U progu lata nastroje na rynkach nie były najlepsze. Odczuwało się niepokój, jak zwykle w okolicach maja. Tym razem tradycyjne powiedzenie „sell in May and go away” potęgowane było nerwowym czekaniem na wynik brytyjskiego referendum odnośnie członkostwa kraju w Unii Europejskiej. Spadek, wywołany niekorzystnym wynikiem głosowania, okazał się katalizatorem do tradycyjnej „letniej hossy”.
Ten, kto akcje chciał sprzedać, zrobił to przed samym referendum lub tuż po ogłoszeniu jego wyniku. Wygaszenie podaży w połączeniu z napływem pozytywnych wiadomości skutkowało bardzo udanym latem. Aktualnie zmienność, mierzona popularnym „indeksem strachu”, powróciła do okolic najniższych poziomów po okresie kryzysu finansowego. By być precyzyjnym, jest ona najniższa od lata 2014 roku, co wówczas skończyło się paniczną październikową wyprzedażą. Czy widać tutaj pewną zależność? Na usta ciśnie się rynkowa sezonowość, która nie zawsze układa się po myśli kalendarzowego wzorca, ale trudno przejść obojętnie wobec możliwości powtórzenia się klasycznych zależności w dalszej części roku. Oznaczałoby to, że wracający z urlopów doświadczeni zarządzający trochę sceptycznym okiem spojrzą na letnie zakupy swoich młodszych kolegów i przystąpić mogą do realizacji zysków. Z urlopu wrócą również wszyscy politycy oraz prezesi ważnych spółek, co oznacza koniec „sezonu ogórkowego” i ponowne wezbranie informacyjnego strumienia, który w ostatnich latach częściej przynosił gorsze wiadomości od tych lepszych. Rynki globalne wydają się być „priced for perfection”, czyli nie pozostawiają większego marginesu na negatywne zaskoczenia. Tym samym według inwestorów gorsze wyniki amerykańskich spółek, mimo że ciągną się już od pięciu kwartałów, są jedynie przejściowe. Rezerwa Federalna stóp w tym roku może już nie podnieść, a inne banki centralne utrzymają łagodne nastawienie, mimo że zagrożenia związane z Brexitem się nie materializują.
Z kolei tak komunikowane w pierwszej połowie roku napięcia w globalnej gospodarce ustąpią miejsca powrotowi może nie spektakularnego, ale jednak stabilnego rozwoju dwóch kluczowych obszarów – gospodarek rozwiniętych na czele z USA, oraz krajów rozwijających się z Chinami na przedzie. A co, jeśli pójdzie coś nie tak? Banki centralne zostaną po raz kolejny wezwane do tablicy i zrobią „co należy”. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do takiego scenariusza, to właśnie jest dobry czas, by zabezpieczyć portfel przed możliwymi wahaniami.