Wbrew obawom, tempo wzrostu polskiej gospodarki w drugim kwartale utrzymało się na wysokim poziomie. Choć z opublikowanego przez GUS szybkiego szacunku wynika, że wyniosło ono 3,9 proc., a więc było nieznacznie niższe niż w pierwszych trzech miesiącach roku, gdy sięgnęło 4 proc., nadal są powody do optymizmu. Dane te są lepsze niż spodziewali się ekonomiści, którzy liczyli na wzrost o 3,8 proc.
Na niższą dynamikę wzrostu w drugim kwartale składają się trzy czynniki. Pierwszy, to efekt kalendarzowy, czyli mniejsza liczba dni roboczych w porównaniu do tego samego okresu z poprzedniego roku. Jego znaczenie jest niewielkie i nie ma on poważniejszych konsekwencji. Uwzględniając czynniki sezonowe, PKB wzrósł o 4,4 proc. Drugi, znacznie bardziej istotny, to negatywny dla PKB ujemnego bilansu wymiany handlowej. W drugim kwartale 2016 r. mieliśmy nadwyżkę eksportu nad importem, sięgającą 6,6 mld zł. Także w pierwszych trzech miesiącach obecnego roku eksport był wyższy od importu o 814 mln zł. Tymczasem drugi kwartał przyniósł wynoszący 1,2 mld zł deficyt w handlu zagranicznym. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że kolejnych kwartałach może być podobnie, a w każdym razie nie mamy co liczyć na nadwyżkę eksportu, która przekładała by się na wzrost PKB.
Przewaga importu nad eksportem byłaby mimo to zjawiskiem korzystnym, gdyby wiązała się ze zwiększonym zakupami za granicą dóbr inwestycyjnych, czy surowców, co świadczyłoby o inwestycyjnym przyspieszeniu, kompensującym z nawiązką wpływ deficytu handlowego na PKB. Na razie można przypuszczać, że znaczna część wzrostu importu to zakupy towarów konsumpcyjnych, wynikające zarówno z poprawy sytuacji materialnej konsumentów, jak i działającego na ich korzyść znacznego umocnienia się złotego. Od końca marca do końca czerwca kurs dolara obniżył się z 3,94 do 3,70 zł, a więc o 6 proc., sprawiając że sprowadzane z zagranicy towary są dla polskiego nabywcy tańsze.
Część konsumpcji, która do tej pory była głównym czynnikiem napędzającym wzrost gospodarczy, trafia do zagranicznych firm. Ten ubytek nie jest raczej tak duży, by mógł w istotny sposób ograniczyć dynamikę PKB, ale z pewnością, wraz ze wspomnianym pogorszeniem bilansu handlowego, jest odczuwalny. Tezę tę potwierdza nieco mniejsza niż w pierwszych miesiącach roku, dynamika sprzedaży detalicznej i obrotów w handlu detalicznym. Trzeci czynnik, mogący mieć wpływ na wynik drugiego kwartału, to prawdopodobnie słabszy niż można było oczekiwać, wzrost inwestycji. Wskazuje na to dość umiarkowany wzrost produkcji budowlano-montażowej, szczególnie biorąc pod uwagę ubiegłoroczne głębokie jej załamanie. Od kwietnia do czerwca ubiegłego roku spadała ona o 13-15 proc. w porównaniu do 2015 r., podczas gdy w analogicznych miesiącach obecnego roku rosła jedynie od 4,3 proc. w kwietniu do 11 proc. w czerwcu. W drugim kwartale niższy niż w pierwszych miesiącach roku był także wzrost produkcji dóbr inwestycyjnych, a także produkcji przemysłowej ogółem.
Generalnie więc znajdujemy się prawdopodobnie w okresie przejściowym, w którym inwestycje jeszcze nie przejęły roli głównego silnika wzrostu gospodarczego, a konsumpcja, choć wciąż zdecydowanie rośnie, to jednak jej dynamika nie wpływa już tak silnie na przyspieszenie tempa wzrostu PKB, utrzymując je na przyzwoitym poziomie. Od kształtowania się tych tendencji w kolejnych miesiącach, zależeć będzie ostateczny wynik polskiej gospodarki w całym roku, który można szacować na 3,8-4,1 proc.
Autor: Roman Przasnyski, Główny Analityk GERDA BROKER