W sondażu przeprowadzonym przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, pierwszym po zakończeniu przez opozycję protestu w Sejmie, największym wygranym jest Prawo i Sprawiedliwość. Poparcie dla niego wzrosło w porównaniu z listopadowym badaniem, jeszcze sprzed protestu, o 8 pkt proc.
Platforma nie powinna się cieszyć
Tak wysokiego poparcia PiS nie miało od września 2015 r., gdy szykowało się do wyborów parlamentarnych. Dzięki takiemu rezultatowi partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby liczyć na 232 mandaty poselskie (dziś ma 234), co ponownie dawałoby jej samodzielną większość w Sejmie.
To wszystko po kilku tygodniach protestów opozycji, wielu środowisk i części mediów, podczas których partii rządzącej zarzucano łamanie demokracji, naruszanie wolności słowa, chęć wprowadzenia dyktatury. – Gdy pyta się wyborców, kto wygrał ten spór, to najczęstsza odpowiedź jest taka, że nikt. Na drugim miejscu jest PiS – mówi „Rzeczpospolitej” Marcin Duma, prezes IBRiS.
Z dwóch największych partii opozycyjnych bezapelacyjnie lepiej na protestach wyszła PO. Jej notowania wzrosły o 5 pkt proc., do 19 proc. Z takim wynikiem ugrupowanie Grzegorza Schetyny mogłoby wprowadzić do parlamentu 104 posłów (wobec 132, których ma obecnie).
Zdaniem Dumy krytykowane przez PiS niektóre elementy protestu prowadzonego przez posłów Platformy w Sejmie – np. śpiewy Joanny Muchy – nie zaważyły na wyniku. – Wzrost Platformy w ogóle nie dziwi po całej aferze związanej z Nowoczesną. Protest był zdominowany przez PO i tak naprawdę należał do niej. Wszystko zaczęło się od jej posła, a potem jej politycy byli głównymi twarzami – mówi Duma. – Jednak przy takim wysiłku, jaki został włożony, nie jest to wynik, który mógłby Platformę cieszyć – zastrzega.
Największym przegranym jest partia Ryszarda Petru, którą popiera obecnie 11 proc. badanych, a jest spadek aż o 8 pkt proc. Dałoby to jej 54 mandaty poselskie. Choć to więcej, niż ma dziś (31), to ugrupowanie widzące siebie jako lidera opozycji ma znacznie większe apetyty.
Wpływ na spadek poparcia miała sylwestrowa podróż lidera z wiceszefową formacji Joanną Schmidt do Portugalii w trakcie sejmowego protestu, jak również zaskakujące wolty podczas negocjacji z obozem władzy.
– Najpierw było przejście do rozmów, a potem zerwanie tych rozmów. Mam wrażenie, że nie do końca to było zrozumiałe dla wyborców – ocenia Duma. – Nowoczesna cofnęła się ze swoimi notowaniami do końca października 2015 r., czyli do okresu, gdy dostała drobną premię za wejście do parlamentu – dodaje Duma.
Co na to Nowoczesna? – Przez obywateli protest jest odbierany jako porażka całej opozycji, bo oczekiwania wobec niego były bardzo duże. Było jednak trudno o spektakularne zwycięstwo, bo sprawa mogła się zakończyć najwyżej osiągnięciem porozumienia i opuszczeniem mównicy sejmowej – mówi „Rzeczpospolitej” Paweł Rabiej, rzecznik partii.
Jego zdaniem „trzeba wyciągnąć wnioski”. – Bo o ile kwestia mediów (dostępu dziennikarzy do parlamentu – red.) była jasna dla wyborców, to legalność budżetu już mniej, a na niej w drugiej części protest się skoncentrował. Mogliśmy użyć argumentu, że przyjęty w taki sposób budżet może być zagrożeniem dla wypłat 500+ czy emerytur – tłumaczy.
Wolności nie popiera już niemal nikt
PSL, które podczas protestu budowało wizerunek umiarkowanej opozycji, w porównaniu z sondażem z listopada zyskało 3 pkt proc. i cieszy się poparciem 7 proc. ankietowanych. To dałoby mu 27 mandatów w Sejmie (obecnie ma 16).
– Postawiłbym hipotezę, że do PSL powrócili ci wyborcy, którzy w 2015 r. zdecydowali się zagłosować na PiS. Tacy, którzy oczekują spokoju, stonowania; to jest wyborca wiejski, konserwatywny, który nie chce żadnych rewolucji – ocenia Duma.
Do Sejmu weszłyby jeszcze Kukiz’15 i Sojusz Lewicy Demokratycznej. Ugrupowanie Pawła Kukiza straciło od listopada 2 pkt proc. – ma poparcie 7 proc. badanych, co dałoby mu 31 mandatów (dziś ma ich 35). SLD balansuje na granicy progu wyborczego z 5 proc. poparcia. Gdyby wybory odbyłyby się teraz, wróciłby jednak na Wiejską, zyskując 11 mandatów.
Poza parlamentem znalazłyby się partie: Razem z wynikiem 3 proc. i Wolność, dla której poparcie spadło aż o 3 pkt proc., poniżej 1 proc. Okazuje się, że nie popłaca zmiana nazwy. – W poprzednim notowaniu partia Janusza Korwin-Mikkego była oznaczona jako Wolność, dawniej KORWiN. Obecny to pierwszy sondaż, w którym jest tylko nowa nazwa – mówi nam Duma.
Źródło: www.rp.pl