Nowa wersja prezydenckiej ustawy zakłada zwrot spreadów, które były niesłusznie naliczane przez banki. Ustawa obejmuje kredyty udzielone od 1 lipca 2000 roku do 26 sierpnia 2011 roku. Projekt wprowadza także limit kwotowy. Zwroty będą obejmować kredyty do maksymalnej wysokości 350 tys. zł. Podmioty, które zaciągnęły wyższe zobowiązania mogą liczyć na zwrot spreadów do niniejszej kwoty kredytu. Rekompensata zostanie udzielona na wniosek kredytobiorcy. Nowe rozwiązanie będzie kosztować banki od 3,6 do 4 mld zł.
Przewalutowania kredytów denominowanych w walutach obcych na razie nie będzie, przynajmniej w wersji zaproponowanej przez sztab prezydenta. Takowa, jak podkreślił to prezes NBP Adam Glapiński, byłaby niebezpieczeństwem dla stabilności sektora bankowego, waluty i gospodarki. Przymusowa restrukturyzacja została wstrzymana na rok. Przewalutowanie kredytów będzie przeprowadzane stopniowo. Adam Glapiński dziesiątego sierpnia na posiedzeniu Komitetu Stabilności Finansowej powoła nowy podmiot, który będzie odpowiedzialny za przygotowanie działań nadzorczych, które skłonią banki do restrukturyzacji kredytów.
Nowa ustawa z całą pewnością jest znacznie bardziej łaskawa dla banków niż jej poprzednie wersje. Koszty zwrotu spreadów są zdecydowanie niższe od kosztów obowiązkowego przewalutowania kredytów zaproponowanego w pierwotnej wersji prezydenckiej ustawy. Szacunki opiewały na kwotę nawet 70 mld zł, co mogłoby pogrążyć polski sektor bankowy. Tymczasem restrukturyzacja będzie rozłożona w czasie. Co więcej, pierwszeństwo jej dokonania będą miały podmioty mające największe trudności ze spłatą kredytów. Wszystko to sprawia, że sektor bankowy może odetchnąć z ulgą, przynajmniej na rok. Ryzyko i niepewność zostały odłożone w czasie, co najprawdopodobniej znajdzie swoje odzwierciedlenie w notowaniach walorów banków w krótkim okresie. Następnie pojawią się zapewne kolejne obawy, dotyczące narzędzi nadzorczych oraz ,,dobrowolnej” restrukturyzacji kredytów. W ciągu niniejszego roku banki mają przedstawiać kredytobiorcom swoje własne oferty przewalutowania kredytów. Mimo wszystko, nie wydaje się, aby były do tego szczególnie chętne.
Niemniej jednak, w projekcie ustawy można odnaleźć kilka mankamentów. Po pierwsze, proponowane rozwiązanie nie reguluje kwestii ubezpieczenia wkładu własnego, które okazało się konieczne w przypadkach, gdy wysokość kredytu w wyniku wzrostu kursu franka szwajcarskiego przewyższyła wartość zabezpieczenia. Ustawodawca ma nadzieję, że banki same zaproponują rozliczenie tego kosztu. Pewne wątpliwości budzi także limit w wysokości 350 tys. zł: na jakiej podstawie został ustalony? Oznacza to, że kredytobiorcy nie są traktowani równo. Ponadto, proces przewalutowania kredytów będzie rozłożony w czasie, lecz nie wiadomo dokładnie w jakim. To oznacza, że banki nie będą się prawdopodobnie spieszyć z restrukturyzacją kredytów, o ile ograniczenia nadzorcze nie okażą się szczególnie restrykcyjne. W związku z tym, wielu kredytobiorców być może zdąży spłacić swoje zobowiązania i nie doczeka się przewalutowania kredytu. Jednak co najważniejsze, nowa ustawa nie spełnia prezydenckich obietnic wyborczych, toteż nie satysfakcjonuje frankowiczów, których oczekiwania co do formy rozwiązania problemu nie zostały spełnione.
Podsumowując, dobrze dla polskiego systemu bankowego oraz całej gospodarki, że Adam Glapiński przekonał prezydenta i jego zespół do porzucenia pierwotnych pomysłów. Z drugiej strony, o sporym rozczarowaniu mogą mówić sami kredytobiorcy. Jednak to nie koniec długiej historii o kredytach denominowanych w walutach obcych. Rozsądne rozwiązanie odsuwa w czasie finał tej opowieści. Mimo to, nowa ustawa pozytywnie wpłynie na notowania polskich banków w najbliższym czasie, toteż być może obudzi warszawski parkiet i wpłynie na lepsze zachowanie indeksu WIG20. Jednak problem powróci szybciej niż się może wydawać. Niektóre szacunki wskazują, że dobrowolne przewalutowanie kredytów z zastosowaniem zaostrzonych praktyk nadzorczych może kosztować branżę od 25 do 30 mld zł. To oznacza, że kredyty frankowe zdołają jeszcze odcisnąć swoje piętno w sektorze bankowym.