Trwa festiwal pomysłów pi-arowców z PO, jak odzyskać spadające poparcie. Każde kolejne działanie w tym kierunku to najczęściej niewypał. Do tej grupy niezbyt udanych projektów, jak przypodobać się wyborcom, zaliczyć można propozycję PO programu pomocy frankowiczom.
Jest to już nasty bezsensowny pomysł na ulżenie osobom, które wpadły w pułapkę kredytu z niską ratą. Wszystkie kolejne projekty charakteryzują się dwiema wspólnymi cechami: przedstawiane są zawsze mediom jako „super rozwiązanie” oraz autorami tychże rozwiązania są osoby, które nie mają zielonego pojęcia o co chodzi w bankowości hipotecznej. Co widać, co słychać, co czuć…
Zastanówmy się bowiem:
gdzie tkwi główny problem z kredytami frankowymi?
Otóż, sprawa ta wymaga rozwiązania definitywnego, ostatecznego; a może to nastąpić jedynie w przypadku, kiedy znikną z ksiąg bankowych wszystkie kredyty udzielone w szwajcarskiej walucie. Czy też: tak zwane kredyty w CHF, bo do dziś nie wiadomo, czy banki faktycznie pożyczały franki.
Dlaczego? Bowiem sytuacja, która miała miejsce w dniu 15 stycznia br. może powtarzać się z nieznaną nam częstotliwością. Także nie znamy wysokości kolejnych skoków szwajcarskiej waluty, która nota bene jest idealną walutą do spekulacji. Czyli zwykłych przekrętów, za którymi stoją finansiści (czytaj: Wilki) z Wall Street.
Cała para idzie w gwizdek
Pozwolę sobie przypomnieć, że w okresie co najmniej 2 miesięcy po styczniowym skoku franka, wszelkie nasze służby rzuciły się do szukania rozwiązania tej sytuacji. Zresztą – z wiadomym skutkiem: nie uradzono nic. Ale za to – ileż to było spotkań, narad, konsultacji! Na dodatek z udziałem całej wierchuszki polskich władz. Jakby te osoby miały coś istotnego do powiedzenia w kwestii toksycznych kredytów, za które w żaden sposób nie poczuwają się do winy producenci tych produktów.
Rozwiązanie PO to wybranie z grupy frankowiczów – w sposób prawie losowy – jakiejś podgrupy, celem ulżenia tejże. A co z resztą kredytobiorców, którzy niegdyś wybrali franka, zachęcani gorąco do tej waluty przez „doradców” kredytowych?
O tych frankowiczach zapominamy? Na jak długo? Aż dojdzie do kolejnej katastrofy? Może zobrazujmy to przykładem z innej dziedziny.
Nie zostawiajcie Titanica!
Wyobraźmy sobie, że tragedia Titanica ma miejsce w czasach obecnych oraz, że doszło do przytopienia tegoż statku na wodach Bałtyku. Z wielką pompą nasze władze deklarują pełną pomoc pasażerom, którym grozi niechybna śmierć topielcza (na dodatek w zimnej i brudnej wodzie). Wyrusza więc – już po 6 miesiącach od odebrania sygnału SOS z tonącego statku – polska ekipa ratunkowa. Płyną z hasłami wielkiej pomocy dla potrzebujących, pod banderą PO. Oraz z wielką promocją medialną tak wspaniałej, humanitarnej postawy. Jak już docierają na miejsce, zabierają na dwie, nie do końca sprawne szalupy 50-ciu spośród 1000 jeszcze żyjących pasażerów Titianica. „Uratowani” dowiadują się w szalupie, że pomoc nie jest tak zupełnie za darmo, a raczej – trzeba za nią słono zapłacić. Kto nie ma kasy – musi wrócić do odmętów Bałtyku. Do brzegu dopływa więc ledwie połowa szczęśliwców, których zaproszono do szalup. Ze względu na wysokie koszty ekipy ratunkowej, trudno mówić o pełni szczęścia: część z odratowanych osób czeka w bliskiej przyszłości niechybne bankructwo.
I to się nazywa rozwiązanie problemu a`la PO…
Omawiany pomysł na rozwiązanie problemów z kredytami frankowymi, mniej więcej, się przedstawia. Pseudo-pomocowe działania być może trochę ulżą ledwie kilku procentom frankowiczów. Na dodatek osoby objęte ulgami muszą sporo dopłacić, z własnej kieszeni, za jazdę po bandzie bankowców, jaką była wielka akcja kredytowa we frankach przy wyjątkowo niskim kursie tej waluty wobec złotówki.
Może więc chodziło głównie o pomoc bankom? Wszak adresatami programu PO mają być, obecnie, jedynie ci kredytobiorcy, którzy mają zadłużenie na poziomie min. 120 proc. wartości nieruchomości. Są to więc kredyty, z którymi banki na pewno będą miały problemy, tj. na których mogą ponieść największe straty.
Czyja culpa?
W projekcie PO w ogóle nie ma analizy w kwestii winy stron, a jest to niezbędne do oceny, jak podzielić odpowiedzialność banków i frankowiczów za kredyt.
Czyli: kto powinien ponieść stratę i w jakiej wysokości? W przypadku, kiedy coś poszło nie tak – jest to konieczne ustalenie, bowiem pozwala na sprawiedliwe rozwiązanie danego problemu. Oczywiście przy kredytach frankowych wina banków – jako producentów tego toksycznego produktu – jest absolutnie bezdyskusyjna, co kompletnie nie było brane pod uwagę przy pomyśle przedstawionym przez PO. O winie banków w projekcie PO: ani słowa. Co od razu pozwala ocenić tenże projekt jako mało poważny.
Widziały gały jaki lokal kupowały!
Mało poważnie brzmią także ograniczenia stosowania pomocy. Na przykład uzależnienie pomocy od powierzchni mieszkania frankowicza. Rodzina, która kupiła lokal o pow. 74.9 m kw – zasługuje na pomoc, a ta, która ostro poszalała i rzuciła się na metraż 75.1 m kw – już nie? Przecież to absurd!
Podobnie jak z niesieniem pomocy jedynie w sytuacji, kiedy zadłużenie przekracza 20 proc. wartość nieruchomości kupionej na kredyt w CHF. Każde dziecko wie, jak łatwo można zaniżać lub zawyżać wartość nieruchomości przy wycenie. Przykład z życia wzięty: jestem w posiadaniu dwóch wycen – z tego samego okresu – apartamentu w Warszawie, którego wartość została oszacowana przed jednego rzeczoznawcę na 1.5 mln zł, oraz na kwotę 900 tys. zł przez innego „wyceniacza”. Żadna z wycen nie została zakwestionowana przez bank, obie były poprawne.
Dlatego też, najlepiej więc zrobimy, jeśli szybko zapomnimy o przedstawionym przez PO pomyśle i potraktujemy to jako kolejny dowód na niekompetencję osób, którym pozwalamy decydować o wszystkim co się dzieje w naszym, coraz biedniejszym, kraju.
autor: Krzysztof Oppenheim, Nieruchomości Boża Krówka