Wiele wskazuje na to, że dobiega końca dywidendowe eldorado, fundowane w ostatnich latach przez spółki notowane na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy będą musieli liczyć w większym stopniu na niepewne zyski ze wzrostu cen akcji. Zwolennicy systematycznych wypłat mogą zwrócić się ku obligacjom firm.
W ciągu kilku poprzednich lat, inwestorzy przyzwyczaili się już do tego, że coraz większa liczba giełdowych spółek systematycznie dzieli się z nimi wypracowanymi zyskami. Spory w tym udział miały spółki z udziałem Skarbu Państwa. Będący wiecznie w potrzebie budżet łakomym wzrokiem spoglądał na dodatkowe przychody z dywidend, a przedstawiciele resortów, sprawujących właścicielski nadzór, chętnie podnosili rękę w głosowaniach dotyczących podziału zysków. Rosło też grono firm, które przyjmowały jasną i przewidywalną politykę dywidendową, deklarując jaka część zysku zostanie przeznaczona do podziału między akcjonariuszy.
Od pewnego czasu ten sielankowy obraz ulega wyraźnej zmianie. Choć budżet nadal jest nienasycony, stosunek przedstawicieli rządu do dywidend jest ambiwalentny, a deklaracje zarówno ogólne, jak i dotyczące konkretnych przypadków poszczególnych spółek, a nawet całych branż, niezbyt klarowne, a na dodatek zmienne. W efekcie inwestorzy niczego nie mogą być pewni, a każdy zawód lub choćby zapowiedź dotycząca pozostawienia zysku w spółce, skutkują znaczącym spadkiem notowań akcji. Rosnąca awersja do dzielenia się zyskami jest już wyraźnie widoczna w statystykach. W 2014 r. aż siedemnaście, spośród dwudziestu największych spółek warszawskiego parkietu, wypłaciło dywidendy z zysku wypracowanego w 2013 r. Rok później z tego grona odpadła kolejna firma, a w 2016 r. zyskiem podzieliło się już tylko trzynaście spółek, wchodzących w skład WIG20. Wiele wskazuje na to, że w tym roku ta tendencja będzie kontynuowana. Kilka dni temu zarząd Orange poinformował, że będzie rekomendował walnemu zgromadzeniu akcjonariuszy podjęcie uchwały o nie wypłacaniu dywidendy za ubiegły rok, a przedstawiciel spółki nie wykluczył, że taka sytuacja może się powtórzyć także w kolejnych latach. Do sporego zamieszania doszło też w ubiegłym roku w przypadku Synthosu, drugiej po Orange prywatnej spółki, od lat słynącej z regularnych i hojnych wypłat dywidendy. Pojawiały się bowiem skrajnie sprzeczne deklaracje dotyczące podziału zysku, od dowołania dywidendowej strategii, do przeznaczenia na ten cel pokaźnej, przekraczającej 700 mln zł kwoty. Te perturbacje stawiają pod znakiem zapytania perspektywę na kolejne lata.
Dywidendowe rozterki i niepewność, to jednak głównie domena spółek z udziałem Skarbu Państwa. Największy kłopot dotyczy koncernów energetycznych, w przypadku których chęć dostarczenia pieniędzy budżetowi konkuruje z planami wspomagania spółek górniczych oraz koniecznością dokonywania potężnych inwestycji w moce wytwórcze w najbliższych latach. Z grona dywidendowych pewniaków wykruszają się też banki. To z kolei efekt splotu kilku niekorzystnych czynników, które powodują, że zyski nie pójdą do podziału, lecz pozostaną w księgach, wzmacniając kapitały własne.
Choć stopa dywidendy, czyli stosunek wypłaconego zysku na akcję do zaangażowanego przez inwestora kapitału, liczona dla całego giełdowego rynku, wynosiła w ostatnich latach od 3,1 do 3,9 proc., to w przypadku sporej części dużych firm nie należały do rzadkości dywidendy sięgające 5-8 proc., nie mówiąc o rekordzistach, oferujących incydentalnie nawet kilkunastoprocentową stopę dywidendy.
Paradoksalnie, posiadaczom akcji, liczącym na dywidendy, nie będzie sprzyjała spodziewana poprawa koniunktury gospodarczej. W jej obliczu firmy będą zwiększać wydatki inwestycyjne, a tym samym mniej pieniędzy będą skłonne przeznaczać do podziału. Czas wzmożonych wydatków inwestycyjnych, a więc i zwiększonego zapotrzebowania ze strony firm na kapitał, to jednak doskonała okazja do zarabiania na odsetkach od obligacji korporacyjnych. Wśród emitentów tego typu papierów znajduje się spora grupa firm znanych z giełdowego parkietu, jak również jeszcze bardziej liczne grono spółek, które drogę na rynek kapitałowy zaczynają od emisji obligacji. W tym przypadku zaś odsetki wypłacane są niezależnie od woli spółek, czy ich akcjonariuszy lub udziałowców, a ich wysokość nie jest związana z wypracowywanymi zyskami, lecz zależna między innymi od oceny wiarygodności emitenta i jego determinacji w dążeniu do pozyskania kapitału oraz oczywiście od warunków rynkowych. W zależności od tych czynników, oprocentowanie obligacji waha się od 3 do 9 proc., a najczęściej zawiera się w przedziale 4-6 proc. Jednoczesna obecność kilku firm jednocześnie i na giełdzie i na Catalyst, pozwala na bezpośrednie porównanie oferowanych przez nie stóp dywidendy z wysokością odsetek. Na przykład stopa dywidendy za 2015 r. w przypadku CCC wyniosła około 1,2 proc., zaś odsetki od obligacji tej spółki sięgają 3,3 proc. Dla Eurocash to odpowiednio 1,9 i 3,2 proc. Mniejsze różnice są w przypadku PGE, gdzie stopa dywidendy to około 2,2 proc., a odsetki od obligacji 2,5 proc. Oczywiście można znaleźć także przykłady odwrotnych proporcji, jak w przypadku BZ WBK, oferującego 4,5 proc. stopę dywidendy, a zaledwie 2,8-2,9 proc. odsetek, czy Energi z dywidendą stanowiącą prawie 5 proc. i odsetkami wynoszącymi 3,4 proc. W tych porównaniach należy jednak pamiętać wspomnianych wcześniej uwagach, dotyczących niepewności towarzyszącej wypłacie i wysokości dywidend oraz dużej zmienności notowań akcji spółek na giełdzie, a z drugiej strony o niewielkich wahaniach cen obligacji oraz gwarancji wypłaty odsetek w ustalonej wysokości lub według ściśle określonej formuły.
Źródło: Roman Przasnyski, Główny Analityk Gerda Broker