Siódmego czerwca zakończył się kolejny etap repolonizacji polskiego sektora bankowego. Pekao nie jest już częścią włoskiej Grupy UniCredit. Teraz pieczę nad bankiem sprawuje Skarb Państwa, za pośrednictwem PZU oraz Polskiego Funduszu Rozwoju, które zostały głównymi akcjonariuszami drugiego największego banku nad Wisłą. Dzięki transakcji sektor bankowy w 52% tworzy kapitał krajowy. Polityka repolonizacji jest konsekwentnie realizowana, jednak mimo wszystko taki sposób „udomowienia” budzi wiele kontrowersji, natomiast PR – owe hasła polityków wydają się zniekształcać prawdziwy obraz i sens tego procesu.
Repolonizacja to powrót polskiego kapitału do sektora bankowego, choć nie tylko do niego, bo rząd planuje też objąć tym procesem chociażby media. Cały szkopuł tkwi w tym, że w tym przypadku polski kapitał tożsamy jest z kapitałem Skarbu Państwa. Klienci Pekao najprawdopodobniej nie odczują żadnych zmian związanych z roszadami w akcjonariacie, co najwyżej będą musieli przyzwyczaić się do rebrandingu swojego banku tzn. do powrotu polskiego żubra. Takie przejęcie rodzi jednak wiele istotnych czynników ryzyka i zachęca do zadania pytania: czy to udomowienie, czy też nacjonalizacja?
Pekao to kolejna spółka giełdowa, a zarazem kolejny bank z indeksu WIG20 zależny od decyzji politycznych. To oznacza, że inwestorzy będą musieli na przykład przyzwyczaić się do częstych karuzel stanowisk. Nie to jednak budzi największe obawy. Banki pełnią niezmiernie ważną rolę w gospodarce i państwo może chcieć wykorzystać swoje w nich udziały do realizacji polityki gospodarczej. To nie wzrost wartości przedsiębiorstwa może być celem numer jeden, a realizacja politycznych celów gospodarczych np. tak jak jest w przypadku spółek energetycznych, które w efekcie dużo straciły na swojej atrakcyjności inwestycyjnej.
Warto pamiętać również o tym, że główną motywacją do repolonizacji banków było przeniesienie ich ośrodków decyzyjnych do Polski i zwiększenie udziału polskiego kapitału w całym sektorze. Taki zabieg ma zwiększyć stabilność i bezpieczeństwo polskiego systemu finansowego. Często podkreśla się, że w dobie kryzysu z lat 2007 – 2009 spółki – matki wymuszały zatrzymanie akcji kredytowej w Polsce, pomimo że nad Wisłą skutki kryzysu nie były tak dotkliwe jak na Zachodzie. Łatwo oceniać decyzje z perspektywy ex post. Tymczasem nie da się ukryć, że takie działanie nie powinno stanowić zaskoczenia z perspektywy prowadzenia biznesu. Inną kwestię, często pomijaną, stanowi fakt, że KNF czuwa nad sektorem i systematycznie aktualizuje wymagania kapitałowe dla danych podmiotów. W efekcie zagraniczne spółki – matki w razie takiej potrzeby są zmuszone dokapitalizować swoje córki. Pytanie brzmi, czy w razie sytuacji kryzysowej państwo byłoby w stanie wyłożyć tak ogromne pieniądze? Co więcej, skupienie tak istotnego udziału rynkowego w jednym podmiocie zwiększa ryzyko systematyczne.
Mimo wszystko nie da się ukryć, że PZU (czyt. Skarb Państwa) dobił świetnego targu. Cena kupna udziałów w Pekao wydaje się atrakcyjna, tym bardziej że bank jest naprawdę solidny pod względem jakościowym. Nie najlepsza sytuacja UniCredit, która doprowadziła do wzrostu popytu Grupy na kapitał oraz wcześniejsza dekoniunktura na warszawskim parkiecie sprawiły, że wycena Pekao nie była wymagająca, choć transakcja opiewająca na kwotę kilkunastu miliardów złotych niewątpliwie robi wrażenie. W efekcie Grupa PZU zasługuje nie tylko na miano giganta ubezpieczeniowego, ale również i bankowego. Ponadto, Pekao to spółka zyskowna i wypłacająca sowitą dywidendę. Zatem z czysto biznesowego punktu widzenia niniejsze przejęcie wydaje się trafną decyzją.
Podsumowując, należy podkreślić, że obecna repolonizacja przypomina nacjonalizację i niekoniecznie prowadzi do wzrostu bezpieczeństwa systemu finansowego, tym bardziej że kryzysy bankowe bardzo często mają charakter egzogeniczny i globalny. To bezpieczeństwo zależy od dywersyfikacji właścicielskiej branży, od jakości zarządzania oraz od odpowiedniej polityki ostrożnościowej i działań nadzorcy. Zwiększenie roli państwa w sektorze bankowym generuje ryzyko realizacji polityki gospodarczej poprzez realną działalność gospodarczą banków zależnych od Skarbu Państwa i może negatywnie wpłynąć na całą branżę. Znacznie bardziej efektywnym rozwiązaniem i bliższym definicji „udomowienia” byłoby wykorzystanie polskiego kapitału prywatnego, choć istnieje ryzyko, że takiego kapitału nie udałoby się znaleźć. Dlatego też obecny kształt repolonizacji wydaje się jedynym realnym sposobem na jej przeprowadzenie, choć nie należy bezkrytycznie wierzyć PR – owym hasłom wielu polityków, którzy aktualną repolonizację banków utożsamiają z gwarantem wzrostu bezpieczeństwa systemu finansowego i z pozytywnym bodźcem dla gospodarki.
Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI