Choć w czołówce upadłości niezmiennie od trzech lat utrzymują się handel, przemysł i budownictwo, to na ryzyko bankructwa narażone są firmy z niemal każdej branży. Według danych Krajowego Rejestru Długów, 58% zeszłorocznych bankrutów było notowanych w KRD na dzień ogłoszenia upadłości przez sąd. Gdyby wierzyciele tych firm w porę wycofali się ze współpracy z nimi, to zaoszczędziliby ponad 55 mln zł.
W całym 2018 roku sądy ogłosiły upadłość 601 firm. Blisko jedna trzecia tych przedsiębiorstw została wpisana do KRD jako dłużnicy już na rok przed plajtą. Później było tylko gorzej: z każdym miesiącem zadłużonych firm w rejestrze przybywało, ale jeszcze szybciej rosła liczba ich wierzycieli, czyli podmiotów, którym dłużnicy są winni pieniądze.
Kosztowna niewiedza
W przypadku ubiegłorocznych bankrutów notowanych w KRD na każdego z nich przypada średnio 2,3 wierzycieli. Oznacza to, że 818 podmiotów zostało poszkodowanych w wyniku niewypłacalności 347 firm. Stracili łącznie 55 459 404,95 zł. Strata jest tym większa, że kłopotów można było uniknąć. 193 firmy z tego grona były notowane w Krajowym Rejestrze Długów jako dłużnicy już na rok przed bankructwem, a 296 na kwartał przed upadłością. Jeśli ktoś sprawdzał kondycję finansową tych firm – wiedział, że ma do czynienia z dłużnikiem.
– Mówi się, że dane są ropą naftową współczesnego świata. Jeśli tak, to informacja gospodarcza musi być złotem. Firma, która dość wcześnie zyskuje wiedzę o złej sytuacji finansowej kontrahenta, może w porę wycofać się ze współpracy lub zmienić warunki umowy. Jeśli takiej wiedzy nie ma, może pójść na dno wraz z bankrutem – mówi Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.
Z bazy danych KRD w 2018 roku przedsiębiorcy pobrali 35 788 205 raportów o kontrahentach – to o ponad 2 mln raportów więcej niż jeszcze rok temu. Jednak za ten wzrost odpowiadają głównie duże firmy, które weryfikację klientów stosują już standardowo.
– Odmienną postawę widać wśród małych i mikroprzedsiębiorców. Albo nie sprawdzają z obawy, że klient się obrazi, albo ograniczają to sprawdzanie tylko do nowych kontraktów lub dużych transakcji. I potem niestety często sami na tym tracą. Co czwarty ubiegłoroczny bankrut to mikroprzedsiębiorca. Część z nich splajtowała na skutek własnych błędów, ale w części przypadków powodem był brak zapłaty od nierzetelnych kontrahentów – mówi Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.
Co czwarty bankrut to JDG
Blisko trzy czwarte firm, które przed ogłoszeniem bankructwa zostały wpisane do KRD, to spółki, z kolei 26% to jednoosobowe działalności gospodarcze.
Zobacz też:
Światowy Dzień Backupu: zrób kopię zapasową danych biznesowych
Jeśli analizować dane pod kątem województw, to dominuje Mazowsze, Śląsk i Wielkopolska – pochodzą stamtąd najbardziej zadłużeni bankruci. Top 3 zadłużonych branż to niezmiennie od kilku lat: handel, przemysł i budownictwo. Na kolejnych miejscach znajdują się: transport, firmy prowadzące działalność naukową, nieruchomości i finanse.
Branże podwyższonego ryzyka od lat są też na celowniku analityków Krajowego Rejestru Długów i Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych. Według raportu „Portfel Należności Polskich Przedsiębiorstw” za IV kwartał 2018 roku, firmy przemysłowe, budowlane i handlowe mają największe problemy z wyegzekwowaniem płatności od kontrahentów, a zaległe należności są też dla nich największą barierą w prowadzeniu działalności – między innymi uniemożliwiają inwestycje czy utrudniają wprowadzanie produktów na rynek.