Wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie w USA, a temperatura wokół nich podgrzewana jest kolejnymi zwrotami akcji. Wcześniejsze rewelacje związane z Donaldem Trumpem wyraźnie zmniejszyły deklarowane mu poparcie, ale w kluczowym okresie ostatnich dni kampanii wyborczej to Hillary Clinton znalazła się na cenzurowanym.
Pamiętać przy tym trzeba, że te wybory są o tyle specyficzne, że większość osób nie będzie głosowała za konkretnym kandydatem, ale raczej przeciwko jego oponentowi. Właśnie dlatego kluczowe są wiadomość negatywne, gdyż osłabiają one jednego kandydata na rzecz drugiego. Teraz wcześniej niemalże przekreślony Donald Trump wraca jako potencjalny przyszły prezydent USA, co oczywiście przekłada się na stosowną reakcję po stronie rynków finansowych. W tym miejscu warto jest spojrzeć w przeszłość i na podstawie wcześniejszych wyborów określić możliwy ich wypływ na rynek kapitałowy. Otóż historia dość dobrze potwierdza dwie znane charakterystyki rynku.
Pierwsza wiąże się z próbą dyskontowania wyniku wyborów jeszcze przed ich miejscem, a druga wskazuje na niechęć wobec zmian. Tym samym Hillary Clinton jest korzystna z punktu widzenia ryzykownych aktywów, tylko dlatego, że zapewnia kontynuację znanej polityki. Jednocześnie malejące szanse na jej wygraną powodują właśnie obserwowane rynkowe perturbacje. Historia pokazuje, że inwestorzy są dość dobrzy w określeniu wyniku wyborów i przez ostatnie niemalże 100 lat tylko raz zdarzyło się, aby przez okres trzech miesięcy przed wyborami stopa zwrotu z indeksu S&P500 była ujemna w przypadku wygranej kandydata dotychczas rządzącego obozu. Z kolei w pierwszym miesiącu po wyborach zachowanie rynku jest trudne do przewidzenia na podstawie danych historycznych, poza powtarzającym się schematem gorszej postawy w relacji do historycznego wzorca. Dopiero w kluczowym okresie grudnia i stycznia dość wyraźnie zaznacza się wpływ wyniku wyborów na to, czy zobaczymy ewentualny rajd św. Mikołaja bądź efekt stycznia.
Odnosząc te obserwacje do obecnej sytuacji stwierdzić trzeba, że początkowa nerwowa reakcja na wynik wyborów może okazać się nietrwała. Jednocześnie po pierwszym niepewnym miesiącu rynek albo wróci do swojego normalnego zachowania (w przypadku wygranej Clinton), bądź czekać nas może słabszy niż zwykle grudzień i początek nowego roku na fali niepewności, z którą wiązać się będą rządy Donalda Trumpa. Tym samym historia pokazuje, że zwycięstwo populistów w USA nie powinno przełożyć się na prostą powtórkę rynkowego scenariusza znanego z Brexitu.