W lipcu klienci detaliczni na zakup obligacji skarbowych wydali 492,4 mln zł, o prawie 18 mln zł więcej niż miesiąc wcześniej i o 85 mln zł więcej niż w lipcu ubiegłego roku. Zainteresowanie tą formą oszczędzania rośnie, w przeciwieństwie do lokat. Od początku roku stan depozytów terminowych w bankach zmniejszył się o ponad 16 mld zł.
Nie słabnie popularność obligacji skarbowych jako formy lokowania oszczędności. Ich oprocentowanie co prawda od wielu miesięcy pozostaje na niemienionym poziomie od 2,1 do 2,7 proc., w zależności od terminu wykupu, jednak i tak jest konkurencyjne w porównaniu do wciąż obniżanych odsetek w przypadku lokat bankowych. Trudno się więc dziwić, że część pieniędzy przepływa z banków do obligacji.
W czerwcu wartość depozytów terminowych osób fizycznych nieznacznie przekraczała 275 mld zł i była o 3,6 mld zł niższa niż miesiąc wcześniej. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy klienci indywidualni wycofali z banków ponad 17 mld zł, jednak z tego aż 16 mld zł ubyło tylko od początku obecnego roku. Świadczy to o tym, że tendencja ta przybiera na sile, a jej źródłem jest z jednej strony ciągle obniżające się średnie oprocentowanie lokat, a z drugiej odradzająca się inflacja, której skutków nie kompensują symboliczne odsetki.
W czerwcu przeciętna lokata bankowa dawała 1,4 proc. odsetek w skali rocznej, podczas gdy inflacja sięgała w tym miesiącu 1,5 proc. Możliwe do uzyskania 2,1 proc. przy zakupie dwuletnich obligacji skarbowych o stałym oprocentowaniu, jest więc opcją o wiele bardziej atrakcyjną. Te papiery cieszą się wśród nabywców największym powodzeniem. Spośród lipcowych zakupów obligacji, sięgających 492,4 mln zł, stanowiły one aż 56,5 proc. Oszczędzających przyciągają do nich dwie cechy: najkrótszy spośród wszystkich obligacji okres zamrożenia kapitału oraz prosty sposób naliczania odsetek i w pełni przewidywalna ich wysokość. Kupujący ma pewność, że w każdym roku otrzyma 2,1 proc. Inna rzecz, na którą nie wszyscy zwracają uwagę, to ocena opłacalności takiego zakupu w porównaniu do inflacji. O ile bieżące porównanie wypada na korzyść obligacji, to liczy się wynik końcowy, czyli odniesienie oprocentowania do inflacji po 24 miesiącach od kupna papieru.
Choć trudno przewidzieć, jak wysoka będzie inflacja w tak długim czasie, to jednak istnieje spore ryzyko, że okaże się wyższa nie tylko niż obecne 1,5 proc., ale także przewyższy poziom oprocentowania obligacji. Przed skutkami takiego scenariusza skutecznie chroni kupno obligacji czteroletniej o oprocentowaniu zmiennym, indeksowanym wskaźnikiem wzrostu cen. Zainteresowanie nimi zaczęło się wyraźnie zwiększać wraz z nasileniem się inflacji w poprzednich miesiącach. W marcu i kwietniu, gdy inflacja sięgała 2 proc., oszczędzający kupili tych obligacji więcej niż papierów dwuletnich. Tymczasem w maju i czerwcu, gdy tylko tempo wzrostu cen się zmniejszyło, na sprzedażowe podium wróciły obligacje dwuletnie.
Od początku roku posiadacze oszczędności kupili obligacje skarbowe o łącznej wartości prawie 3,5 mld zł (3 mld 472 mln zł), o ponad 900 mln zł, czyli o 36 proc. więcej niż w tym samym czasie w 2016 r. Wszystko więc wskazuje, że ubiegłoroczny poziom, wynoszący 4,6 mld zł, zostanie w kolejnych miesiącach przekroczony. Oznaczałoby to zakupy obligacji największe od rekordowych 6,2 mld zł, osiągniętych w kryzysowym na rynkach finansowych 2008 r.
Autor: Roman Przasnyski, Główny Analityk GERDA BROKER