Niewątpliwie najważniejszym dziś wydarzeniem będzie reakcja rynków na wynik greckich wyborów. Ten swego rodzaju giełdowy debiut będzie jednak prawdopodobnie jedynie stanowił wstęp do dalszych notowań, których bilans niełatwo przewidzieć. Deklaracje przywódcy zwycięskiej partii nie pozostawiają wątpliwości, że będzie nerwowo.
Wyborcze zwycięstwo SYRIZY rozpoczyna nowy etap rozgrywki dotyczącej nie tylko sytuacji w samej Grecji, ale także w strefie euro. Rozwój wydarzeń w greckiej polityce będzie w oczywisty sposób wpływał na działania unijnych władz, EBC, międzynarodowych instytucji finansowych i rzecz jasne inwestorów. Trzeb więc przygotować się na to, że grecki serial będzie zaprzątał uwagę rynków przez najbliższe tygodnie, do czasu utworzenia rządu i ogłoszenia jego programu. Nie można też wykluczyć scenariusza, w którym Grecy wkrótce ponownie pofatygują się do urn. W połączeniu z innymi, nie mniej ważnymi czynnikami makroekonomicznymi i politycznymi na świecie, będzie to stanowić mieszankę zapewniającą inwestorom sporą dawkę emocji, a rynkom impuls do podwyższonej zmienności jeszcze przez pewien czas.
Pierwsze sygnały nie zapowiadają, by dzisiejszy debiut miał spowodować trzęsienie giełdowych parkietów, ale sytuacja może nabrać dynamiki w ciągu dnia. Do dyspozycji będziemy mieć bowiem nie tylko deklaracje greckich polityków, ale także reakcje szefów finansów pozostałych państw kontynentu, którzy akurat dziś zbierają się na obrady w ramach tzw. Eurogrupy.
Jednocześnie nie ma złudzeń, że początek handlu będzie przyjemny. Stosunkowo spokojnie jest na parkietach azjatyckich, gdzie nie brakuje indeksów idących lekko w górę. Jednak Nikkei stracił 0,25 proc. Kontraktu na główne indeksy amerykańskie i europejskie tracą po 0,5-0,8 proc. Na rynkach towarowych dominują spadki. Ceny ropy zniżkują po prawie 1 proc., a notowania kontraktów na miedź idą w dół o 2,5 proc. Euro początkowo nieco osłabło, jednak z każdą godziną odrabia straty wobec dolara. Podobnie jest w przypadku franka szwajcarskiego.
Warto też zwrócić uwagę na to, w jakiej kondycji znajdują się poszczególne rynki i próbować wywnioskować, jak przygotowane są na ewentualne zawirowania, związane z wydarzeniami w Grecji. Indeks w Atenach jest o około 40 proc. niżej niż rok wcześniej, choć po niedawnym dotarciu do dołka z listopada 2012 r., od kilku dni próbuje odreagowania, a w piątek skoczył o 6 proc. Jaki ruch wykona dziś, trudno zgadnąć.
Wskaźniki głównych giełd europejskich są w trakcie rozpoczętej w pierwszych dniach stycznia silnej fali wzrostowej, która wyniosła je w górę po 12-13 proc., a DAX dodatkowo na rekordowy poziom w historii. Nawet pokaźna korekta spadkowa obrazu rynków w Paryżu i Frankfurcie radykalnie więc nie powinna zmienić. Ale jej pojawienie się jest bardzo prawdopodobne, a Grecja może być naturalną dla takiego scenariusza inspiracją.
W znacznie gorszej sytuacji znajduje się Wall Street, gdzie od początku roku indeksy zniżkują. Czterosesyjny ruch w górę z poprzedniego tygodnia zatrzymał się na poziomie, na którym zakończyło się poprzednie krótkie odreagowanie. Piątkowe cofnięcie się S&P500 trudno zinterpretować na korzyść byków, a jedynym plusem jest utrzymanie się indeksu powyżej poziomu 2050 punktów, mającego znaczenie bardziej psychologiczne, niż techniczne. Amerykanie nie muszą się Grecją aż tak bardzo przejmować, ale raczej nie pozostaną obojętni na reakcję parkietów europejskich, szczególnie jeśli byłaby ona zdecydowanie negatywna.
Obawy można mieć o rozwój sytuacji na naszym rynku, który nie dość, że ma swoje bankowo-surowcowe problemy, to jeszcze chętnie poddaje się niekorzystnym czynnikom, płynącym z otoczenia. Spadki na głównych parkietach nie uchronią nas pewnie przed wyprzedażą akcji największych spółek. A WIG20 nie ma już wiele miejsca na „bezpieczną” zniżkę. Przełamanie poziomu niedawnego dołka, czyli 2240-50 punktów, groziłoby powrót w okolice 2200 punktów, gdzie zrobiłoby się bardzo nerwowo.