W ostatnich dniach geopolityka nadal grała pierwsze skrzypce w inwestorskich kręgach i trudno oczekiwać, że najbliższe sesje zmienią ten stan rzeczy. Szczególnie istotny wydaje się najbliższy weekend, który może być dla Rosji ostatnim dogodnym terminem do przeprowadzenia inwazji na terytorium Ukrainy. Gdyby do niej doszło, to nastroje z pewnością ponownie się pogorszą, ale czy jej brak z pewnością je poprawi?
W krótkim terminie rozwój pozytywnego scenariusza jest prawdopodobny, ale ile starczyłoby paliwa do wzrostów? Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na najnowszy sondaż BofA Merrill Lynch, z którego nie wyłania się pozytywny obraz. Otóż zarządzający odwracają się od europejskich akcji, a uciekający kapitał powiększa zasoby gotówki lub wędruje do Azji, co nietrudno zauważyć śledząc zachowanie tamtejszych indeksów, zdecydowanie silniejszych od swoich odpowiedników ze Starego Kontynentu. Ponadto problemem zaczynają być perspektywy gospodarcze. W tym kontekście warto prześledzić na dniach opublikowane przez OECD najnowsze wskaźniki wyprzedzające. Wyłania się z nich niejednoznaczny obraz dla Europy, ale raczej ponury dla Niemiec, czyli dotychczasowego czempiona, który całkiem wyraźnie złapał zadyszkę potwierdzoną ostatnim odczytem indeksu ZEW.
Czy to strach przed rosyjskimi sankcjami? Po części tak, ale przecież ich bezpośredni wpływ nie będzie wielki, a już z pewnością nie dla Niemiec. Więcej do stracenia ma teoretycznie Polska, choć i u nas ze świecą szukać głosów zapowiadających poważne kłopoty. Tutaj w mojej skromnej opinii leży problem. Nad Wisłą wciąż żyjemy w dziwnym błogostanie, że skoro eksport żywności do Rosji stanowi ledwo 0,3% krajowego PKB, to jesteśmy bezpieczni. Czyżby? Zapominamy o efekcie mnożnikowym, niekorzystnym wpływie spowolnienia u naszego najważniejszego partnera handlowego czy w końcu mniejszej konsumpcji wewnętrznej z uwagi na gorszy sentyment. Warto jeszcze nadmienić, że efekt ukraiński uderzył w już wcześniej osłabioną gospodarkę, która i bez niego niekoniecznie sprostałaby optymistycznym prognozom. Ostatnie lata dobitnie pokazały, że cykl koniunkturalny jest bardziej wahliwy niż przed 2008 rokiem, a fazy ekspansji krótsze niż obserwowane wcześniej.
Wszystko to oznacza, że trwała poprawa giełdowej koniunktury niekoniecznie jest za rogiem i czas przyjdzie na nią wówczas, gdy grono obecnych optymistów stopnieje. Do tego czasu spółki największe utrzymają swoją przewagę, a inwestorzy winni skupić się nie na zyskach ze wzrostu cen akcji, ale z dywidend, gdyż ich atrakcyjność wręcz rośnie.