Z początkiem listopada kalendarz i wypływający z niego sezonowy wzorzec powinien pozytywnie wpływać na koniunkturę giełdową. Tak się jednak nie dzieje, a indeks WIG20 stracił w minionym miesiącu aż 6,5% i co ważniejsze, przebił psychologiczną granicę 2000 pkt. Był to siódmy spadkowy miesiąc z rzędu i jednocześnie najgorszy pod względem skali zniżek.
W całym spektrum rynków wschodzących koniunktura nie była sprzyjająca, ale z pewnością nie była tak zła, jak na GPW. Widać wyraźnie, że lokalne czynniki odgrywają coraz istotniejszą rolę i z tego względu dla dalszych perspektyw naszego parkietu przyszłe poczynania EBC czy Rezerwy Federalnej nie będą miały decydującego znaczenia. Skoro problem słabości coraz silniej wiąże się z czynnikami wewnętrznymi, to również po ich stronie wskazywać należy próby naprawy sytuacji. Niestety w tej kwestii ciężko mówić o rychło nadchodzącym pozytywnym przełomie. Zmiany regulacyjno-podatkowe nie służą najważniejszym sektorom i ciężko jest sobie wyobrazić sytuację zmiany takiego stanu rzeczy. Czy bowiem podatek bankowy będzie złagodzony? Mało prawdopodobne. Czy spółki energetyczne nie będę musiały wspierać upadającego górnictwa? Wiadomo, że ten ciężar nie zostanie z nich zdjęty. W ten oto sposób, mimo sporego wyprzedania oraz minorowych nastrojów, rynek spada dalej, realizując przy tym negatywny scenariusz kreślony przez technikę. Po przekroczeniu poziomu 2000 pkt. indeks blue chipów zakończył wieloletnią konsolidację i konsekwentnie kontynuuje rozpoczętą w maju tendencję spadkową. W trakcie spadków widać trzy charakterystyczne elementy: luźną korelację z otoczeniem (co nasiliło się w ostatnim czasie), niewielkie obroty (podaż nie jest silna, ale popyt jest na tyle słaby, że ceny kontynuują zniżkujący trend), czułość na negatywne informacje. Aby mówić o możliwym odwróceniu spadkowej tendencji, spirala tych trzech elementów musiałaby się zakończyć. Wciąż czekamy więc na wzrosty przy większym obrocie bądź przejście w fazę obojętności na napływające niekorzystne informacje. Być może ten rok należy już spisać na straty i nikomu nie będzie zależało na grudniowym podreperowaniu i tak ostatecznie niekorzystnie rysującego się obrazu. Tym samym powstałaby niska baza na przyszły rok, która sama w sobie stwarzałaby możliwość pozytywnych zaskoczeń. Te wciąż są możliwe, szczególnie w przypadku małych i średnich spółek, dla których spodziewana stymulacja fiskalna rozpatrywana powinna być w kontekście, z pewnością nie przełomowych, ale jednak szans.