Wszystko wskazuje na to, że stopy procentowe pozostaną na rekordowo niskim poziomie nie tylko w tym roku, ale prawdopodobnie także przez większą część, bądź nawet cały 2019 r. Eksperci NBP obniżyli prognozy inflacji, dając Radzie Polityki Pieniężnej argument przeciw ich podwyższeniu. Jednocześnie wzrost cen będzie na tyle mocny, by znacząco obniżyć realną wartość oszczędności.
Choć jeszcze do niedawna spora część ekonomistów zakładała, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy procentowe w tym roku, wydawało się to bardzo mało prawdopodobne, tym bardziej że taki pogląd wyraźnie kontrastował z deklaracjami naszych władz monetarnych. Prezes NBP Adam Glapiński od dawna deklarował, że nie widzi powodów, by zaostrzać politykę pieniężną, a RPP konsekwentnie uznawała, że obecny poziom stóp procentowych jest właściwy i zapewnia zachowanie równowagi makroekonomicznej oraz sprzyja stabilnemu wzrostowi gospodarki. Po marcowym posiedzeniu Rady nie ma już wątpliwości, że do końca roku podwyżki stóp procentowych nie należy się spodziewać. Wyraźnemu przesunięciu uległa także perspektywa podjęcia takiej decyzji. Obecnie można zakładać, że jeśli warunki makroekonomiczne nie ulegną zdecydowanej zmianie, stopy mogą pójść w górę dopiero pod koniec 2019 r.
Do takiego założenia skłaniają wnioski z najnowszej projekcji inflacyjnej, opracowanej przez Departament Analiz Ekonomicznych NBP. Choć jej pełna treść zostanie ujawniona 12 marca, już wiadomo, że prognoza inflacji na obecny rok została obniżona z 1,6-2,9 proc. do 1,6-2,5 proc., a na przyszły z 1,7-3,7 proc. do 1,7-3,6 proc. Oznacza to, że z 50 proc. prawdopodobieństwem górna granica przyjętego przez NBP celu inflacyjnego może zostać przekroczona dopiero w 2019 r., a niewykluczone, że średniorocznie, czyli trwale, dopiero w 2020 r. Co prawda podwyżka stóp procentowych, powstrzymująca zbyt szybkie tempo wzrostu cen, powinna zostać dokonana odpowiednio wcześniej, by nie dopuścić do trwałego przekroczenia wspomnianego celu, jednak prawdopodobieństwo tego, że tak się stanie, nie jest zbyt duże. Przemawia za tym prognozowany spadek dynamiki wzrostu gospodarczego, sygnalizowana przez część przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej opinia, że większość jej członków dość tolerancyjnie podchodzi do zjawisk inflacyjnych, a także fakt że większe znaczenie przywiązują oni do inflacji bazowej, a więc nie uwzględniającej wzrostu cen żywności i energii. Oczywiście te kalkulacje mogą się zmienić pod wpływem nowych okoliczności, czyli większego niż prognozowane nasilenia inflacji, zbyt mocnego wzrostu wynagrodzeń, silnego wzrostu wartości kredytów lub wystąpienia innych czynników, sygnalizujących zagrożenie dla równowagi makroekonomicznej. Na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Jednocześnie zakładany poziom inflacji jest na tyle wysoki, że w znaczącym stopniu będzie wpływał na obniżenie realnej wartości dochodów oraz oszczędności, tym bardziej biorąc pod uwagę średnie oprocentowanie lokat bankowych, sięgające 1,5 proc. oraz brak sygnałów, by banki były skłonne oferować posiadaczom oszczędności bardziej korzystne warunki (choć w przypadku nowych umów w styczniu średnie oprocentowanie wzrosło z 1,5 do 1,6 proc.). Należy też zwrócić uwagę, że biorąc pod uwagę inflację i wysokość głównej stopy referencyjnej NBP, wynoszącej 1,5 proc., już od stycznia 2017 r., a więc od czternastu miesięcy mamy do czynienia z realnie ujemnymi stopami procentowymi. W ciągu kilkunastu ostatnich lat takie zjawisko występowało sporadycznie jedynie dwukrotnie i to z przerwami: od kwietnia do sierpnia 2009 r. oraz od marca do grudnia 2011 r. Obecnie ma ono charakter trwały i wszystko wskazuje na to, że dotychczasowy czternastomiesięczny okres przedłuży się o co najmniej dwadzieścia kilka miesięcy, a więc łącznie może trwać ponad trzy lata. To sytuacja korzystna dla zadłużonych, którzy mogą cieszyć się niskimi ratami kredytów, ale jednocześnie bardzo niekomfortowa dla posiadaczy oszczędności, narażonych na inflacyjną erozję, co w dłuższym okresie ma konsekwencje nie tylko z perspektywy poszczególnych osób, ale także może być odczuwalne w skali gospodarki i tak cierpiącej na niedobór rodzimego kapitału i oszczędności, niezbędnych dla finansowania inwestycji.
Autor: Roman Przasnyski