Z początkiem maja wskazywałem na złą sławę tego miesiąca i możliwość korekty schładzającej wcześniejszy optymizm, szczególnie w wykonaniu dużych spółek, które w kwietniu zyskały na wartości aż 5%. Ryzyko się zmaterializowało i indeks WIG20 w niedawno zakończonym miesiącu zniżkował o 3,1%, co w połączeniu ze słabszym początkiem czerwca de facto zniwelowało całe kwietniowe podejście.
Tym samym spektrum krajowych blue chipów potwierdziło trafność sezonowego wzorca, ale również trwanie w szerokiej konsolidacji, która od dwóch już lat mrozi główny indeks pomiędzy okolicami 2300 pkt. a 2500 pkt. Najczęściej przytaczanym impulsem do spadków jest powrót ryzyka politycznego, które w sposób szczególny ujawniło się w sektorze bankowym. W pewnym sensie wynik drugiej tury wyborów prezydenckich rzeczywiście stał się wygodnym pretekstem do zniżek, ale z pewnością nie jedynym. Warto spojrzeć na kondycję całego spektrum rynków wschodzących, która z końcem maja uległa nadzwyczaj zbliżonemu pogorszeniu. Spadki tego inwestycyjnego gremium do wczoraj nieprzerwanie trwały 12 dni, co było najdłuższą zniżkową serią od września 1990 roku. W tym miejscu przypomnieć trzeba o wciąż utrzymującej się wysokiej korelacji pomiędzy krajowym rynkiem a indeksem MSCI Emerging Markets, gdzie ta druga średnia od wielu już kwartałów tkwi w podobnej stabilizacji co WIG20.
Wygląda więc na to, że polityczne zamieszanie co najwyżej wpisuje się w szerszy trend, ale go nie kreuje. Zresztą słaba postawa krajowych banków swoje źródło nie ma w polityce, ale w rekordowo niskich stopach, które z końcem minionego roku pogorszyły perspektywy zyskowności sektora. Zresztą dość dobrze ujawniło się to we wczoraj opublikowanych danych za kwiecień, gdzie wynik odsetkowy sektora okazał się najniższy od lutego 2013 roku, a zyska na działalności bankowej najmniejszy od lutego 2011 roku. Polityka z jej potencjalnie negatywnym wpływem jest więc jedynie kolejnym argumentem stojącym za ostrożnością inwestorów, którzy muszą mieć świadomość kalendarza wyborczego i możliwych konsekwencji z niego wynikających. Dotychczas lepiej na tym tle wypadał szeroki rynek, ale i tutaj dało się zauważyć zmęczenie wcześniejszymi uporczywymi zwyżkami oraz optymizmem sugerowanym między innym niezwykłą chłonnością rynku na akcje sprzedawane w ramach ofert pierwotnych bądź wtórnych, często w formie przyspieszonego budowania księgi popytu.
Sprzedający pokazali, że wyceny zabrnęły do atrakcyjnego dla nich poziomu i w konsekwencji ich presja przeważyła szalę. Indeks WIG wrócił nawet do ram wcześniejszej wielomiesięcznej konsolidacji, którą dość zaskakująco i jak widać nie do końca uzasadnienie opuścił w kwietniu. Spadki zniosły już jednak połowę wcześniejszych zwyżek i popyt może powoli zabierać się do pracy, którą notabene uzasadniać powinny oczekiwane niezłe wyniki za II kw. tego roku. Polityka pozostaje ryzykiem, ale skoncentrowanym na branży bankowej, która tegorocznym faworytem nigdy być nie miała. Inną kwestią jest Grecja, która generuje zmienność w krótkim terminie. Inwestorzy na świecie wciąż jednak wierzą, że uda się wypracować porozumienie, które prawdopodobnie sprowadzi się do kolejnego odłożenia problemu w czasie. W krótkim terminie kolejna pomoc byłaby pozytywem, ale w dłuższym wiele nie zmieni, gdyż bez poważnej restrukturyzacji długu i samej gospodarki, Hellada na prostą drogę nie wyjdzie.