Ostatnie tygodnie to okres podwyższonej zmienności na rynkach, który wiele osób autentycznie zaskoczył. Pojawiły się minorowe komentarze i nerwowe zapytania co czeka nas w przyszłości. Tym czasem październikowy „krach” nie powinien być żadnym zaskoczeniem. Owszem, nie można go jednoznacznie wiązać z jednym wydarzeniem, które uruchomiło giełdową wyprzedaż. Spadki są bowiem konsekwencją wydarzeń, które obserwowane są już od kilku miesięcy.
Po pierwsze, praktycznie od marca na Wall Street obserwujemy różnice w zachowaniu spółek małych i dużych, gdzie te pierwsze nie podążają śladem blue chipów i nie wyznaczają nowych maksimów. Ta dywergencja w kolejnych miesiącach stale postępowała, a nowe szczyty indeksu S&P500 wyznaczane były przy współudziale coraz mniejszej ilości spółek. Po drugie, pogarszająca się sytuacja gospodarcza zaskoczeniem może być tylko dla osób, które na bakier są z takimi informacjami, że ostatni lokalny szczyt indeks instytutu Ifo ustanowił jeszcze w lutym, podobnie zresztą jak krajowy odczyt wskaźnika PMI dla przemysłu. Po trzecie, w przyszłym tygodniu Rezerwa Federalna najprawdopodobniej zakończy trzecią odsłonę ilościowego luzowania, a przeszłość dobitnie pokazuje, że w dwóch poprzednich tego typu przypadkach zawsze dochodziło do perturbacji na rynkach finansowych. Po czwarte, październik nie bez kozery nazywany jest miesiącem krachów, a na dniach obchodziliśmy kolejną już rocznicę pamiętnej zniżki z 1987 roku.
Jakie z kolei wnioski można wyciągnąć z powyższej analizy. Otóż jak się wydaje rynek w USA aktualnie jest fazie tzw. „ukrytej bessy”. Jest to rynek niedźwiedzia, który na pierwszy rzut oka nie jest widoczny, ale na szerokim rynku potrafi siać niemałe spustoszenie w postaci spadków cen akcji wybranych spółek o 20% i więcej. To paradoksalnie dobra wiadomość, gdyż oznacza że Wall Street de facto nie jest w korekcie od zaledwie kilku tygodni, ale miesięcy. To z kolei oznacza, że jej koniec nie musi być zbytnio oddalony w czasie, a główne podażowe „uderzenie” wydaje się już być za nami. Ponadto pokusić się można o stwierdzenie, że w tym momencie prawdziwy rynek niedźwiedzia na poziomie wszystkich indeksów jest raczej mało prawdopodobny, a tym co rynek podniesie z kolan będzie czynnik dobrze znany wszystkim inwestorom. Otóż już teraz wiadomo, że podwyżki stóp w przyszłym roku są za oceanem raczej mało prawdopodobne. Inwestorzy ze słowami na ustach „nie walcz z Fedem” ponownie wrócą więc do zakupów akcji, co zresztą już widać. Lokalnie pokusić się można o stwierdzenie „nie walcz z RPP” i skoro wypycha ona oszczędności z lokat w kierunku rynku kapitałowego, to nie pozostaje nam nic innego jak zaakceptować ten fakt i cieszyć się, że „krach” dał możliwość zakupu akcji po niższych cenach.