Partia rządząca dopięła swego i jeszcze przed wprowadzeniem PPK oraz przed wyborami parlamentarnymi i europejskimi przedstawiła projekt reformy Otwartych Funduszy Emerytalnych, a mówiąc wprost – ich likwidacji.
Przedstawione rozwiązanie w teorii jest całkiem proste – wszystkie pieniądze zgromadzone w OFE zostaną zwrócone obywatelom. Środki mogą być przelane na Indywidualne Konto Emerytalne (IKE), lub na indywidualne subkonto w ZUS. Środki przelane na IKE będzie można wypłacić dopiero po osiągnięciu wieku emerytalnego – jednorazowo, albo w ratach.
Przy okazji pierwszego wariantu będziemy musieli jednak zapłacić 15 proc. ryczałtową opłatę przekształceniową. Premier Morawiecki argumentuje, że opłata jest elementem „zachowania sprawiedliwości”, ponieważ świadczenia z ZUS są objęte podatkiem wg stawki 18 i 32 proc., a środki wypłacane z IKE będą wolne od podatku. Pomijając wszelkie aspekty polityczne i rozważania jaki system emerytalny byłby na najlepszy, warto się zastanowić jaki wpływ reforma będzie miała na polski rynek kapitałowy. A będzie miała znaczny, ponieważ około 127 ze 163 mld zł środków zgromadzonych w OFE ulokowane jest w udziałach spółek na GPW. Sam premier przyznaje, że reformę należy przeprowadzić ostrożnie, aby nie wykreować szoku podażowego na warszawskiej giełdzie.
Zobacz też:
Rodzaje „kredytów frankowych”, czyli ile franka jest we franku?
Środki, które obywatele zdecydują się pozostawić na IKE będą cały czas zarządzane przez PTE, które z czasem przekształcą się w TFI. Te, zarządzając pieniędzmi na IKE, mają być objęte wieloletnim planem obniżania zaangażowania w akcje spółek na GPW o 2,5 pkt proc. rocznie, celem ograniczenia sztucznie wykreowanej podaży.
Powyższe ewolucyjne rozwiązanie wydaje się bezpieczne dla rynku kapitałowego. Jednak co się stanie w skrajnym przypadku jeśli obywatele zdecydują się przelać wszystkie pieniądze do ZUS? Trudno sobie wyobrazić, aby państwowy ubezpieczyciel zarządzał takimi aktywami ulokowanymi w akacjach, bo nie ma do tego odpowiedniej kadry i nie jest to jego zadaniem. Czy zatem wszystkie akcje posiadane przez OFE miałyby zostać jednorazowo sprzedane, aby wygenerować gotówkę? To też mało prawdopodobne, bo wywołałoby ogromny szok podażowy i katastrofę na rynku akcji.
A może rząd pokusi się wtedy o „wydrukowanie” pieniędzy? W końcu nasze emerytury to tylko zapis na subkoncie w ZUS, a pieniądze te będą trafiały na rynek dopiero w momencie przejścia na emeryturę, czyli małe jest ryzyko powstania inflacji. Wtedy udziały w spółkach należące do tej pory do OFE mogłyby zostać przejęte przez Skarb Państwa albo PFR. To byłoby bardzo niebezpieczne, ponieważ na rynku jest wiele spółek, które są uważane za prywatne, a różne OFE posiadają w nich po kilka-kilkanaście procent udziałów. W ciągu jednak dnia takie podmioty mogłyby zostać znacjonalizowane. Taki scenariusz wydaje się być na ten moment bardziej political-fiction, ale przedstawiony projekt reformy jest póki co pozbawiony konkretów, a uczestnicy rynku muszą brać pod uwagę różne scenariusze, w tym te skrajnie pesymistyczne.
Mat. prasowy