Pierwsze emocje rynkowe związane z dość zaskakującą decyzją wyborczą Amerykanów zdążyły już opaść. Donald Trump przekonał swoich rodaków, że to on będzie lepszym prezydentem niż Hilary Clinton i z tą decyzją należy się pogodzić. Pomimo pierwszych protestów ulicznych, reakcja rynków finansowych była zgodna z powiedzeniem ,,z dużej chmury mały deszcz”. W rzeczywistości zwycięstwo kandydata Republikanów zostało zdyskontowane w ostatnich dniach kampanii wyborczej. Dodatkowym, kojącym nerwy balsamem okazało się pierwsze przemówienie prezydenta elekta, które w żaden sposób nie przypominało retoryki z kampanii wyborczej. Ponadto Republikanie utrzymają większość w Kongresie. Pozornie niezgodna z wolą Wall Street decyzja wyborcza Amerykanów najprawdopodobniej nie spowoduje diametralnej zmiany sentymentu rynkowego w krótkim i średnim terminie. Jednak o ile część punktów programu wyborczego Donalda Trumpa może być katalizatorem wzrostów amerykańskich indeksów, o tyle wiele jego pomysłów może okazać się również łyżką dziegciu w beczce miodu.
Rynek finansowy ma wysokie oczekiwania w związku z postulowaną obniżką podatków, która z całą pewnością przyczyni się do wzrostu poziomu amerykańskich oszczędności, inwestycji i konsumpcji. Dodatkowo wzrost gospodarczy zostanie pobudzony przez wzmożone inwestycje strukturalne. Te części programu wyborczego mogą pozytywnie wpłynąć na wzrost największej gospodarki świata, na rynek pracy a przez to na koniunkturę na amerykańskiej giełdzie. Z drugiej strony, w nieco szerszej perspektywie działania te niekorzystnie wpłyną na budżet federalny, dla którego realizacja tych pomysłów jest najmniej opłacalnym scenariuszem. Donald Trump będzie musiał znaleźć oszczędności, ale póki co, nie wiadomo gdzie chce ich szukać. Mimo wszystko, niewielu wydaje się przejmować faktem, że Stany są najbardziej zadłużoną gospodarką na świecie (nominalnie) tj. ponad 19 bilionów dolarów, czyli około 105% PKB – liczby te nie robią wrażenia na Wall Street.
Powyższe reformy znajdą swoje odzwierciedlenie nie tylko w dynamice PKB, ale również we wzroście oczekiwań inflacyjnych a następnie w samej inflacji. To natomiast wpłynie na kolejne decyzje Rezerwy Federalnej, która do tej pory z Janet Yellen na czele była de facto gołębia. Oczywiście grudniowa podwyżka stóp procentowych nadal wchodzi w grę – prawdopodobieństwo szacowane przez FedWatch Tool wynosi obecnie 81%. Tym niemniej byłaby to dopiero pierwsza taka decyzja od grudnia 2015 r. – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Fed, w 2016 r. można było oczekiwać trzech, a nawet czterech podwyżek kosztu pieniądza. Tymczasem Donald Trump zapowiedział, że nie zdecyduje się na reelekcję Janet Yellen (jej kadencja kończy się w lutym 2018 r.). Według prezydenta elekta niskie stopy procentowe ,,podtrzymują fałszywą gospodarkę”. W rezultacie, w długim okresie można oczekiwać zdecydowanych jastrzębich zmian w amerykańskiej polityce monetarnej. To już nie jest dobra informacja dla Wall Street.
Wspomniana wcześniej „łyżka dziegciu” to mocno wyakcentowane postulaty wyborcze związane z protekcjonizmem państwowym. Postulaty, zwłaszcza te dotyczące polityki migracyjnej oraz handlowej okazały się argumentem przemawiającym do wyobraźni wielu Amerykanów. Z jednej strony coraz bardziej powszechna ksenofobia mocna nie tylko w Stanach, nie stanowi zaskoczenia. Wojna z terroryzmem, problemy migracyjne a w przypadku Amerykanów niechęć do imigrantów z Meksyku mają swoje uzasadnienie w kwestiach bezpieczeństwa, czy też w negatywnych skutkach ekonomicznych dla klasy średniej. Z drugiej strony warto pamiętać, że skokowy rozwój gospodarczy jest przede wszystkim efektem globalizacji, wolnego handlu, przepływu kapitału oraz siły roboczej. Tymczasem prezydent elekt w czasie kampanii wyborczej postulował renegocjację umów handlowych, zwłaszcza z Chinami oraz likwidację umowy NAFTA. Takie działania są krokiem wstecz i istotnie osłabią zarówno amerykańską, jak i tę globalną gospodarkę.
Jeśli chodzi natomiast o bezpośredni wpływ polityki nowego prezydenta USA na sytuację gospodarczą Polski, ten wpływ powinien pozostać niewielki. Bilans zysków i strat można rozliczać w kontekście kosztów utraconych możliwości, bowiem niewykluczone, że przyszły prezydent USA będzie próbował zablokować negocjowaną umowę TAFTA (Trans – Atlantic Free Trade Agreement), której beneficjentem z całą pewnością byłaby m.in. Polska. Ponadto działania Donalda Trumpa będą oddziaływać na globalny sentyment rynkowy, a ten jest niezmiernie istotny dla polskiej giełdy – jeżeli nastroje na światowych giełdach są napięte, to perspektywy wzrostów na warszawskim parkiecie są znacznie ograniczone. Potwierdza to obecnie rynek walutowy – trwająca wyprzedaż na amerykańskim rynku długu zaraziła inne rynki, w tym polski i potęguje przecenę złotego. Sprawy polskie ograniczają się raczej do współpracy w ramach obronności, czy też długo oczekiwanym zniesieniu wiz. Tym niemniej, zarówno Hilary Clinton jak i Donald Trump w kampanii wyborczej rzadko odnosili się do polskich interesów, a co więcej, wypowiedzi te były tylko hasłami i sloganami.
Podsumowując, postulatów prezydenta elekta nie należy postrzegać tylko i wyłącznie w ciemnych barwach. Należy podkreślić, że wiele zależeć będzie od jego przyszłych współpracowników, których póki co nie znamy. Mimo wszystko część punktów programu wyborczego należy ocenić negatywnie, co w długim okresie generuje istotną niepewność. Mimo wszystko kluczową kwestią pozostaje pytanie: czy Donald Trump w ogóle zrealizuje swoje postulaty wyborcze, czy też zrezygnuje z wielu kontrowersyjnych rozwiązań, które pozwoliły mu zwyciężyć w wyścigu do Białego Domu? Jeżeli te faktycznie zostaną wcielone w życie, to zapewne nieprędko – tak gruntownych reform nie da się bowiem przeprowadzić natychmiastowo. Wynik wyborów nie wpływa na obecną sytuację gospodarczą USA, toteż Wall Street została zdominowana przez kolor zielony. Z kolei zachowanie inwestorów na rynku długu wydaje się nieco przesadne. Niewykluczone, że większość kluczowych decyzji, bądź ich skutków skumuluje się w drugim roku kadencji Donalda Trumpa. To oznacza, że po raz kolejny „złotym graalem” może okazać się strategia oparta o cykl prezydencki.