W ostatnich dniach tematem gospodarczym numer jeden zaprzątającym polskie społeczeństwo była restrukturyzacja górnictwa, na co jednak wiele osób patrzyło z perspektywy obserwatorów (w górnictwie w Polsce zatrudnionych jest ponad 100 tys. osób, a w samej Kompanii Węglowej prawie 50 tys.). Wczoraj jednak, bardzo niespodziewanie, temat ten medialnie przycichł, bowiem pojawił się inny problem, dotykający ponad 700 tys. osób posiadających kredyty we frankach.
Szwajcarski Bank Centralny (SNB) zupełnie nie komunikując wcześniej takiego zamiaru rynkowi, zdjął sztywny parytet wymiany kursu EUR/CHF z poziomu 1,20, jednocześnie obniżając stopy procentowe o 50 pb. Główna stopa wynosi obecnie -0,75%. Początkowo mówiło się o tym, że SNB parytet tylko znacznie obniżył, do poziomu 1,05. Jednak okazało się, co potwierdzono na konferencji, że kurs EUR/CHF urynkowiono zupełnie, a SNB nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji ze względu na równoczesną obniżkę stóp. Motywuje swoją decyzję koniecznością/możliwością prowadzenia bardziej elastycznej polityki pieniężnej, także w kontekście przewidywanego wprowadzenia QE w strefie euro przez ECB. Sam jednak SNB przyznaje, że nie spodziewał się aż tak dużej reakcji rynku. Kurs EUR/CHF spadał nawet do poziomu poniżej parytetu, a obecnie jest na poziomie 1,03. T. Jordan, szef SNB, nie wykluczył dodatkowych interwencji, a zatem możemy dalej spodziewać się sporych zawirowań wokół kursu franka. Mocna waluta zdecydowanie nie służy szwajcarskim, nastawionym na eksport, firmom, co widać w spadającej o 10% szwajcarskiej giełdzie.
Kurs EUR/CHF i EUR/PLN są stosowane do wyliczenia pary walutowej CHF/PLN, szczególnie ważnej dla zadłużonych we frankach. Wczoraj kurs franka do złotego sięgał chwilowo ponad 5 zł, a obecnie jest na 4,15. Przed decyzją SNB był w rejonie 3,55. Oznacza to jednodniową aprecjację wyceny franka o prawie 20%. Tym samym mocno rośnie rata kredytu frankowego, a także wartość samego kredytu. Realizuje się skrajny scenariusz, którego jednak rząd obawiał się z innego powodu – referendum ws. zwiększenia ilości rezerw w złocie. Najgorsze w tym jest to, że prawdopodobnie aprecjacja franka nie jest chwilowa, a kurs szybko nie wróci do poziomu 3,60. Prędzej będzie stabilizował się wokół 4 zł. To oznacza zwykle o kilkaset złotych wyższą ratę kredytu, a także dla kolejnych tysięcy osób wzrost wartości kredytu powyżej wartość nieruchomości. Czyni to ich inwestycję praktycznie niesprzedawalną.
Potencjalne kłopoty płynnościowe niektórych polskich rodzin to jedna strona medalu. Druga kwestia to potencjalny wpływ niespłaconych hipotek na bilanse banków. Sektor ten, jak jeden mąż, został bardzo silnie przeceniony na GPW i to on odpowiada za fatalny wynik indeksu WIG20, przy czym rykoszetem oberwały nawet banki nie posiadające ekspozycji lub małą ekspozycję na kredyty we frankach. Te z największą wartością pożyczek to mBank, Millenium i Getin Noble Bank, przy czym przecena na tych dwóch ostatnich sięga kilkunastu procent. Może tak być ze względu na to, że są to średnie banki, a szczególnie Getin Noble w ostatnich testach warunków skrajnych wypadł słabo. Niebezpieczeństwem dla banków jest jeszcze ryzyko polityczne – być może komuś przyjdzie do głowy, aby wspomagać kredytobiorców kosztem banków na wzór modelu węgierskiego. Jest i jeszcze kolejny aspekt tak drogiego franka. Utrzymujący się na takich poziomach przed dłuższy czas w 2015 r. frank osłabi siłę nabywczą wielu polskich konsumentów. Co to oznacza? W związku z tym, że zamiast przeznaczyć 300-400 zł. na konsumpcję (kupno odzieży, sprzętu RTV/AGD, wyjście do kina, restauracji czy teatru) będzie musiał dołożyć do raty kredytu. Ucierpi na tym cała polska gospodarka, a więc firmy potencjalnie niezwiązane z sektorem finansowym również. Dlatego w tym kontekście polskiej gospodarce jeszcze bardziej potrzebna jest tania ropa. Póki co może ona amortyzować utratę wartości sprzedaży ze względu na raty kredytów, ale w dłuższej perspektywie ciężko przewidzieć zarówno urynkowiony kurs franka, jak i ceny ropy.