W trakcie dokładniejszej analizy nowego projektu gospodarczego premiera Morawieckiego nasuwa się kilka kluczowych pytań: czy postawione cele są realne oraz czy źródła finansowania okażą się wystarczające? Wiele wskazuje na to, że nowy plan okaże się zbyt ambitnym zadaniem.
Mateusz Morawiecki przed przygotowaniem nowego projektu gospodarczego wraz ze swoimi ekspertami sporządził dokładną analizę, w której zwrócono uwagę na newralgiczne punkty polskiej gospodarki. Diagnoza wykazała, że dotychczasowy rozwój oparty był na zagranicznym kapitale przy równoczesnej marginalizacji krajowego potencjału. Ponadto, analiza uwidoczniła rosnące problemy związane ze stanem finansów publicznych oraz sytuacją demograficzną kraju. W efekcie, wzrost PKB nie przekłada się na proporcjonalną poprawę poziomu zamożności obywateli.
Lekarstwem ma być pięciofilarowy program oparty na: reindustrializacji, rozwoju innowacyjnych firm, kapitale na rozwój, ekspansji zagranicznej oraz rozwoju społecznym i regionalnym. Aby zapewnić realizację tych filarów, zostaną powołane do życia nowe podmioty: Narodowy Instytut Technologiczny, Polska Grupa Kapitałowa czy też Europejskie Laboratorium Badawcze Nowych Materiałów. Tylko do 2020 roku nowy program gospodarczy ma znaleźć swoje odzwierciedlenie we wzroście PKB per capita do 79% średniej UE. Dodatkowo, dynamika eksportu i produkcji przemysłowej ma przewyższyć tempo wzrostu PKB. W międzyczasie ma nastąpić zwiększenie nakładów na badania i rozwój do 2% PKB. Warto podkreślić, że plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju będzie obowiązywał do roku 2040.
Zdiagnozowane problemy polskiej gospodarki z całą pewnością zostały przez ministra Mateusza Morawieckiego trafnie zdefiniowane ale pamiętajmy, że były one przez ekspertów wskazywane już wiele razy. Zaproponowane pomysły nie stanowią też żadnych przełomowych rozwiązań, jednak ich implementacja jest konieczna, by polska gospodarka nie utknęła w pułapce średniego rozwoju i stagnacji gospodarczej, przed którą ostrzegają czołowi ekonomiści. Mateusza Morawieckiego warto pochwalić za samo przygotowanie długoterminowego planu gospodarczego, którego w rzeczywistości nie mieliśmy od wielu lat.
Mimo wszystko, już dziś pojawia się szereg wątpliwości. Po pierwsze, czy długofalowy plan będzie kontynuowany przez kolejne rządy, które być może będą miały odmienne wizje gospodarcze? Ponadto, projekt nie zakłada żadnego planu B. Docelowo wszystkie założone działania mają zostać zrealizowane w 100%. Najważniejszą kwestią pozostają źródła finansowania. Kwota 1,5 bln zł w polskich realiach brzmi nieco astronomicznie. Można szacować, że rocznie program będzie kosztował około 65 mld zł. Środki te będą pochodzić z polskich firm, nadpłynnych banków, spółek Skarbu Państwa, Funduszy Rozwojowych, środków unijnych oraz instytucji międzynarodowych. Czy sektor prywatny, który charakteryzuje się brakiem zaufania do państwa zechce wesprzeć plan Morawieckiego? Czy banki w czasach europejskiego kryzysu tej branży będą zainteresowane uczestnictwem w nowym programie rozwojowym? Trzeba także pamiętać, że obecna perspektywa budżetowa jest nadzwyczaj korzystna dla Polski. Już od dawna wiadomo, że w kolejnych latach środki unijne przysługujące Polsce będą znacznie mniejsze, tym bardziej w obliczu realnie nadchodzącego Brexitu. Nasz kraj jest coraz bardziej zamożny i nie zalicza się do krajów najuboższych. W związku z tym, udział EBOR, EBI, AIIB oraz Banku Światowego w programie na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju stoi pod sporym znakiem zapytania. Biorąc to wszystko pod uwagę, pozyskanie kwoty 1,5 bln zł jest zadaniem bardzo trudnym, wręcz mało prawdopodobnym.
Abstrahując od tych wątpliwości, warto zwrócić uwagę na pewien paradoks. Otóż rząd proklamując wielki program gospodarczy próbuje wyróżnić się na tle poprzedników i stara się być utożsamiany z ekipą wspierającą rozwój polskiej gospodarki. Tymczasem rządzący realizują bardzo hojną politykę społeczną, która nadmiernie obciąża budżet. Co więcej, już niebawem najprawdopodobniej rząd będzie próbował obniżyć wiek emerytalny, co przy obecnych problemach ZUS – u oraz niesprzyjających prognozach demograficznych pogrąży finanse publiczne. Niemniej jednak, rządzący permanentnie podkreślają, że utrzymają budżet w ryzach, a co więcej, poprawią jego kondycję. Jednak podejmowane działania nie są zbieżne i wydaje się, że nie doprowadzą do takiego rezultatu.
Osiągnięcie zaprezentowanych celów nie jest możliwe w wyznaczonym terminie. Zakładając, że program nabierze tempa w 2017 roku, to trudno oczekiwać wzrostu PKB per capita do poziomu 79% średniej UE już do roku 2020. W ciągu ostatnich 4 lat ten wskaźnik wzrósł zaledwie o 4 punkty procentowe. Konwergencja traci tempo nie tylko ze względu na uwarunkowania gospodarcze w Polsce oraz na świecie, ale także ze względu na to, że im wyższa jest zamożność państwa, tym trudniej utrzymać wysokie tempo wzrostu PKB. Oczywiście zadanie to jest wykonalne, ale nie w perspektywie kolejnych czterech lat. Podobnie jest z pozostałymi celami: wzrost eksportu o 70%, spadek wskaźnika zagrożenia ubóstwem relatywnym poniżej 15,5% itd. Do 2020 roku powstać ma również długofalowa strategia energetyczna kraju. Opracowanie strategii w przeciągu aż czterech lat z całą pewnością przybliży Polskę do prognozowanego deficytu energii elektrycznej. Natomiast problemy tej branży negatywnie odbiją się na całej gospodarce. Reformy w tym segmencie powinny mieć charakter priorytetowy.
Podsumowując, plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju rzetelnie i trafnie wykazuje słabe punkty polskiej gospodarki, zawiera też konkretne propozycje działań ale postawione cele na najbliższe cztery lata są zbyt ambitne. Niewykluczone, że nowy program odegra rolę głównie populistyczną, by utrzymać elektorat wyborczy. Z drugiej strony, postulaty zaprezentowane w planie Morawieckiego powinny zostać realizowane, choć nie możemy oczekiwać cudu gospodarczego.