Repolonizacja banków to jedno z flagowych haseł wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Po objęciu władzy, partia rządząca prężnie wzięła się do pracy, dlatego ubiegły rok przyniósł istotne zmiany na polskim rynku bankowym. Dzięki przejęciu Banku BPH przez Aliora oraz Banku Pekao przez PZU i PFR, udział polskiego kapitału w całej branży wzrósł do około 50%. Postępujące „udomowienie” sektora bankowego to nie jedyny przejaw repolonizacji. Niebawem swoim zasięgiem może ona objąć także media, przede wszystkim te lokalne, zdominowane w 90% przez kapitał zagraniczny. Choć w obu przypadkach wzrost znaczenia polskiego kapitału wydaje się wskazany, to dotychczasowa forma przeprowadzania repolonizacji budzi wiele kontrowersji i niekorzystnie wpływa na postrzeganie nadchodzącego procesu udomowienia mediów.
To co łączy repolonizację banków z potencjalną repolonizacją mediów to przede wszystkim bezpośrednie przesłanki do tego typu działań. W obu przypadkach głównym powodem do rozpoczęcia „udomowienia” jest dotychczasowa dominacja kapitału zagranicznego. Inną wspólną cechą tych przedsięwzięć może okazać się zaangażowanie Skarbu Państwa, który podobnie jak w przypadku banków, pokusi się o przejęcia na rynku mediów. To co zasadniczo różni oba projekty, to ich oczekiwane skutki ekonomiczne oraz polityczne.
Dominacja kapitału zagranicznego w sektorze bankowym stanowi istotny czynnik ryzyka w dobie globalnych zawirowań gospodarczych, które mogą przyczynić się do nadmiernego transferu kapitału poza granice kraju np. by wsparać spółki matki. Oczywiście nie można zapominać o drenażu zysków, ale to stabilność sektora finansowego jest dobrem publicznym i pozostawać powinna w centrum uwagi.
Czy w czasie kryzysu państwo, które jest dostarczycielem polskiego kapitału zdoła dokapitalizować banki? Jeżeli tak, to kto na tym ucierpi? Budżet państwowy to nie worek bez dna. W przypadku repolonizacji mediów takich zagrożeń i wątpliwości nie ma. Co więcej, trudno odnaleźć jakiekolwiek przesłanki ekonomiczne, które mogłyby przemawiać na korzyść „udomowienia” tego sektora, a ewentualna ingerencja państwa w dobrze prosperujący rynek medialny może negatywnie odbić się na jego kondycji.
Jeżeli zapowiedzi repolonizacji mediów okażą się faktem, na rynku może pojawić się Polski Dom Mediowy, który przejmie budżety reklamowe spółek Skarbu Państwa. Do tej pory korzystały one z usług prywatnych agencji reklamowych. Nowy podmiot może zachwiać obecną równowagą i uderzyć w małe i średnie firmy komercyjne – te większe zapewne będą w stanie stanąć do walki z nowym konkurentem. Warto pamiętać o coraz większej ingerencji państwa w gospodarkę, która w minionym roku szczególnie dotknęła spółki giełdowe zależne od Skarbu Państwa, w tym również banki. Nie można również bagatelizować rotacji w zarządach, które pojawiają się znacznie częściej niż tylko i wyłącznie po zmianie władz politycznych. Ten chaos nie wspiera działalności przedsiębiorstwa – w przypadku państwowych przejęć w sektorze mediowym, takie czynniki ryzyka zyskają na znaczeniu.
Brak przesłanek ekonomicznych przemawiających za repolonizacją mediów to niejedyny aspekt, który budzi kontrowersje. Wiele wskazuje na to, że zapowiadane „udomowienie” mediów ma tylko i wyłącznie charakter polityczny. Coraz głośniej mówi się o tym, że to kolejna próba zwiększenia wpływów obecnej władzy w mediach. W związku z przedstawionymi uwarunkowaniami ekonomicznymi trudno zanegować takie opinie. Dlatego słowo ,,repolonizacja” nabiera nowego znaczenia i bardziej przypomina nacjonalizację. Niewykluczone, że lepszym rozwiązaniem, zarówno w przypadku banków jak i mediów, byłoby zwiększenie udziału polskiego kapitału prywatnego, a nie państwowego. Takie działanie niewątpliwie rozwiałoby wszelkie wątpliwości o charakterze politycznym oraz byłoby znacznie bardziej efektywne ekonomicznie. W przypadku banków kości zostały rzucone, jednakże kwestia repolonizacji mediów pozostaje otwarta. Rząd być może powinien rozważyć odejście od dotychczasowej formy tego procesu.
Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI