Od wielu już miesięcy, jeżeli nie lat, na rynku polskim mnożą się opinie, że lokalny rynek kapitałowy popadł w długoterminową stagnację i z tego marazmu nie może się wyrwać. Często te osoby przywołują nośny przykład indeksu WIG20, który aktualnie oscyluje wokół tego samego poziomu jak na początku roku, we wrześniu 2012 roku czy nawet pamiętnego sierpnia 2011 roku.
Wyciągnąć z tego można prosty wniosek, że na przestrzeni ostatnich trzech lat lokalny rynek nie wykrzesał z siebie nic optymistycznego, co brak większej zmiany głównego indeksu w dobitny sposób udowadnia. To jednak nie do końca prawda. Otóż średnia WIG20 jest indeksem cenowym i nie uwzględnia wypłacanych przez spółki dywidend, a one w ostatnim czasie stanowią coraz istotniejszy komponent zwrotów generowanych przez inwestycje w akcje.
Warto przyjrzeć się indeksowi WIG20 Total Return, który wspomniane dywidendy uwzględnia. Otóż podczas rynkowego maksimum we wrześniu tego roku, na chwilę co prawda, ale jednak znalazł się on najwyżej od grudnia 2007 roku. Od dołka w połowie 2012 roku WIG20TR urósł już o ponad 35%, a od początku tego zyskał niemalże 4%. Czy to zły wynik w dobie średniego oprocentowania lokat niewiele odbiegającego od 2%?
Ponadto to tylko część prawdy, gdyż polski rynek ostatnimi laty nazwać można rajem dla osób umiejętnie dopierających spółki do swojego giełdowego portfela. Obecna hossa o tyle różni się od poprzednich, że silnie koncentruje się na wybranych walorach, które są dobitnie faworyzowane względem reszty rynku. Można więc znaleźć spółki, których cena akcji już dawno przekroczyła maksima z pamiętnego 2007 roku i dalej pnie się do góry. Owszem, nie oznacza to, że rynek jest łatwy, ale z drugiej strony potrafi wynagrodzić inwestora za ciężką pracę poprawnej selekcji. Nie zapomina też o przeciętnym Kowalskim dając mu paletę inwestycyjnych rozwiązań ze stopą dywidendy zauważalnie większą od oprocentowania obligacji skarbu państwa. Każdy znaleźć więc może coś dla siebie i notowania indeksu WIG20 tego poprawnie nie odzwierciedlają. Nie można więc po jego niezadowalających statystykach wyciągać pochopnych wniosków, szczególnie że dwadzieścia największych spółek to pod względem ilościowym mały wycinek całego rynku, który ponadto stale rozszerza się o nowych debiutantów.