Niedawno zakończony styczeń ciężko zaliczyć do udanych. W przypadku krajowych dużych spółek był on dziewiątym spadkowym miesiącem z rzędu, co jednocześnie jest najdłuższą tego typu serią w historii. Równie niekorzystnie wypadły małe i średnie spółki, które przerwały okres swojej wcześniejszej względnej siły i zanotowały spadki nawet większe niż miało to miejsce w przypadku blue chipów.
Co jeszcze ciekawsze, pokaźne zniżki zanotowano również w USA czy Europie Zachodniej, co oznacza, że niezwykle trudno było się „ukryć” przed gorszą koniunkturą. W tym kontekście warto wspomnieć już wcześniej obserwowaną niemałą korelację pomiędzy zachowaniem lokalnych mniejszych spółek a sentymentem globalnym. W minionym roku taki obraz sytuacji był pomocny i wzmacniał siłę szerokiego rynku, ale teraz zaczął działać w kierunku przeciwnym.
Co stało za zmianą sentymentu? Powszechnie wskazuje się na dwie kwestie. Pierwszym są Chiny, a drugim permanentny spadek cen ropy naftowej. Oba argumenty wydają się być co najwyżej pretekstami, gdyż w dłuższym okresie ciężko jest znaleźć jakąkolwiek trwałą zależność pomiędzy nastrojami rynkowymi a zachowaniem parkietu w Chinach (gdzie notabene kapitału zagranicznego wciąż jest niewiele) czy zmianami cen ropy. Można powiedzieć, że inwestorzy jako masa wciąż nie do końca rozumieją co tak naprawdę się dzieje w Państwie Środka i dlaczego ceny ropy nie mogą znaleźć twardego dna. Pojawił się strach, który w zderzeniu z podwyższonymi wycenami akcji po kilkuletniej hossie prowadzi do podaży walorów. Sama sprzedaż zaczyna nieco różnić się od tej obserwowanej poprzednio, czyli podczas korekt z lat 2009-2015. Wcześniej po początkowym, nawet sporym, impulsie spadkowym ostatecznie zwyciężał pogląd potrzeby „kupowania spadków”.
Teraz nastroje i zachowanie są bardziej spójne ze „sprzedażą wzrostów”, co oznacza, że każda próba odbicia ma tak kruchą i nietrwałą naturę. Ponadto pojawiło się wiele minorowych predykcji od porównania przez George’a Soros’a obecnej sytuacji do tej z 2008 roku do niemalże ogłoszenia końca długoterminowego cyklu rynku długu przez Ray’a Dalio, bardzo szanowanego zarządzającego największym funduszem hedgingowym na świecie. Wiele wskazuje więc na to, że dobre czasy globalnej super hossy odchodzą do przeszłości, ale nie można jej jednoznacznie przekreślać. Warto wspomnieć, że wielkimi krokami zbliża się noworoczna przerwa w Chinach, co powinno uspokoić tamtejszy front, a uwaga może skierować się na działania banków centralnych, które tradycyjnie w chwilach grozy są źródłem nadziei dla inwestorów. Bank Japonii już przetarł szlak, ale to wciąż mało by wskrzesić „ducha” hossy, który wydaje się przygasać.