W ostatnich dniach nastroje na giełdowych parkietach zauważalnie się poprawiły. Na dalszy plan odsunięty został konflikt handlowy pomiędzy USA a Chinami, który pozostaje żywy, ale przynajmniej na chwilę obecną jest wyraźnie mniej „medialny” niż wcześniej. Na pierwszy plan wysuwają się wyniki amerykańskich spółek, których zyski w I kw. mają wzrosnąć średnio o 18,6%, co byłoby najlepszym rezultatem od siedmiu lat. Jeżeli dodamy do tego niepisaną zasadę związaną z nagminnym przekraczaniem oczekiwań, to niemalże z góry założyć można, że ubiegły kwartał dla amerykańskich spółek był bardzo udany, na co oczywiście wpływ miał jednorazowy efekt związany z obniżką podatków. Inwestorzy mają świadomość, że powtarzalność takiej dynamiki jest wykluczona, ale przy zderzeniu z niższymi rynkowymi wycenami i minorowymi nastrojami zapewnia ona wzrostowe pole manewru, które jest realizowane zarówno na Wall Street, jak i na głównych parkietach Europy Zachodniej. Na tym tle gorzej radzi sobie warszawski parkiet. Owszem, udało się oddalić od minimów z przełomu marca i kwietnia, ale w tym tygodniu pozytywna tendencja uległa zatrzymaniu. Słabszemu zachowaniu towarzyszy niewielka skala aktywności inwestorów oraz podobnie rozczarowujące zachowanie małych bądź średnich spółek. Jeżeli dodamy do tego budzącą podobny niedosyt postawę giełd regionu oraz całego spektrum rynków wschodzących, to za przyczynę takiego zachowania uznać należy brak zainteresowania kapitału globalnego inwestycją na tak hołubionych w minionym roku rynkach wschodzących. Najlepiej prezentują się rynki bazowe z największą inwestycyjną bazą. Jeżeli dodamy do tego lokalny problem w postaci braku napływów do funduszy agresywnych, to wynikiem jest takie, a nie inne zachowanie rynku szerokiego. Dobrym tego przykładem są nowe minima indeksu cenowego całego rynku, który po krótkim przerywniku z początku roku powrócił do wielomiesięcznej spadkowej tendencji i już w marcu zszedł poniżej minimów z poprzedniego roku. Tym samym GPW nadal cierpi na deficyt kapitału. Potencjalni krajowi jego dostawy są na chwilę obecną bardziej zainteresowani rynkiem nieruchomości czy bezpiecznymi alternatywami dla niskooprocentowych lokat. Z kolei zagraniczni inwestorzy wydają się aktualnie koncentrować na bazowych rynkach rozwiniętych, które zapewniają większą płynność obrotu. To samo w sobie jest symptomem wciąż obecnej w systemie awersji ryzyka. Na poziomie lokalnym dodatkowym tego symptomem jest dobre zachowanie złotego, czyli najpłynniejszej waluty regionu. Tym samym powrót apetytu na ryzyko jak na razie realizowany jest selektywnie poprzez najbezpieczniejsze i najpłynniejsze formy, z których w razie czego można się relatywnie szybko wycofać. Wraz z upływem czasu to się oczywiście może zmienić, z potencjalną korzyścią dla GPW.
Autor: Łukasz Bugaj, Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska SA