Rynek finansowy zaczął przejawiać wszelkie cechy awersji do ryzyka. Wyprzedaż akcji przyjmuje dawno niewidziane rozmiary, surowce tracą, a na rynku walutowym wzięciem cieszą się „bezpieczne przystanie”. Czarne chmury zakryły rynki wschodzące i złoty utracił zeszłotygodniową neutralność.
Można debatować, na ile ucieczka od ryzykownych aktywów ma podstawy w obawach o spowolnienie gospodarce Chin, w jakim stopniu (dla niektórych) rozczarowujący protokół FOMC doprowadził do redukcji oczekiwań względem normalizacji polityki monetarnej Fed, a jak bardzo niska wakacyjna płynność rynku wyolbrzymia ruchy cen aktywów. Na obecnym etapie nikt nie rozważa podstaw awersji do ryzyka, kiedy na rynek trafiają czołówki newsów w postaci wejścia rynku akcji USA w rynek niedźwiedzia, prawie 10-procentowy spadek Shanghai Composite, czy rentowności 10-letnich obligacji skarbowych USA poniżej 2 proc. pierwszy raz od kwietnia. Na rynku walutowym panika na chińskim rynku przynosi presję na waluty surowcowe, głównie ADU i NZD, ale CAD i NOK. USD radzi sobie dobrze względem tych walut, ale przegrywa wobec bezpiecznych przystani, czyli JPY, CHF, a ostatnio w pewnym sensie i EUR. Choć trudno o stwierdzenie, że strefa euro jest wzorem stabilności, to jeśli przy gołębiej polityce ECB inwestorzy pożyczają euro dla inwestycji na innych rynkach, unijna waluta będzie mocna, gdy kapitał będzie uciekał od ryzyka.
Wydaje się, że rynki finansowe są teraz zdane na łaskę bankierów centralnych. W rynku kapitałowego i surowców zatamowanie zalewu pesymizmu z giełdy w Szanghaju leży w rękach Ludowego Banku Chin, choć po porażkach w dotychczasowych działaniach oczekiwania są bardzo nisko. Dla FX możemy być świadkami interwencji banków centralnych państw rozwijających się, gdzie awersja do ryzyka uderza najmocniej. Na tym tle wahania złotego wciąż są relatywnie małe i jeszcze nie zmuszą NBP do interwencji, ale jeśli EUR/PLN uderzy dziś w 4,30, może to być kropla przelewająca czarę.
Na szerszym rynku wiele będzie zależeć od stanowiska Europejskiego Banku Centralnego i Fed. Silne euro łamie podstawowe założenia polityki monetarnej ECB, słaba waluta oznacza poprawę konkurencyjności eksportu i import inflacji. Wydłużenie programu skupu aktywów poza założony termin września 2016 r. staje się coraz bardziej realne, ale obecnie potrzeba interwencji na tu i teraz. Komentarze Constancio (wt), Praeta (śr) i Coeure (czw) powinny być gołębie, ale rynek wolałby usłyszeć coś konkretnego od prezesa Draghiego. Na razie nic nie wiadomo o jego wystąpieniu podczas weekendowego sympozjum w Jackson Hole i pewna jest tylko konferencja po posiedzenia ECB 3 września. Z Fed mamy dziś Lockharta z Atlanty (21:55), Dudleya z Nowego Jorku (śr) i wiceprezesa Fischera (sb). Jako że rynek w ciągu tygodnia o połowę ściął wycenę pierwszej podwyżki we wrześniu, jest większy potencjał na jastrzębi odbiór stanowiska Fed. Już w piątek szef Fed z St. Louis Bullard stwierdził, że rynkowe oczekiwania co do polityki stóp procentowych są za niskie, ale komentarz przepadł w otchłani awersji do ryzyka.
W poniedziałek nie ma istotnych danych makro. Rynkowa panika to rzecz, której nie da się dokładnie zmierzyć, by ocenić, czy to już czas na konsolidację, czy dopiero początek załamania. Będzie interesujące, jak na azjatycki pogrom zareaguje Europa i USA.
Sporządził: Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.