Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych obniżył się w kwietniu 2016 r. o 1,1 proc. r/r. Był natomiast wyższy o 0,3 proc. w stosunku do marca br. – podał GUS.
Wskaźnik cen towarów i usług spadł w kwietniu 2016 r. (r/r) w stopniu najsilniejszym od roku. Tymczasem coraz więcej krajów UE wychodzi z deflacji, w tym Czechy (w kwietniu wzrost wskaźnika cen o 0,6 proc. r/r) i Węgry (o 0,2 proc. r/r). A przecież czynniki zewnętrzne – przede wszystkim ceny surowców, w tym paliwa – wpływają na CPI tych krajów w takim samym stopniu, jak na wskaźnik cen w Polsce.
Z punktu widzenia finansów publicznych staje się to coraz większym problemem, bowiem prognoza inflacji na 2016 r. to 1,7 proc., a w ciągu 4 miesięcy deflacja wyniosła 0,9 proc. I są już niestety budżetowe efekty tej olbrzymiej różnicy między prognozą inflacji a realną zmianą cen – po 3 miesiącach br. dochody budżetu państwa są niższe o ponad 4 mld zł w stosunku do harmonogramu Ministerstwa Finansów, z czego ok. ¾ to mniejsze wpływy z podatku VAT. Nie ma szans, aby te różnice wypełniły wpływy ze wzrostu konsumpcji w wyniku realizacji programu Rodzina 500+. W optymistycznym scenariuszu, gdy większość z 17,2 mld zł, które trafią w tym roku do gospodarstw domowych w ramach tego programu zostanie wydana na konsumpcję, do budżetu trafi 1,5-2 mld zł. A już po 3 miesiącach 2016 r. „dziura” we wpływach do budżetu państwa z tytułu podatku VAT to ok. 3 mld zł.
Wydawałoby się natomiast, że deflacja ma pozytywny wpływ na gospodarstwa domowe, bo ich realne wynagrodzenia są wyższe niż nominalne. Tymczasem ceny żywności rosną – kwiecień jest 7. miesiącem tego wzrostu. Jest to szczególnie odczuwane przez gospodarstwa domowe o niskich dochodach, bowiem udział żywności w ich wydatkach jest relatywnie wysoki. Zatem i gospodarstwa domowe, te o niskich dochodach, a tym samym te z dziećmi, też nie są beneficjentami deflacji. Korzystają z deflacji gospodarstwa domowe o wyższych dochodach, które w koszyku swoich wydatków mają paliwo do samochodu, wydatki związane z rekreacją i kulturą, korzystające z usług telekomunikacyjnych i często wymieniające sprzęt telekomunikacyjny, a także wydające relatywnie dużo na odzież i obuwie.
Beneficjentami deflacji nie są także przedsiębiorstwa, bowiem ich przychody rosną bardzo wolno, co zmusza je do stałej kontroli kosztów, w tym kosztów wynagrodzeń. Tymczasem rynek pracy staje się rynkiem pracownika, co oznacza konieczność zwiększania w coraz większym stopniu wynagrodzeń. Odbija się to na inwestycjach, które zapewne wzrosną w 2016 r. w stopniu znacznie niższym niż w ciągu ostatnich 2 lat.
Co prawda ceny ropy naftowej zaczęły rosnąć, ale przyczyna tego wzrostu jest nietrwała. Dlatego należy prognozować, że wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych będzie w całym 2016 r. w niewielkim stopniu, ale jednak ujemny. I nawet gdyby w nowej RPP zaczęło przybywać „gołębi” i zdecydowałaby się ona obniżyć w tym roku stopę referencyjną o 25 czy nawet 50 pkt. bazowych, nie będzie to zachęcać gospodarstw domowych do wzrostu konsumpcji, a przedsiębiorstw do inwestycji.