W ostatnim czasie cena baryłki ropy WTI w dostawach na maj spadła poniżej 50 USD. Przewaga argumentów świadczących o możliwej kontynuacji zniżek świadczy o nieuchronnym zbliżaniu się kursu do poziomu 40 USD, obserwowanego po raz ostatni na przełomie 2008 i 2009 roku.
Jedną z podstawowych przyczyn spadku cen ropy jest jej nadpodaż w wyniku rewolucji łupkowej za Oceanem. W ostatnich latach wielkość produkcji w USA wzrastała lawinowo, zbliżając się do bariery 10 milionów baryłek wydobywanych dziennie. Wcześniej możliwość osiągnięcia poziomu obserwowanego po raz ostatni w latach 70-tych była wielokrotnie podważana. Czynnikami przemawiającymi za spowolnieniem miały być m.in. sezonowość i warunki pogodowe. W rzeczywistości zapasy ropy za oceanem są największe od kilkudziesięciu lat, a ich eksport zwiększa nadpodaż globalną. W międzyczasie spread pomiędzy cenami ropy europejskiej i amerykańskiej zwiększył się nawet do 22 dolarów, a obecnie jest na poziomie 7 dolarów, co historycznie wciąż jest podwyższoną wartością.
Analogiczny wpływ na cenę surowca ma jego rekordowe wydobycie w krajach OPEC. W tym przypadku produkcja sięgnęła 31 milionów baryłek dziennie. Jest to poziom najwyższy od sierpnia 2013 roku, przy jednocześnie słabszej dynamice wzrostu popytu. Tym samym zasadne są prognozy zakładające spadek ceny ropy nawet do 20 dolarów za baryłkę. Ponadto przy wysokich zapasach mówić można o następstwach w postaci wzrastającego contango, a to z kolei przekłada się na spadek cen funduszy ETF z ekspozycją na ropę WTI.
Presję na „czarne złoto” wywierać może także sytuacja w poszczególnych państwach. Nieoczekiwana interwencja Arabii Saudyjskiej w Jemenie spowodowała krótkoterminowy wzrost cen ropy, mimo iż borykający się z problemami wewnętrznymi kraj nie należy do znaczących producentów tego surowca. Niemniej jednak znaczenie ma istotne położenie geograficzne i polityczne Jemenu, leżącego tuż przy szlaku handlowym z Zatoki Perskiej do Europy. Potencjalne uspokojenie nastrojów w tym rejonie z pewnością zostałoby odzwierciedlone w spadkach cen, podobnie jak rozwiązanie 12-letniego pata dotyczącego programu nuklearnego w Iranie. Złagodzenie sankcji ze strony państw grupy 5+1 zaowocowałoby zwiększeniem dostaw ropy z Iranu o milion baryłek dziennie. Sytuacja ta byłaby bardzo niekorzystna chociażby dla Rosjan, których budżet oparty został na prognozowanej cenie 50 dolarów za baryłkę. Dalsze spadki cen implikować będą konieczność użycia nowych form poszukiwania kapitału i programu cięć, do czego Kreml w obecnej sytuacji geopolitycznej zdecydowanie nie chciałby dopuścić. W praktyce możliwe jest wobec tego działanie mające na celu wykorzystanie potencjalnych destabilizacji w celu przekształcenia ich w kryzys naftowy, tym bardziej że różnorodne działania hamujące spadek cen ropy były wykonywane w przeszłości. Przed kilkunastoma dniami władze Iraku zwróciły się do koncernów naftowych o ograniczenie inwestycji w tamtejszą infrastrukturę naftową. Nie spotkało się to jednak ze znaczącą reakcją notowań.
Potencjalne spadki cen ropy nie stanowią zagrożenia dla firm petrochemicznych korzystających ze złóż polskich. Przyczyną są niskie koszty wydobywania, a ewentualnym problemem związanym z tanim surowcem stanie się ograniczenie inwestycji. Nietrudno znaleźć także gospodarki, które są niewątpliwymi beneficjentami spadku cen ropy. Zaliczają się do nich chociażby Niemcy, gdzie z oszczędności cieszą się koncerny motoryzacyjne i producenci wyrobów chemicznych.
Zważywszy na fakt, że globalna produkcja ropy jest obecnie wyższa od popytu o około 1,5 miliona baryłek dziennie, kraje takie jak Niemcy korzystać będą z zakładanego dalszego spadku cen surowca. Nierealne wydaje się być przy tym znaczące zmniejszanie produkcji przez kraje OPEC, co szczególnie w przypadku pozytywnego rozstrzygnięcia negocjacji na temat programu nuklearnego Iranu, uprawdopodabnia scenariusz handlu w okolicach 40 USD za baryłkę.