W Polsce szybko maleje liczba uszu gotowych do słuchania pięknych wyborczych melodii. Nie jest to jednak kolejna fala emigracji, ale już długotrwały odpływ. Polacy od lat uciekają z kraju – zdolni i przedsiębiorczy, zabierają rodziny, oszczędności i swoje biznesy. Nikt nie wie dokładnie ilu wyjechało, ale 95 proc. z tych, którzy próbowali wracać, wyemigrowało ponownie w ciągu 3 miesięcy. Polska szuka dna w statystykach i nawet nie myślą przyjeżdżać do nas zagraniczni ekspaci.
Gdyby nagle, z niewyjaśnionych przyczyn i w podobnej do emigracji skali, do Polski zaczęli wracać Ci, którzy po 2004 roku wyjechali, nie byłoby do śmiechu tym, którzy wkrótce staną u sterów władzy. Analiza danych GUS pokazuje, że w latach 2004 – 2014 Polskę na pobyt stały opuściło 290 896 osób, co daje średnią 29 445 osób rocznie. Pobyt stały oznacza w tym wypadku wymeldowanie się z adresu w Polsce. Ponadto z październikowego zestawiania wynika, że poza granicami Polski na koniec 2014 roku przebywało czasowo 2 320 tys. osób, z czego zdecydowana większość w Europie (2 013 tys.). To z kolei osoby, które wciąż posiadają adres zameldowania w Polsce, ale są za granicą dłużej niż 3 miesiące. Główny Urząd Statystyczny zaznacza jednocześnie, że ze względu na różną metodologię ewidencjonowania przepływów migracyjnych w poszczególnych krajach, do danych należy podchodzić z ostrożnością. Mogą być one równie dobrze niedoszacowanie, jak przeszacowane, ale nie zmienia to faktu, że liczba emigrantów jest ogromna i sięga ok. 2,5 mln. Co by jednak było, gdyby nagle zaczęli wracać?
Emigracja to problem, ale zależy dla kogo
Paradoksalnie emigracja na taką skalę jest rządzącym na rękę, dobrze wygląda w statystykach, które emigracji nie dotyczą. Ewentualne skutki masowych powrotów do kraju setek tysięcy rodaków zaowocowałyby widocznym wzrostem bezrobocia i szybko skończyły by się marzenia rządu o jednocyfrowym wskaźniku. Taki napływ siły roboczej doprowadziłby do większych napięć na rynku pracy, a powroty zatrzymałyby wartki strumień finansowy płynący do kraju z zagranicy i pobudzający konsumpcję. W ostatnich latach strumień ten i tak jest coraz słabszy, co jest dowodem na to, że emigranci nie wysyłają już tylu pieniędzy rodzinie, bo założyli ją lub ściągnęli do siebie za granicę. Gdyby jednak okazało się, że Polacy wracają, państwo musiałoby ponieść wyższe koszty związane z zabezpieczeniem społecznym, w przypadku gdyby powracający rejestrowaliby się jako bezrobotni. Takie wnioski płyną z raportu „Migracje powrotne Polaków” przygotowanego niedawno przez Biuro Analiz Sejmowych. Zdecydowana większość emigrantów już jednak nie myśli o powrocie, na obczyźnie założyli rodziny i firmy, awansowali w pracy, nawiązali nowe przyjaźnie, a trud emigracji w końcu przyniósł oczekiwany efekt. W przytoczonym raporcie zwrócono także uwagę na fakt, że w latach 2008 (Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności) do 2011 (Narodowy Spis Powszechny) do Polski wróciło od 23% do 32% ogółu polskich migrantów przebywających czasowo poza krajem. Jednak zdecydowana większość z nich (90 – 95%) niemal natychmiast zdecydowała się na ponowną emigrację, a na podjęcie decyzji wystarczyły ok. 3 miesiące. Osoby te wciąż posiadały adres zameldowania w Polsce, stąd czasowość, te które się wymeldowały nie wrócą raczej na pewno.
Z drugiej strony, jeśli do Polski zaczęliby wracać wysoko wykwalifikowani specjaliści oraz Ci, którzy za granicą zgromadzili kapitał finansowy i społeczny, nowe umiejętności, wiedzę i rozwinęli własną przedsiębiorczość, byłoby to rządowi na rękę. Duży zastrzyk kompetencji pomógłby zapewne gospodarce, ale taki scenariusz raczej Polsce nie grozi.
Firmy także masowo emigrują, choć nikt nie prowadzi statystyk
Mała i średnia przedsiębiorczość, turbina napędowa PKB, także emigruje na potęgę, choć nikt tego nie liczy lub nie chce, a dane pochodzą od prywatnych firm. Nauczeni doświadczeniem własnym lub znajomych nowi emigranci nawet nie myślą o rozwijaniu biznesu w Polsce, przez biurokrację, nowe ,jeszcze bardziej zawiłe przepisy, które niewiele wnoszą, przez wrogi biznesowi aparat skarbowy, lista powodów jest bardzo długa. Ci którzy mogą, przenoszą firmy z Polski i nikogo nie dziwi już fakt, że lista najbogatszych Polaków to firmy zarejestrowane w Holandii, Luksemburgu, w Wielkiej Brytanii czy na Cyprze.
Kiedy w kwietniu br. podaliśmy, że do końca roku przeniesiemy za granicę około 1000 polskich firm z sektora MSP, mało kto wierzył w tak ambitne szacunki. Tymczasem wchodzimy ostatni kwartał 2015 i w takim tempie do końca roku pomożemy blisko 1200 firmom zarejestrować się lub przenieś firmę do innej jurysdykcji podatkowej. Zainteresowanie jest ogromne, przedsiębiorcy wybierają Cypr, Maltę, ostatnio szczególnym zainteresowaniem cieszy się Emirat Ras al Khaimah, ale wciąż najwięcej firm wybiera adres w Wielkiej Brytanii. Tam przedsiębiorczość kwitnie, sprzyja temu system, która ją otacza i nie słyszy się o właścicielach firm gnębionych przez struktury fiskalne. Wielu klientów przez całe lata nie ma nawet jednej kontroli, po prostu pozwala się im uczciwie zarabiać pieniądze. Inne doświadczenia płyną za to od polskich firm i wiele z nich czeka teraz, jak będzie wyglądał nowy ład polityczny, które wyborcze obietnice i groźby zostaną zrealizowane – mówi Bolko Fuchs z firmy doradczej Admiral Tax, specjalizującej się w optymalizacji podatkowej firm z sektora MSP.
Naiwnym byłoby myślenie, że Ci którzy od lat mieszkają na Wyspach, a zawłaszcza założyli lub przenieśli tam firmy, wrócą szybko do Polski, o ile w ogóle wrócą. Wiele nowych przedsiębiorstw myśli natomiast o przeprowadzce. Do Polski po prostu nie ma po co wracać, tu się nic nie zmieniło – tak przynajmniej we wrześniu twierdził urzędujący Prezydent RP podczas wizyty w Londynie.
Nikt nie chce przyjeżdżać nad Wisłę
Ci, którzy wyjechali nie żyją teraz na bezludnych wyspach, mają dostęp do mediów, wiedzą doskonale co dzieje się w Polsce, jakie zmiany w niej zachodzą lub nie. Obserwując żenujący poziom debaty politycznej, nie powinien dziwić fakt, że nikt nie chce wracać. Co gorsza, do Polski nie chcą przyjeżdżać także zagraniczni ekspaci, ciężko u nas dobrze zarobić, a co dopiero założyć intratny biznes. Na obczyźnie jest znacznie prościej.
Z tegorocznego „The Expat Explorer. Balancing life abroad” opublikowanego przez HSBC wynika, że najlepszymi miejscami emigracji zarobkowej dla specjalistów są Szwajcaria, Singapur i Niemcy, a w globalnym zestawianiu obejmującym łącznie takie kryteria, jak warunki finansowe, kariera i rodzina na trzech pierwszych miejscach znalazły się Singapur, Nowa Zelandia i Szwecja. Niezmiennie natomiast w czołówce, nie tylko tego rankingu, najlepszych miejsc do zakładania biznesu są w opinii ekspatów Singapur (87%), Dubaj (86%) oraz ex aequo Hong Kong i Londyn (85%). Argumenty stojące za czołową trójką to m.in.: silna gospodarka, miasta same w sobie stanowią światowe centra finansowe, nie bez znaczenia jest także kultura i środowisko biznesowe. Gdzie w takim razie na globalnej mapie emigracji zarobkowej znajduje się Polska, skoro badanie z rozmachem przeprowadzono wśród 21 950 pełnoletnich ekspatów na całym świecie? Niestety Polski w zestawieniu zabrakło, choć znalazły się tam Niemcy, Wielka Brytania, Hiszpania, Rosja, a nawet Czechy.
Pojawialiśmy się za to w innym rankingu przygotowanym przez Instytut Gallupa „Potential Net Migration Index” (PNMI). Zapytano w nim 520 tys. osób ze 154 krajów o to, gdzie by się przenieśli na stałe, gdyby tylko mogli. Polska jest na przedostatnim miejscu ze wskaźnikiem -14 proc. co oznacza, że z Polski więcej osób chciałoby na stałe wyjechać niż do niej przyjechać. Ukraina, jako ostatnia w tym zestawianiu, osiągnęła wynik – 20 proc., a na trzech pierwszych miejscach znalazły się Kanada (120 proc.), Wielka Brytania (53 proc.) i Stany Zjednoczone (45 proc.). Inne zestawianie przygotowane przez Instytut Gallupa także nie pozastawia złudzeń. „Potential Net Brain Migration Index” (PNBMI) to także badanie na próbie ponad 0,5 mln osób, ale uwzględniające tylko tych z wykształceniem na poziomie licencjatu lub wyższym oraz tych, którzy mają na koncie minimum 4 lata edukacji na uczelni wyższej. Tu także kończymy z ujemnym wskaźnikiem – 12 proc. i ponownie okazje się, że z Polski więcej osób chce wyjechać, niż do niej przyjechać, tym razem to osoby dobrze wykształcone.
Co jest więc z Polską nie tak, skoro osiągamy tak niskie wyniki lub w ogóle nie bierze się nas pod uwagę, kiedy rozpatrywana jest emigracja zarobkowa? Być może to niski poziom debaty publicznej, głodowe zasiłki, kiepskie nastroje społeczne i niskie zarobki odstraszają od naszego kraju nie tylko Polaków, ale także zagranicznych ekspatów. Może wszystko naraz? Mało kto w rządzie ma odwagę mówić otwarcie o tym, że masowo z kraju uciekają Ci, którzy w przyszłości powinni go budować; młodzi, ambitni, wykształceni i przedsiębiorczy. Wciąż słyszy się natomiast, że jest to problem.
autor: Krzysztof Oflakowski, przedsiębiorca, ekspert ds. komunikacji dla firm