieszkanie samemu opuścić (i jeszcze dostać parę złotych od syndyka ze sprzedaży), niż zostać brutalnie wyrzuconym przez komornika po skutecznie przeprowadzonej licytacji.
Pamiętajmy jednak, że upadłość konsumencka nie jest przywilejem dostępnym dla wszystkich osób, które mają problem ze spłatą zobowiązań. Nie tylko związanych z kredytami hipotecznymi. Coraz więcej naszych rodaków jest zadłużonych po uszy pożyczkami bankowymi, które próbowali spłacać megalichwiarskimi pożyczkami-chwilówkami.
Kto może ubiegać się o status „upadłego”?
Beneficjentami ustawy o upadłości konsumenckiej z dnia 29 sierpnia 2014 r. będą osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej, które utraciły zdolność do regulowania swoich zobowiązań. Oczywiście nie będzie to automat na zasadzie: brakuje mi kasy na spłatę długów, to idę do sądu i ogłaszam upadłość konsumencką. Sąd bowiem odrzuci wniosek, jeśli stwierdzi, że (cytując ustawę): „dłużnik doprowadził do swojej niewypłacalności lub istotnie zwiększył jej stopień umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa”.
I tu się zatrzymajmy: najczęściej sędzia właśnie z tego powodu będzie mógł odrzucić wniosek o upadłość. Problem w tym, że dość często nazwanie działania wnioskodawcy jako „rażące niedbalstwo” będzie podlegało ocenie sędziego, do którego sprawa ta trafi.
Łowcy dojrzałych jeleni
Wyobraźmy sobie zatem następującą sytuację: dwoje starszych ludzi niemal przy każdej wizycie w banku nagabywani są o wzięcie szybkiego kredytu; niezbyt rozsądnie, dają namówić się na przyjęcie kilku takich ofert. Właśnie takie osoby są najlepszym łupem dla świetnie przeszkolonych sprzedawców. Szczególnie jeśli na konto osobiste w danym banku wpływa, regularnie, pensja lub emerytura: wówczas „łowca” może po kilku kliknięciach myszką wydrukować umowę pożyczki i podsunąć ją z promiennym uśmiechem swojej ofierze. Czasem umowy takie podpisuje pożyczkobiorca bez żadnej potrzeby finansowej, czy też świadomości swego czynu: ale głównie po to, aby nie robić przykrości przemiłemu pracownikowi banku. Zwykle jest tak, że pierwsza czy druga pożyczka nie burzy płynności finansowej, ale trzecia i czwarta – już tak. Co wtedy? Przychodzi termin spłaty raty kolejnej pożyczki, a środków brak. Gdy opóźnienie w spłacie trwa już kilka dni – bank przypomina sobie o swojej ofierze, ale osoba dzwoniąca do dłużnika jakoś się już nie uśmiecha, tylko krzyczy i straszy. I właśnie wtedy najłatwiej jest popłynąć, czyli wpaść w pętlę zadłużenia. Szczególnie, że pozyskiwanie kolejnych pożyczek jest bardzo proste; mam tu na uwadze pożyczki-chwilówki.
Pamiętajmy o tym, że każdy pożyczkodawca może mieć dostęp do bazy Biura Informacji Kredytowej; czyli ma wiedzę o zadłużeniu swojego klienta. Udzielenie pożyczki osobie, która ma ich już ponad 20 daje niemal gwarancję sprzedającemu ten produkt, że pożyczkobiorca długu nie spłaci. Zachodzi więc pytanie:
Kto w takiej sytuacji winien jest rażącego niedbalstwa?
To jest właśnie orzech do zgryzienia dla sędziów rozpoznających wniosek o upadłość konsumencką takiej osoby. Jeśli spojrzymy na sprawę chłodnym okiem, czyli mamy przed sobą wniosek osoby, która posiada 20 lub 30 różnego rodzaju zobowiązań, można uznać, że osoba ta dopuściła się właśnie rażącego niedbalstwa. Jest to wniosek uzasadniony, ale karząc dłużnika, zapominamy o sprzedawcach pożyczek, którzy dopuścili się grzechów stukrotnie poważniejszych. I pomimo to, mamy chronić ich interesy, odrzucając wniosek tak zadłużonej osoby? Zachodzi więc pytanie w tego typu sprawach:
Po czyjej stronie stanie Sąd?
Z całym szacunkiem dla powagi sądów i sprawiedliwych wyroków – ale w opisanej sytuacji, Ja zawsze będę po stronie dłużnika. No bo cóż z tego, że wniosek taki byłby odrzucony? Ci biedni, naiwni ludzie będą zaszczuci do końca życia przez ścigających ich windykatorów i komorników. Mając na względzie, że ściągający długi i tak nic nie wyrwą niewielkiej zwykle emerytury dłużnika – takie działanie to zwykłe barbarzyństwo!
Dlatego też, mam ogromną nadzieję, że nawet w sytuacji kiedy osoba zgłasza się z wnioskiem o upadłość konsumencką z 40-ma pożyczkami, nie będzie z założenia w przegranej sytuacji.
Z szybkimi pożyczkami jest bowiem podobnie jak z narkotykami: powinno ścigać się dealerów, a nie ich ofiary. Pragnę zwrócić uwagę, że obie branże jadą na podobnym patencie: pierwszy „towar” dealer (lub sprzedawca pożyczki) dostarcza swej ofierze gratis.