Jesteśmy świadkami narodzin nowej dziedziny prawa, a przynajmniej jej niespotykanego do dzisiaj rozwoju, jaką jest prawo sanitarne. Wkrótce zapewne wejdzie ona w wymiarze bardziej rozbudowanym do programów uniwersyteckich, nie tylko na studiach medycznych, ale także prawa, ochrony środowiska i innych nauk społecznych.
Partner, Szef Praktyki Energetyka, Surowce Naturalne i Przemysł Chemiczny w Kochański i Partnerzy
Kontakty międzyludzkie
Doświadczenie epidemii koronawirusa uświadomiło nam rzecz do tej pory trudną do wobrażenia i brzmiącą niemal jak skandal. Kontakt z drugim człowiekiem, także bliskim, przyjaźnie nastawionym, z pozoru zdrowym i pełnym werwy, może być dla nas zagrożeniem. Nawet śmiertelnym. Do niedawna, większości z nas taka obserwacja nie mieściła się w głowie. Poza nadzwyczajnymi przypadkami, unikania osób kichających, zakaźnie chorych czy z widocznymi objawami „zagrożeń”, nasza kultura oparta jest na bliskim, bezpośrednim, indywidualnym lub grupowym fizycznym kontakcie z innymi. Począwszy od narodzin, gdy niemowlę jest kładzione na brzuchu matki, po śmierć i rytuał pożegnania z ciałem bliskiej osoby, nasze życie obfituje w codzienne uściski ręki, pocałunki, przytulania, głaskanie czy zgromadzenia. Kiedy okazujemy sobie emocje, zwłaszcza uczucia radości lub smutku, chcemy mieć fizyczny kontakt z drugim człowiekiem. Kiedy słuchamy muzyki lubimy to robić w towarzystwie innych, gdy uprawimy sport rywalizujemy w bezpośrednim zwarciu. Przykładów nie ma co mnożyć. Jesteśmy istotami społecznymi.
Tymczasem do naszego języka weszły w ostatnim czasie trzy kluczowe pojęcia. Pierwsze to paskudnie brzmiące słowo „izolacja”, zwana w wersji ładniejszej „kwarantanną”, a trzecie, najbardziej eleganckie to „social distance”. Ten ostatni zwrot w wolnym tłumaczeniu można przełożyć jako „zdrowy odstęp”. Każde z nich kładzie nacisk na fizyczne rozdzielenie jednostek ludzkich. Zatem wskazują na kierunek wprost przeciwny wobec wcześniej zarysowanego.
Takie izolacjonistyczne podejście do kontaktów z innymi jest jednak dla większości z nas postrzegane jako nienaturalne. Dlatego korekta tych naszych „naturalnych” odruchów, dążenia do kontaktu z innymi, do wspólnej pracy, odpoczynki i przeżywana, będzie wymagać nauczenia nas „zdrowego dystansu”. Niestety, w coraz większym stopniu odbywać się to będzie za pomocą środków przymusu lub przysłowiowego kija i marchewki. Temu już służyć będzie nowe prawo i nowe regulacje. One w szerokim tego słowa znaczeniu stworzą tę nową dziedzinę prawa sanitarnego. Już nie tylko dla specjalistów i profesjonalistów w szpitalach, miejscach izolacji, basenach publicznych czy zakładach kosmetycznych, ale dla każdego z nas, dla każdego przedsiębiorcy, pracownika, ucznia czy zwykłego konsumenta. Tu nie chodzi o zasady higieny osobistej, a o wymagania znacznie dalej idące.
Zakazy, nakazy, regulacje
Doznaliśmy już i wciąż doświadczamy tych nowych zakazów i regulacji. Zakaz wychodzenia z domu zakaz prowadzenia ok. 90% dotychczasowej działalności w obszarze gospodarki, nauki, edukacji, życia kulturalnego, sprawowania kultu, obrzędów prywatnych i państwowych, zgromadzeń sportowych i politycznych i innych wspólnych i wspólnotowych działań została zakazana, wstrzymana lub ograniczona. Niestety, niektóre z nich, wprowadzone jako czasowe, z pewnością się utrwalą, może po niewielkiej modyfikacji.
Przysłowiowe „życie” będzie wracać do przysłowiowej „normy”, ale doświadczenie ostatnich miesięcy zakoduje się w naszej pamięci na pokolenia. Zdziwienie, niedowierzanie, że coś takiego jak pandemia jest faktycznie możliwe na skalę globalną, że może dotyczyć bogatych i bardzo bogatych, a nie tylko biednych i bardzo biednych, sprawi kłopot mocarstwom, a nie tylko krajom zaliczanym do nierozwiniętych gospodarczo, a przede wszystkim, że dotknie także „mnie tu i też”, jest nowym przeżyciem w historii ludzkości. Poprzednie pandemie może zbierały większe żniwo, ale zawsze gdzieś była oaza zdrowia i wolności. W roku 2020 nie ma takiego zakątka na Ziemi, który nie byłby choćby potencjalnie zagrożony.
Zdrowy dystans
Uświadomiliśmy sobie, że chcąc żyć i cieszyć się zdrowiem, musimy globalnie zmienić sposób, w jaki to robimy. Musimy zachować „zdrowy dystans”. Niektóre zachowania wejdą do życia codzeinnego jako naturalne nawyki. Częściej będziemy myć ręce, mniej się „dotykać” zwłaszcza z nieznajomymi, unikać zgromadzeń i tłoku, dbać już nie tylko o higienę ale też o bezpieczeństwo sanitarne. Spontanicznie wielu z nas będzie używać maseczek, odkażaczy, innych środków ochrony. Do ścisłego katalogu napomnień dzieci przez rodziców wejdą, obok czapki, szalika i uważności na przejściu dla pieszych, także inne przestrogi sanitarne. Niestety zwiększy się też zestaw nietolerancji i histerycznych reakcji na zagrożenie płynące ze strony innych lub unikanie osób bagatelizujących środki bezpieczeństwa i potencjalnie mogących być zagrożeniem dla innych. Obok „izolacji” i „dystansu”, pojawi się przykre zjawisko podejrzliwości, z jaką niektórzy będą spoglądać na osoby pochodzące z zarażonych regionów i państw.
Z tym wszystkim będzie musiało się zmierzyć prawo państwowe. Pojawią się nowe przepisy i tzw. miękkie regulacje. Najprostsze, to tabliczki zachęcające do dobrych praktyk, ostrzegające o zagrożeniu, w miejscach użytku publicznego i ogólnie dostępnych. Będą to wymagania dotyczące dezynfekowania budynków, pomieszczeń, środków transportu, miejsc pracy, konsumpcji, rozrywki czy kultury. Standardy regulacyjne niemal „szpitalne” wejdą szeroko w przestrzeń publiczną od urzędów przez ulice i palce zabaw, teatry, kina i kluby, zakłady pracy od biur po kopalnie, w miejsca kultu i kultury. Niemal każdy sposób prowadzenia działalności i aktywności zostanie poddany rosnącym liczbowo i pod względem komplikacji nowym regulacjom. Z czasem, wraz odkrywaniem nowych chorób i wirusów regulacje prewencyjne będą tworzyć zbiór złożony nawet bardziej niż regulacje podatkowe. Pojawią się nowe ryzyka odpowiedzialności odszkodowawczej za faktyczne lub domniemane skutki niedochowania przepisów sanitarnych w określonych miejscach przez ich gospodarzy. Nie wspominając o karach pieniężnych i bardziej dotkliwych.
Zdrowy rozsądek jest ważny
Trudno nie popierać trendów „regulacyjnych”. Problem w tym, że jak uczy doświadczenie, także ostatnich tygodni, twórcy nowych wymagań i obowiązków mają tendencję do przesady, a często do rozmijania się ze zdrowym rozsądkiem. Sztandarowym przykładem tego zjawiska był zakaz chodzenia do lasu, albo biegania na wolnej przestrzeni. Wyobrażam sobie, że teraz „epidemiolodzy” o większej lub mniejszej wyobraźni, zaczną wymyślać koleje normy i standardy, których skuteczność i zasadność okaże się wątpliwa i niczym nieuzasadniona. Najbardziej zagorzali chcieliby zapewne uczynić naszą wspólną przestrzeń zupełnie sterylną. Może zmniejszy ryzyko, ale tylko trochę, a z pewnością mocno będzie to podwyższać koszty lub eliminować z rynku różne aktywności. Zdrowy rozsądek podpowiada, że po pierwsze, ludziom należy uświadomić, że przebywanie w miejscach publicznych i zwłaszcza tłocznych zwiększa prawdopodobieństwo zakażenia, a wtedy sami zdecydują, czy chcą iść do teatru, na siłownię lub do restauracji, czy też zostać w niej, jeśli przyjdą inni klienci lub, gdy stoliki są rozłożone zbyt ciasno. Po drugie, trzeba dać szansę alternatywnemu zachowaniu i tu przykładem może być praca w trybie home office, o ile tylko jest to możliwe. Po trzecie, należy wprowadzić rozsądne ograniczenia oparte na faktach czyli np. czasowe ograniczenie udziału w życiu społecznym na osób najbardziej zagrożonych, czyli ludzi w wieku 65+ lub nawet młodszych, ale mających schorzenia, które w połączeniu z wirusem znacznie zwiększają zagrożenie życia. W końcu konieczne jest wprowadzenie powszechnego i taniego dostępu do środków ochrony jak maski, płyny, ściereczki, etc.
Skala wydumanych nieraz wymagań może bowiem spowodować taki wzrost kosztów, że niektóre rodzaje działalności staną się albo bardzo drogie albo nieopłacalne. Gdyby ktoś wprowadził obowiązek preferencyjnego dezynfekowania lokalu np. poczty, biura lub piekarni 2-3 razy dziennie, to koszt takiej operacji będzie niewspółmiernie wysoki do efektu, bo i tak wystarczy przysłowiowe kichnięcie, a nawet głębokie ziewniecie osoby zarażonej, by wprowadzić wirus w obieg.
Nowe regulacje i ograniczenia z pewnością w wielu wypadkach są potrzebne. Nie można jednak oddać kontroli nad nimi tylko tzw. specjalistom, bo oni mają tendencję do absolutyzowania swojej wiedzy i niestety często brakuje im szerszego spojrzenia. Trzeba umieć wyważyć akceptowalne ryzyko i osiągane skutki. W różnych miejscach zasady te mogą być różne. Tam gdzie „nie musimy bywać” i mamy wybór, jak na stadionie, w barze lub klubie, mogą być luźniejsze, a tam gdzie musimy być tj. w szpitalach czy urzędach, mogą być bardziej rygorystyczne.
Nieuniknione koszty
Musimy też pamiętać, że za obecną sytuację zapłacą gotówką lub stratami nie tylko firmy i budżety publiczne, ale także każdy z nas. Ceną indywidualną nie będzie tylko koszt środków ochrony, czasem utrata zarobku i pracy. Dodatkowym kosztem będzie dalsza utrata i ograniczenie wolności i większa kontrola nad naszym życiem ze strony państwa i jego aparatu przymusu. Nowe regulacje wymuszą na nas, choćby środkami ekonomocznymi, zgodę na ograniczenia w kontaktach, począwszy od bliskich w niektórych sytuacjach (kwarantanna) przez ograniczenia w podróżowaniu, a skończywszy na udostępnianiu wielu instytucjom i podmiotom gospodarczym danych wrażliwych, dotyczących stanu zdrowia, jego ciągłego monitoringu i obserwacji. Warto domagać się, aby i ta cena była na koniecznym poziomie, a nie tylko wygodnym dla władzy i wyliczonym „spod palca”. Stąd odrzucenie obowiązkowej aplikacji na smartfon informującej o obecności chorych wokół nas jest dobrym krokiem.
Atak ludzi dokonany 11 września spowodował na całym świecie wprowadzenie nieznanych wcześniej ograniczeń wolności i wymagań co do środków bezpieczeństwa. Rozwinęła się dziedzina prawa antyterrorystycznego, którego ostatnią odsłoną są regulacje dotyczące cyberbezpieczeństwa, zapobiegające praniu pieniędzy, finansowaniu terroryzm i podobne. Atak koronawirusa z początku 2020 r wymusi znacznie dalej idące zmiany i rozwój regulacji sanitarnych, choć te skutki nie należą jeszcze do najbardziej znaczących i uciążliwych. Zamiany w modelach gospodarczych, w polityce, powszechne osłabienie demokracji, zmiany w obyczajowości i standardach życia, w tym dotykające godności osoby ludzkiej także są już widoczne. Atak na WTC wywołał strach wobec przedstawicieli innych kultur, zaś atak COVID-19 uruchomił jeszcze bardziej pierwotny strach przed „niewidzialnym”. W walce z jednym jak i drugim musimy zachować ostrożność, aby w imię słusznych postulatów nie stracić wartości podstawowych – wolności i naturalnej dla większości z nas potrzeby bycia blisko z innymi, bezpieczeństwa, ufności i ciepła, jaką daje tylko bezpośrednia relacja, której nie da się budować przez lateksową rękawicę i za pośrednictwem Teamsów. To ostatnie nowe słowo w naszym nowym języku „bliskości”.
Autor: Aleksander Galos