Kogo winić za niespłacony kredyt? My, Polacy, uznaliśmy, że wyłącznym winowajcą jest w tej sytuacji kredytobiorca. Pozwalamy bankom, aby bezkarnie niszczyły życie naszych rodaków i dotyczy to niemal każdej sytuacji, kiedy dłużnik nie jest w stanie spłacać swoich zobowiązań. Kogo obchodzi, że ten człowiek ma rodzinę? Że stracił pracę ze względu na grupowe zwolnienia? Że się rozchorował i nie mógł przez kilka miesięcy prowadzić firmy?
Z mojego punktu widzenia dłużnik często nie tylko nie może być uznany winowajcą, ale jest wręcz ofiarą sytuacji w jakiej się znalazł.. Może nie „ofiarą przestępstwa”, ale ofiarą chciwości albo nieodpowiedzialności banków. Boprzecież przy sprzedaży dziesiątego kredytu czy piętnastej pożyczki, „doradcę” mało obchodzi, czy kredytobiorca poradzi sobie ze spłatą. Ważne jest tylko, aby wyrobić plan sprzedaży.
Trudno też obwiniać kredytobiorcę za wpadkę z kredytem we frankach. Wracam tu do tematu „odpowiedzialności za wady fabryczne” towaru: banki wypuściły na rynek bardzo wadliwy produkt (kredyt hipoteczny w CHF, udzielany także w okresie bardzo silnej złotówki), a wszelkie konsekwencje spadają na klientów.
A tymi konsekwencjami są nie tylko utrata mieszkania (jeśli dana osoba utraci płynność finansową – zwykle nie z własnej winy), ale także degradacja społeczna: po sprzedaży mieszkania na drodze licytacji – co obecnie jest jedyną opcją stosowaną przez banki, gdy dług jest większy od wartości mieszkania – klient zostaje bez dachu nad głową i z potężnym długiem na karku.
Takie działania mają miejsce także w sytuacji gdy dłużnik ma rodzinę, małoletnie dzieci na utrzymaniu. Wtedy nie pyta nawet „Jak żyć?” ale: Po co Żyć? Nawet z ciężkiej choroby można się wyleczyć, ale z bankructwa – nigdy nie wyjdziemy. Nawet jeśli uda się komuś w tej sytuacji znaleźć nieźle płatną pracę i tak większość dochodu przejmie komornik. I tak mniej więcej do końca życia, chyba, że zmianie ulegnie ustawa o upadłości konsumenckiej.
Mając powyższe na względzie oraz zasady współżycia społecznego, bankowcy winni dążyć – za wszelką cenę! – do rozwiązania problemu niespłaconego kredytu poza licytacją. Zwykle mają na to 2 lata: tyle mnie więcej czasu trwa okres od początku kłopotów ze spłatą kredytu przez dłużnika do sprzedaży mieszkania na drodze licytacji.
Jest to zresztą w interesie banków – komornik za swoje usługi bierze 15% odzyskanego długu, dochodzą koszty sądowe, koszty wyceny nieruchomości.
Tych kosztów się uniknie, jeśli dojdzie do ugody pomiędzy klientem a bankiem bez udziału komornika. Trzeba brać pod uwagę także wartość pieniądza w czasie – dogadać z dłużnikiem można się w ciągu kilku dni i rozwiązać problem; jeśli zaś bank idzie w stronę licytacji będzie czekał na zwrot części długu minimum dwa lata.
Warto też spojrzeć jak wygląda sama licytacja. Jeśli dłużnik się stawi osobiście, występuje w roli winowajcy. Komornik prowadzi licytację, zwykle kupującymi są handlarze nieruchomościami, którzy raczej nie będą się litować nad losem dłużnika po zakupie mieszkania. W eksmisji przymusowej bierze udział komornik, policjant, zwykle drzwi otwiera ślusarz. Czy można bardziej upodlić człowieka?
Tak to się niestety w Polsce odbywa. Pomimo faktu, że czasem naprawdę bardzo niewiele trzeba – ze strony banku – aby uratować kredyt, a przez to godne życie dłużnika. Często wystarczy fachowo przeprowadzona prosta restrukturyzacja, szczególnie w sytuacji, kiedy problemy płynnościowe klienta można uznać za chwilowe. Może to być, na przykład, rozłożenie zadłużenia na dłuższy okres lub zastosowanie przez bank innych nieskomplikowanych zmian sposobu spłaty zobowiązania, znanych w bankowości od wielu lat. Przecież o tym kandydaci na przyszłych bankowców uczą się na studiach! Jest to dla mnie nieodgadnioną zagadką: dlaczego niektóre banki w swoich procedurach odrzucają wypracowane przez dziesiątki lat i powszechnie znane z literatury bankowej metody skutecznej restrukturyzacji? I dlaczego tego typu działania bankowców, sprzeczne z wiedzą bankową (co nazywane jest w medycynie szarlatanerią), nie dość, że pozostająbezkarne, to jeszcze cieszą się aprobatą społeczną?