Ceny ropy naftowej oraz większości innych surowców ciągle szukają dna. Dolar nadal jest mocny, a rynki giełdowe polubiły kolor czerwony. Wszystkiemu towarzyszy wzrost ceny złota. Czy obecna, napięta sytuacja może być przedsionkiem nowego kryzysu? Analitycy z Citigroup ostrzegają – nadchodzi oilmageddon.
Terminem tym zostało określone połączenie 4 zjawisk: silny dolar, spadek cen surowców, osłabienie handlu i przepływów kapitałowych. W powyższym scenariuszu ogniskiem zapalnym mają być rynki wschodzące, które doprowadzą do efektu domina i światowego kryzysu. Według analityków Citigroup, niskie ceny ropy naftowej, spowodują mniejszy przypływ środków pieniężnych do gospodarek wschodzących, których wzrost gospodarczy jest silnie uzależniony od eksportu czarnego złota. Co więcej, mocny dolar jak wskazują dane historyczne, doprowadzał niejednokrotnie do załamania handlu światowego, które to często towarzyszyło nowym kryzysom. Na rynkach już teraz rośnie napięcie, a najważniejsze giełdy zostały zdominowane przez niedźwiedzie. Wydaje się, że w oczach inwestorów i analityków widmo kryzysu staje się coraz bardziej realne. W ich mniemaniu sygnały płynące z globalnej gospodarki nie są bezpodstawne. Analitycy prognozują również, że stabilizacja ceny czarnego złota w okolicach 50 dolarów za baryłkę może uspokoić sytuację na rynkach finansowych. Niemniej jednak, zgodnie z najnowszymi danymi, w średnim okresie (niektórzy postulują, że nawet w długim) cenie czarnego złota nie grozi odbicie.
Powyższy czarny scenariusz można jednak przedstawić nieco w innych barwach. Otóż, tanie surowce wspierają również ich importerów. Co więcej, silny dolar poprawia konkurencyjność eksportu tych państw np. w Polsce po raz pierwszy od transformacji ustrojowej mamy do czynienia z nadwyżką bilansu handlowego. Niskie ceny surowców wspierają także a może przede wszystkim konsumentów oraz niemal wszystkie przedsiębiorstwa, które nie są związane z ich produkcją lub ich obróbką. Ponadto, obawy, dotyczące kondycji gospodarczej drugiej największej gospodarki świata mogą okazać się przesadzone. Chiny wciąż rozwijają się w tempie nieosiągalnym dla większości innych krajów, a ich gospodarka zmienia swą strukturę, w której to coraz większe znaczenie odgrywa sektor usług. Dodatkowo, należy wspomnieć o rekordowo niskich stopach procentowych, które pobudzają wzrost gospodarczy. Dobrym pytaniem wydaje się zatem, dlaczego rynki finansowe zdają się dostrzegać tylko ten pierwszy scenariusz.
Odpowiedzią na to pytanie może być nadmuchana bańka spekulacyjna, która w związku z wieloma zagrożeniami, zwłaszcza ze strony rynków wschodzących może pęknąć. Od kryzysu finansowego, banki centralne kolejno obniżały stopy procentowe oraz stosowały wręcz ekstremalne luzowanie ilościowe. W efekcie, kolejne indeksy giełdowe osiągały historyczne szczyty. Każda bańka jednak pęka. Obecne okoliczności mogą okazać się dobrymi katalizatorami, dzięki którym najważniejsze giełdy odreagują ostatnią hossę – recesja w Chinach oraz możliwy kryzys na tamtejszym rynku nieruchomości, problemy gospodarcze krajów eksportujących ropę, w Stanach natomiast przeceny spółek naftowych. Obawy ogarnęły również cały sektor bankowy. Ponadto, wciąż nakręca się spirala zadłużeniowa w sektorze publicznym, ale nie tylko. Zarówno w USA jak i w Państwie Środka dynamicznie rośnie również dług w szeroko pojętym sektorze niefinansowym. Tak długa lista zagrożeń w połączeniu z nadmuchaną bańką spekulacyjną sprawia, że awersja do ryzyka rośnie, a sentyment rynkowy pogarsza się. W związku z tym, od początku nowego roku na rynkach przeważa kolor czerwony. Co więcej, cena złota zaczęła wzrastać. Najprawdopodobniej inwestorzy szukają bezpiecznych przystani. Ponadto obecnej sytuacji towarzyszy równocześnie relatywnie słaby i powolny wzrost globalnej gospodarki, który jest skutkiem ostatniego kryzysu finansowego. W związku z tym wydaje się, że istnieje wiele przesłanek na podstawie których można wieścić kolejne załamanie gospodarcze. Należy jednak pamiętać, że większość często się myli, a kryzysy przychodzą niespodziewanie. Na rynku istnieje zgoda, że gospodarka jest zagrożona. W latach poprzedzających minione kryzysy było całkowicie inaczej. Nie można zatem wykluczyć, że obecne czarne scenariusze okażą się tylko mrzonką.
Podsumowując, ostatni okres przyniósł wiele istotnych zagrożeń, które mogą zachwiać rynkami finansowymi oraz światową gospodarką. Niemniej jednak ciężko uwierzyć, aby nadszedł kryzys, którego od dłuższego już czasu wszyscy się spodziewają i oczekują. Skala problemów, jeśli nie zakładamy bankructwa Deutsche Banku (mało prawdopodobne, aby niemiecki rząd i EBC do takiej sytuacji dopuściły), nie jest raczej na tyle duża, aby wywołać dużo większą globalną przecenę akcji.
Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI