Wzrost niepewności na rynkach finansowych, osłabienie funta, spadki na giełdach, rezygnacja czołowych zwolenników Brexitu z życia politycznego, dymisja Davida Camerona. To tylko niektóre z pierwszych efektów brytyjskiego referendum. Niedługo musieliśmy czekać na kolejne skutki, które tym razem dotknęły brytyjski system finansowy. Kilka funduszy inwestujących w nieruchomości zawiesiło umarzanie swoich jednostek uczestnictwa. Zjawisko zaniepokoiło wielu analityków i obserwatorów rynku finansowego, gdyż ostatnia taka sytuacja poprzedziła wybuch kryzysu finansowego z lat 2007 – 2009.
Brytyjskie fundusze inwestujące w nieruchomości zawiesiły umarzanie swoich jednostek uczestnictwa, aby obronić się przed utratą płynności. Po decyzji Brytyjczyków o wyjściu z Unii, uczestnicy instytucji wspólnego inwestowania gwałtownie zgłosili chęć wycofania swoich środków. Płynność nieruchomości jest ograniczona, toteż fundusze inwestujące w ten segment rynku nie są w stanie szybko zamienić swoich aktywów na gotówkę, by spełnić żądania swoich uczestników. Kluczową kwestią pozostaje pytanie: dlaczego pojawiła się panika? Przecież jeszcze przed referendum wielu ekspertów zwracało uwagę, że rozwód Wielkiej Brytanii z UE uderzy przede wszystkim w rynek nieruchomości. Warto podkreślić, że wśród funduszy, które zdecydowały się na zawieszenie umarzania jednostek uczestnictwa znalazły się te największe: UK Property Trust zarządzany przez Aviva Investments, czy też M&G.
Opuszczenie UE przez Wielką Brytanię wiąże się z wieloma poważnymi konsekwencjami, w tym ze znaczącymi ograniczeniami w wolnym przepływie towarów, kapitału i osób. Zjednoczone Królestwo najprawdopodobniej będzie próbowało wynegocjować z UE umowę, na mocy której zachowane zostaną dwa pierwsze udogodnienia. Newralgicznym punktem jest wolny przepływ osób, który dla Brytyjczyków był decydującym argumentem na rzecz opuszczenia UE. Tymczasem władze unijne zdecydowanie podkreślają, że taka umowa nie wchodzi w rachubę. Taki scenariusz wycenia obecnie rynek. W związku z tym, wiele firm oraz osób prywatnych zapewne opuści Wielką Brytanię, zrobią to zwłaszcza największe instytucje finansowe, których centrale znajdują się w Londynie – dotychczasowej europejskiej stolicy finansów. Londyn najprawdopodobniej zostanie zdetronizowany, co odbije się na znaczącym spadku cen nieruchomości. Analitycy UBS prognozują, że ceny nieruchomości komercyjnych mogą spaść nawet o 20%. To może przełożyć się na wyceny spółek deweloperskich notowanych na giełdzie, które mogą stracić od 25 do 30%. Jednak to nie koniec problemów. Dane Banku Anglii wykazują, że tylko w sektorze małych przedsiębiorstw, aż 75% podmiotów wykorzystuje nieruchomości jako zabezpieczenia swoich kredytów. Spadek wartości nieruchomości obniży wartość zabezpieczeń milionów kredytobiorców, co może zachwiać stabilnością sektora bankowego oraz sytuacją ekonomiczną wielu przedsiębiorstw i osób fizycznych.
Czy zatem wszystkie wyżej wymienione czynniki mogą spowodować nowy kryzys finansowy na wzór tego z lat 2007 – 2009? Brexit wydaje się znacznie mniej niebezpieczny. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na różnice o podłożu fundamentalnym. Ostatni kryzys finansowy był efektem kredytów subprime, zaawansowanej inżynierii finansowej, braku uregulowań prawnych oraz chciwości. Natomiast obecna sytuacja jest całkowicie inna. Brytyjska gospodarka ma solidne fundamenty, a spadek cen nieruchomości będzie wynikiem wzrostu ich podaży, a nie pęknięcia nadmuchanej bańki. Ponadto oczekuje się, że deprecjacja funta zachęci inwestorów do inwestycji w Wielkiej Brytanii, co zneutralizuje efekty przecen nieruchomości. Należy także pamiętać, że proces Brexitu potrwa co najmniej dwa lata. Negatywne efekty nie będą gwałtowne, co korzystnie wpłynie na procesy dostosowawcze. Nie można również zapomnieć o roli Banku Anglii, który najprawdopodobniej będzie obniżał stopy procentowe. Oczywiście, prawdopodobieństwo krachu na brytyjskim rynku finansowym jest znaczące, lecz dalekie od prawdy jest założenie o kolejnym globalnym kryzysie gospodarczym, przed którym ostrzega wielu ekspertów. Inwestorzy powinni zachować szczególną ostrożność i przeanalizować wszystkie sektory gospodarki pod względem ich wrażliwości na Brexit. Wydaje się, że polscy inwestorzy nie muszą obawiać się zawirowań na brytyjskim rynku. Niemniej jednak, bolączką inwestorów z Książęcej są inne, wewnętrzne czynniki.
Skutki Brexitu uderzą w całą Wielką Brytanię, ale zwłaszcza w Londyn, który najprawdopodobniej istotnie straci na znaczeniu. Warto podkreślić, że proces ten będzie trwał latami. Jakie miasto może zostać nowym centrum finansowym? Najczęściej wskazuje się Paryż bądź Zurych i taki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny. Być może chociaż niewielka część londyńskiego City może również wybrać Warszawę, do której serdecznie zaprosił minister Mateusz Morawiecki. Z całą pewnością byłby to wielki sukces oraz kolejny czynnik napędzający polski rozwój, jednakże klimat polityczny oraz obecna sytuacja polskiego rynku kapitałowego nie stanowią zachęty dla największych instytucji finansowych.
Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI