W lipcu wskaźnik PMI Polskiego Sektora Przemysłowego spadł do poziomu 52,3 z 53,1 w czerwcu – podał Markit.
Trzeci kwartał 2017 r. nie zaczął się w przemyśle z taką dynamiką jaka charakteryzowała go w pierwszej połowie br. – wskaźnik PMI wyniósł 52,3, wobec 53,7 średnio w ciągu pierwszych 6. miesięcy 2017 r. W lipcu PMI był także niższy niż w końcu 2016 r.
Czy to tylko wakacyjne spowolnienie związane z urlopami pracowników, czy też pierwszy sygnał lekkiego słabnięcia polskiej gospodarki?
W lipcu PMI był niższy, mimo że polski przemysł wspierała szybko rosnąca liczba nowych zamówień z zagranicy. A wynikało to zapewne z ciągle bardzo dobrej sytuacji przemysłu w strefie euro (PMI w lipcu na poziomie 56,6), gdzie lokujemy prawie 60 proc. naszego eksportu, w tym w Niemczech (PMI w lipcu na poziomie 58,1). PMI był w lipcu niższy, bowiem zamówienia z polskiej gospodarki rosły wolniej niż wcześniej, i wolniej niż zamówienia eksportowe. To dziwi, bowiem przedsiębiorcy mówią, że popyt rośnie, i że zaspakajają go zwiększeniem zatrudnienia. Sygnalizują także niewystarczającą podaż surowców oraz opóźnienia w dostawach. Produkcja powinna zatem dynamicznie rosnąć, a tymczasem wzrost wielkości produkcji był najwolniejszy od 9. miesięcy.
Popyt konsumpcyjny gospodarstw domowych rzeczywiście rośnie. Widać to chociażby po wzroście sprzedaży detalicznej (w ciągu 6. miesięcy br. o 8,2 proc. w cenach bieżących), a także po doskonałej koniunkturze konsumenckiej. I nie ma zagrożeń dla jego spadku – rosnące zatrudnienie i wynagrodzenia będą spożycie indywidualne podtrzymywać.
Widać jednak, że część popytu konsumpcyjnego zaspakajana jest nie przez produkcję w Polsce, a przez import. Po 5. miesiącach 2017 r. import był wyższy o ponad 10 proc. (w euro) niż rok wcześniej. A to oznacza, że albo towary z importu wypierają towary produkowane w Polsce, albo polski przemysł nie ma potencjału do zagospodarowania całego popytu. Jeśli to drugie, to najgorszy z możliwych sygnałów, bo pokazujący konsekwencje osłabienia skłonności firm do inwestowania – w 2016 r. inwestycje przedsiębiorstw spadły r/r o 13,2 proc. W 1. kwartale 2017 r. co prawda tylko o 0,4 proc., ale to ciągle spadek w stosunku do 2016 i 2015 r. Przyczyną spadku, jak wskazywali przedsiębiorcy w badaniach, była niestabilność regulacyjna i polityczna. Musiało się to odbić na potencjale firm przemysłowych w Polsce.
Istnieje ryzyko, że po nieco większym otwarciu się na inwestycje w 2. kwartale br. przedsiębiorcy po ostatnich (lipiec) szybkich i nocnych procedowaniach ważnych ustaw w Sejmie i Senacie, a także po ciągle pojawiających się propozycjach zmian w ustawach podatkowych, znowu ograniczą nakłady na inwestycje.
Martwi zatem nie najsłabszy od 8. miesięcy PMI, ale informacje które za tym stoją. Na konsumpcji nie zbudujemy trwałych, stabilnych podstaw wzrostu polskiej gospodarki. Do tego potrzebne są inwestycje. A te potrzebują jasności, przewidywalności regulacyjnej i stabilności politycznej. A tego nie ma. W perspektywie dłuższej niż najbliższe miesiące pojawia się zatem pytanie, co przedsiębiorcy uznają za większe ryzyko – brak tej przewidywalności i jednoznaczności, co będzie oznaczać ograniczenie skłonności do inwestowania, czy też zagrożenie powolną utratą rynku, co skłonność do inwestowania powinno zwiększyć. Na to pytanie odpowiedzieć mogą tylko przedsiębiorcy.
Komentarz dr Małgorzaty Starczewskiej- Krzysztoszek, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan