Jeszcze nie tak dawno, bo 15 stycznia w Polsce wrzała gorąca dyskusja, dotycząca najnowszych ocen wiarygodności kredytowej Polski. Ogniskiem zapalnym była agencja ratingowa S&P, która obniżyła rating Polski z „A-” do ,,BBB+” z perspektywą negatywną, podczas gdy Fitch nie zmieniła swojej oceny, pozostawiając ,,A” z perspektywą stabilną. Moody’s nie opublikowała swojej noty. Nasz rząd nie zgodził się z werdyktem S&P. Tymczasem, minęły niespełna 2 tygodnie, a agencja Moody’s opublikowała swoją analizę, w której negatywnie ocenia stan polskich finansów publicznych, podnosząc prognozę relacji deficytu budżetowego do PKB z 2,7% do 3,2% w 2015 roku oraz z 2,3% do 3,1% w 2016 roku.
Rynek finansowy obie złe informacje zdyskontował błyskawicznie, polski złoty dynamicznie się osłabił, a rentowność polskich dziesięciolatek skarbowych zanotowała skokowy ruch w górę. Dla naszej gospodarki zmiany te będą miały dwojakie skutki. Po pierwsze, wzrost rentowności obligacji spowoduje wzrost kosztów obsługi długu zaciągniętego w 2016 roku przez Skarb Państwa. Słaba waluta z jednej strony wpłynie na wzrost kosztów obsługi zadłużenia zagranicznego a z drugiej zwiększy wpływy z eksportu. Potwierdza to dodatni wynik bilansu handlowego, choć niestety rosną ceny dóbr importowanych. Co oznaczają negatywne oceny i analizy agencji ratingowych w długim terminie? Kluczem wydaje się zrozumienie, czym kierowały się agencje ratingowe w swoich analizach oraz na jakie zagrożenia zwróciły uwagę.
S&P uzasadniła swoją decyzję polityką, która prowadzi do osłabienia niezależności kluczowych instytucji w kraju, zwłaszcza NBP. Krytyka tego werdyktu opierała się na wskazaniach, że brak jest ekonomicznych przesłanek, które powinny być przecież podstawowym kryterium w ocenie wiarogodności kredytowej państwa. Niemniej jednak, o ile trudno pogodzić się z obniżeniem ratingu, o tyle ciężko nie zgodzić się z obawami analityków S&P.
We wtorek Moody’s odniósł się do sfery ekonomicznej i zwrócił uwagę, na wysokie ryzyko wzrostu deficytu budżetowego powyżej 3% w stosunku do PKB. Agencja podjęła taką decyzję na podstawie ekspansywnej polityki fiskalnej rządu. Ponadto, Moody’s podkreśliła, że w kolejnych latach nierównowaga budżetowa może być coraz większa. Również i w tej kwestii nie można się nie zgodzić, tym bardziej, że agencja zaprezentowała wyłącznie prognozę, pozostawiając rating na poziomie ,,A2” z perspektywą stabilną – jest to swego rodzaju ostrzeżenie dla polskiego rządu, który w gruncie rzeczy powinien brać pod uwagę oceny agencji ratingowych, gdyż odgrywają one bardzo istotną rolę na rynku finansowym.
Zarówno negatywna ocena S&P, jak i gorsze prognozy Moody’s,w najbliższym czasie mogą zniechęcić inwestorów do aktywności w Polsce. Niemniej jednak, nie powinny one spowodować istotnych fluktuacji. O tym może świadczyć wtorkowa, niemal natychmiastowa korekta osłabienia polskiej waluty oraz spadek rentowności obligacji, które potwierdzają, że inwestorzy podejmują obecnie decyzje pod wpływem globalnych nastrojów, a nie ostrzeżeń agencji ratingowych. Faktem jest jednak, że ich oceny nie są bezpodstawne a wielu ekspertów potwierdza i wskazuje, że stan finansów publicznych w Polsce pogarsza się. Nie ma zatem żadnych wątpliwości, że w długiej perspektywie inwestorzy będą coraz bardziej przyglądać się kolejnym ratingom Polski, które po ostatnich ostrzeżeniach mogą zostać obniżone, być może nawet przez całą ,,wielką trójkę”. To mógłby być prawdziwy cios zarówno dla państwa polskiego, naszej waluty jak i warszawskiej giełdy, która już teraz boryka się ze sporymi problemami.
Podsumowując, wydaje się, że agencje ratingowe wysyłają ostrzeżenia wobec Polski, zwracając uwagę na napiętą sytuację polityczną, która prowadzi do osłabienia niezależności instytucji. Agencje wskazują też na pogarszający się stan finansów publicznych. Póki co nie ma żadnych przesłanek, aby snuć czarne scenariusze i panikować. Niemniej jednak, o ile niespodziewana obniżka ratingu przez S&P wydawała się niesprawiedliwa, o tyle negatywna prognoza Moody’s potwierdza, że ostrzeżenia wysyłane przez agencje nie są tak do końca wzięte z sufitu. Dlatego też nie można ich bagatelizować i powinno się powziąć działania, które poprawią wizerunek polskiej wiarygodności kredytowej w oczach agencji ratingowych.
Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI