Bardzo długa historia o próbie rozwiązania problemu kredytów frankowych wydaje się zmierzać do końca. Potwierdziły to słowa lidera partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że frankowicze powinni wziąć sprawy w swoje ręce tj. walczyć z bankami w sądach. Następnie dodał, że państwo nie może podejmować decyzji, które mogłyby zachwiać stabilnością systemu bankowego. Ten zdecydowany komentarz nie tylko zawiódł kredytobiorców wierzących w realizację obietnic wyborczych obecnej władzy, ale równocześnie istotnie zredukował ryzyko ciążące całemu sektorowi bankowemu.
Najpierw były wielkie zapowiedzi oraz stwierdzenia, że przewalutowanie kredytów walutowych nie jest zadaniem trudnym, zwłaszcza przy możliwości zaangażowania banku centralnego. Następnie NBP jasno odizolował się od kwestii kredytów frankowych, a zespół prezydenckich ekspertów zaprezentował kilka złych ustaw. Efektem finalnym okazała się ustawa o zwrocie niesłusznie naliczonych spreadów, która de facto także nie była dobrym rozwiązaniem. W rezultacie temat jakby przepadł bez wieści.
Brak pomocy ze strony państwa oznacza, że jedynym rozwiązaniem dla frankowiczów pozostaje droga sądowa. Ta nie jest prosta, o czym wielu z nich zdążyło się już przekonać, a co więcej nie gwarantuje sukcesu. Do tej pory znane są jedynie pojedyncze przypadki, w których to kredytobiorca zwyciężył z bankiem. Wydaje się, że wielu zadłużonych w walucie obcej nie podejmie takiego wysiłku, chociażby ze względu na wysokie koszty i niskie prawdopodobieństwo sukcesu. To oznacza, że frankowicze będą musieli spłacać swoje zobowiązania na dotychczasowych warunkach. Niemniej, jak wskazują badania, do tej pory ze swoich obowiązków wywiązywali się wzorowo, znacznie lepiej niż osoby zadłużone w polskiej walucie.
W bardziej korzystnej sytuacji znajdują się banki. Jeżeli słowa prezesa PiS nie były rzucone na wiatr, to branża może odetchnąć z ulgą. To nie oznacza jednak, że ryzyko związane z kredytami frankowymi zostanie całkowicie zlikwidowane. Te kontrowersyjne aktywa nadal będą utrudniać prowadzenie biznesu, toteż banki prędzej czy później być może zdecydują się na ich stopniowe przewalutowanie, oczywiście na swoich warunkach. To oznacza, że koszty banków będą relatywnie niewielkie i rozłożone w czasie.
Na słowa Jarosława Kaczyńskiego inwestorzy zareagowali natychmiastowo, aczkolwiek jednorazowo. Po jednodniowej euforii, póki co nie widać dalszych odznak wzmożonego entuzjazmu. Rynek najprawdopodobniej będzie czekał, bacznie obserwując dalszy rozwój zdarzeń. Mimo wszystko wypowiedź polityka raczej pozytywnie została oceniona przez inwestorów, zwłaszcza tych zagranicznych. Tym niemniej należy podkreślić, że sektor bankowy od ponad dwóch miesięcy jest wyróżniającym się segmentem na warszawskim parkiecie. Inwestorzy wierzą w ten biznes, bowiem mają ku temu podstawy. Według NBP, zysk sektora bankowego wzrósł o 24% rdr w 2016 r. Dane te znalazły swoje odzwierciedlenie w solidnych wynikach finansowych za czwarty kwartał 2016 r., które zostały opublikowane przez ING, Pekao czy też mBank. Niewykluczone, że wyniki pozostałych podmiotów z tegoż sektora także wpiszą się w niniejszą tendencję.
Banki udowodniły, że potrafią sobie poradzić pomimo niesprzyjających im warunków. Obciążenie z tytułu podatku bankowego nie okazało się dotkliwe, a co więcej owe koszty zostały przeniesione na konsumentów. Ponadto, wielu przedstawicieli branży rozwija swój biznes i poprawia wyniki. Oczekiwania są tym większe, gdyż najnowsze dane makroekonomiczne wskazują na kiełkujące ożywienie gospodarcze, natomiast realizacja perspektywy unijnej ma w końcu przyspieszyć. To generuje szansę na wzrost krajowych inwestycji, toteż na wzmożone zapotrzebowanie na kredyt. Co więcej, rosnące oczekiwania inflacyjne pobudzają nadzieję na podwyżkę stóp procentowych.
Mimo wszystko warto nieco studzić entuzjazm. Podwyżka stóp procentowych raczej pozostaje odległym scenariuszem, bowiem RPP wyraźnie podkreśla, że rok 2017 nie przyniesie żadnych zmian w polityce pieniężnej. Ryzyko związane z kredytami frankowymi wyraźnie spadło, jednakże jeszcze nic nie zostało przesądzone. Dodatkowo nie do końca wiadomo, jak na sektor wpłyną nowe przepisy dotyczące naliczania składek do BFG. Warto również pamiętać, że wyceny wskaźnikowe polskich banków na tle całej branży w naszym regionie, a nawet Europy Zachodniej, pozostają wymagające.
Podsumowując, wiele wskazuje na to, że frankowy roller coaster może zakończyć się happy endem dla banków oraz rozwianymi nadziejami kredytobiorców. To z kolei wpłynie na poprawę atrakcyjności sektora bankowego, który już od kilku miesięcy wydaje się odzyskiwać swój blask. W efekcie być może warto zwiększyć ekspozycję na ten sektor, chociaż kluczem do sukcesu najprawdopodobniej pozostanie wnikliwa selekcja. Rok 2017 dla tej branży zapowiada się obiecująco, ale jeżeli koniunktura gospodarcza nie zawiedzie, a RPP zrewiduje politykę monetarną najwcześniej za rok, to co najlepsze dla banków może nadejść dopiero w 2018 r.
Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI